Panie Pośle, na światło dzienne wyszły kolejne e-maile między sędziami Trybunału Konstytucyjnego w okresie od 20 kwietnia do 1 czerwca 2015 r. Jaki mechanizm wyłania się z tej korespondencji?
– To jest przede wszystkim potwierdzenie, że sędziowie Trybunału brali czynny udział w przygotowaniu ustawy o TK z czerwca 2015 r., która nie tylko w ocenie Prawa i Sprawiedliwości była próbą zamachu na TK. W tym procederze aktywnie brali udział nie tylko posłowie Platformy, ale – jak widać – także sędziowie TK. Procedując w sejmowej komisji nad tym projektem, wiedzieliśmy, że w pracach nad tą ustawą uczestniczyli także sędziwie Trybunału, m.in. prezes Rzepliński. Ujawniona teraz korespondencja tylko potwierdza, że sędziowie TK już poza oficjalnym udziałem w komisji mieli jednak poważne wątpliwości co do tego, jak procedowany był ten projekt tej ustawy, że znakomicie zdawali sobie sprawę z tego, że „jest to psucie państwa”, i z konsekwencji z tego wynikających. Natomiast to, że się na to zgodzili, to tylko źle o nich świadczy.
Skoro sędziowie zdawali sobie sprawę z tego, że jest to działanie szkodliwe, to dlaczego – jako strażnicy Konstytucji RP – nic z tym faktem nie zrobili?
– No właśnie. Moim zdaniem fakt, że sędziowie TK mieli pełną świadomość konsekwencji wprowadzonych w tej ustawie zmian, mieli świadomość, że są one niekonstytucyjne, a mimo to zaakceptowali je, dyskwalifikuje ich jako sędziów Trybunału stojących na straży porządku konstytucyjnego. I tylko taka refleksja przychodzi mi do głowy, kiedy dowiaduję się o takim postępowaniu. To, co się narzuca, to jak w tej sytuacji przeciętny obywatel może ufać sędziemu, który mając pełną świadomość, że zmiana, która rodzi się w parlamencie, jest niekonstytucyjna; że de facto mimo przegranych wyborów ma na celu utrzymanie dominacji jednej strony sceny politycznej, a mimo to sędzia nie protestuje. Co więcej – akceptuje tę zmianę, natomiast wszczyna protest w momencie, kiedy PiS próbuje naprawić to, co wywołali politycy Platformy i niestety również niektórzy sędziowie Trybunału.
W jakiej roli, w jakim świetle stawia to prezesa TK prof. Andrzeja Rzeplińskiego i pozostałych sędziów – aktorów tego e-mailowego spektaklu – wiceprezesa Stanisława Biernata i sędziego Piotra Tuleję?
– Prezes Andrzej Rzepliński właściwie już od mniej więcej roku zachowuje się nie jak sędzia TK, ale jak rasowy polityk. To, że wbrew oczywistym faktom prezes Rzepliński kwestionuje każdą próbę naprawy prawa o TK, świadczy tylko o tym, że tak na dobrą sprawę nie ma już nadziei na to, że propozycje Sejmu RP uchwalone w lipcu tego roku czy chociażby projekt o statusie sędziów TK zyskały akceptację prezesa TK i pozostałych sędziów – jak pan to określił – aktorów e-mailowego spektaklu. Ci ludzie idą w zaparte, bronią status quo, nie chcą dopuścić do dobrych zmian w Polsce. I chyba nie ma już nadziei na to, żeby u tych osób nastąpiła jakakolwiek zmiana postaw.
Czy to oznacza, że TK bierze de facto udział w wojnie wytoczonej obecnemu rządowi?
– Niestety, ale tak to wygląda. Oczywiście nie można tego powiedzieć o wszystkich sędziach Trybunału, ale część z pewnością bierze udział w wojnie, jaką Platforma, nie mogąc pogodzić się z porażką wyborczą, wytoczyła rządowi PiS. Świadczą o tym chociażby wypowiedzi prezesa Rzeplińskiego, zresztą nie tylko wypowiedzi, ale również działania.
Jak powinni się zachować sędziowie – „bohaterowie” tych e-maili i de facto uczestnicy knowań przeciwko demokratycznie wybranej władzy?
– Krótko mówiąc, powinni się zachować przyzwoicie.
Czyli jak?
– Sędziowie Trybunału zdawali sobie sprawę, że zmiany, które w czerwcu ubiegłego roku przeforsowała w Sejmie Platforma, nie są zgodne z Konstytucją RP, że nie są zgodne z obowiązującym w Polsce prawem. W tym momencie należałoby się spodziewać refleksji, przeprosin i uznania, że PiS miało jednak rację, ale osobiście na to nie liczę. Natomiast obawiam się, że teraz będziemy słyszeć narrację w rodzaju, że my (sędziowie TK) stwierdziliśmy niekonstytucyjność tej ustawy i de facto próby zamachu na Trybunał, ale w tym momencie to już nie wystarczy. Trudno mi wejść niejako w skórę sędziego i powiedzieć, co się powinno zrobić w tak oczywistej sytuacji. Z całą pewnością sytuacja jest kompromitująca i w dojrzałych demokracjach doszłoby do złożenia rezygnacji z zajmowanej funkcji sędziego. I tego moglibyśmy się spodziewać po ludziach honorowych. Ale czy tak postąpią sędziowie, o których rozmawiamy, trudno mi powiedzieć.
Jest Pan zaskoczony wypowiedzią rzecznika Platformy Jana Grabca, który komentując ujawnienie korespondencji między sędziami TK, skupił się nie na zawartej tam treści, ale na tym, jak te e-maile znalazły się w rękach dziennikarzy?
– Mamy tę samą retorykę, jaką obserwowaliśmy po ujawnieniu słynnych taśm „Wprost”, w których jak w soczewce skupiają się ośmioletnie rządy Platformy, gdzie partia władzy zamiast krytyki zachowania swoich prominentnych polityków, de facto skupiła się nie na podsłuchiwanych, ale na tych, którzy ujawnili, w jakim poważaniu ta formacja ma Polskę i Polaków. Podobnie – jak widać – będziemy mieli teraz. Moim zdaniem, byłoby lepiej, gdyby politycy Platformy powstrzymali się od komentarzy i nie brnęli, bo to ich jeszcze bardziej pogrąży. Przecież to oni byli inicjatorami tej ustawy o TK, a co za tym idzie – ich chęć utrzymania się za wszelką cenę przy władzy i próba ingerowania w dobre zmiany dla Polski proponowane przez PiS było przyczyną tego kryzysu wokół TK. Podobnie od komentarzy powinni się powstrzymać sędziowie TK na czele z prezesem Andrzejem Rzeplińskim. Ludzie honoru z całą pewnością wiedzieliby, jak się w tej sytuacji zachować i co zrobić. Wątpię jednak, żeby te oba środowiska miały w sobie na tyle pokory, żeby przyznać się do tego, że psuli państwo, i ponieść konsekwencje.