logo
logo
zdjęcie

Zdjęcie: E.Sądej/ Nasz Dziennik

Fundusze europejskie a wzrost biedy w Polsce

Środa, 23 października 2013 (19:21)

Aktualizacja: Czwartek, 24 października 2013 (06:05)

Najnowszy wpis prof. dr. hab. Andrzeja Kaźmierczaka na blogAiD

 

Od 2008 roku zaczęły płynąć do naszego kraju pieniądze z unijnego budżetu. W ramach tak zwanego programu spójności Polska otrzymała blisko 70 miliardów euro. Fundusze te miały być przeznaczone na redukcję dysproporcji rozwojowych między poszczególnymi regionami kraju i na walkę z ubóstwem. Tymczasem od chwili, gdy uruchomiono fundusze na ten cel, poziom zagrożenia skrajnym ubóstwem wzrósł. O ile wskaźnik skrajnego ubóstwa w Polsce wynosił 5,5% w 2008 roku, o tyle w końcu 2012 roku już wzrósł do 6,7%.

Z Brukseli płyną ogromne pieniądze, a zagrożenie ubóstwem rośnie. Środki finansowe z Unii sobie, a bieda sobie. Poziom zagrożenia skrajnym ubóstwem zmniejszył się jedynie w trzech województwach. W jednym się nie zmienił się, a w pozostalych dwunastu województwach wzrósł.

Spadła dynamika wzrostu gospodarczego Polski. Tempo wzrostu PKB w 2008 roku było imponujące i wynosilo 6%. Tymczasem prognozowany wzrost PKB na ten rok to zaledwie 1,5%.

Podobnie było z bezrobociem. Jeszcze w listopadzie 2009 roku stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 11,4% ludności czynnej zawodowo. W sierpniu bieżącego roku wzrosła już do 13,0%. Strach pomyśleć, ile wynosiłby wskaźnik bezrobocia w naszym kraju, gdyby nie emigracja zarobkowa. Jak wiadomo, z Polski w ostatnich latach wemigrowało za chlebem 1,5 miliona osób. Należałoby je uznać u nas za bezrobotne.

Według danych GUS za 2012 rok w skrajnej biedzie żyło w Polsce 9,3% osób w wieku do 18. roku życia. A zatem co dziesiąte dziecko żyło poniżej minimum niezbędnego do przeżycia. W całej populacji ludności Polski skrajnego ubóstwa doświadczyło 6,7% obywateli. Wyjaśnijmy, że osoba doświadczona tym nieszczęściem jest wprawdzie w stanie przeżyć w sensie biologicznym, ale nie jest w stanie integrować się ze społeczeństwem. Z kolei w relatywnym ubóstwie, czyli na granicy minimum socjalnego, żyło w 2012 roku aż 16-17% obywateli naszego kraju, a więc jedna piąta całej populacji.

Bieda w Polsce jest dziedziczona, stabilizuje się i okopuje. Obserwacje wskazują, że wychodzenie z enklaw ubóstwa jest niesłychanie rzadkie, a doświadczenie biedy jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. Programy skierowane do ubogich nie są skuteczne, gdyż nie wyciągają ludzi z tego nieszczęścia.

Szczycimy się budową autostrad i dróg ekspresowych na europejskim poziomie. Tymczasem gminy nie mają pieniędzy nawet na naprawę dróg lokalnych po ubiegłorocznej zimie. Już wiadomo, że samorządy wyremontują w 2014 roku czterokrotnie mniej dróg lokalnych, niż zakładał plan na przyszły rok. Zamiast 2,4 tys. km dróg lokalnych gminy zmodernizują zaledwie 600 km.

Na przyszły rok zamiast miliarda złotych gminy i powiaty będą walczyć o marne 250 milionów dofinansowania z budżetu centralnego przeznaczonego na ten cel. Polska rozwija kosztowną sieć autostrad, zapominając o kluczowym dla polskiej gospodarki znaczeniu kolejowego transportu towarowego. Ta forma międzynarodowych usług transportowych przynosi zaledwie 3,8% przychodów w całości dochodów z usług przewozowych.

O jakości usług i problemach polskiej kolei nie ma nawet co zaczynać rozważań. Po prostu cofamy się w tej niezwykle ważnej dziedzinie usług międzynarodowych. Tymczasem z racji swego korzystnego położenia komunikacyjnego Polska mogłaby czerpać olbrzymie dochody z tego źródła w dewizach.     

Pieniędzy nie zabrakło natomiast na budowę stadionów sportowych. Stoją niewykorzystane i deficytowe. Pełnią rolę współczesnych piramid egipskich. Podobnie jest  z wykorzystaniem lotniska w Modlinie.

Głównym źródłem wzrostu gospodarczego naszego kraju w ostatnich latach były inwestycje sektora publicznego, a precyzyjniej – inwestycje finansowane ze środków Unii Europejskiej. Ich realizacja wymagała jednak współfinansowania w 30% funduszami krajowymi. A te uległy wyczerpaniu. Mimo że fundusze unijne nie zostały do końca wykorzystane, to nie można ich uruchomić. Samorządy jako główni ich beneficjenci  osiągnęły bowiem dopuszalną granicę zadłużenia. Są pod ścianą. Nie są już w stanie wysupłać wkładu własnego na realizację bardzo potrzebnych krajowi projektów. W konsekwencji wartość inwestycji publicznych, zamiast rosnąć, ulega obniżeniu.

Nakłady brutto na środki trwałe sektora publicznego w 2013 roku spadną w stosunku do roku 2012 o 7,0%. Jeszcze gorzej będzie w roku przyszłym, w którym spadek nakładów wyniesie jeszcze więcej, bo 7,7%. Mści się brak strategii wykorzystania unijnej perspektywy budżetowej na lata 2007-2013.

Warto wyciągnąć wnioski z doświadczeń realizacji pierwszej perspektywy budżetowej. Polska będzie miała jeszcze jedną, tym razem ostatnią szansę rozwojową po 2013 roku. W okresie 2014-2020 będziemy mieli do wykorzystania ponownie 70 mld euro (nie licząc środków na rolnictwo) w ramach drugiej perspektywy unijnej. Warto być mądrym przed szkodą. Miejmy nadzieję, że wydatkowaniu po 2013 roku darowanej nam kwoty 70 miliardow euro nie będzie towarzyszyć wzrost obszarów biedy ani wzrost bezrobocia.   

NaszDziennik.pl