Z danych ze strefy euro, opublikowanych na początku marca, wynika, że inflacja wciąż trzyma się mocno. To wystarczający czynnik do weryfikacji prognoz wskazujących, że inflacja, także w Polsce, ma wyraźnie spowolnić w trakcie tego roku?
– Wskaźnik inflacji w strefie euro obniżył się wprawdzie do 8,5 proc., ale mniej, niż tego oczekiwali ekonomiści. Co ważne, inflacja w największej gospodarce unijnej, czyli w Niemczech, nie spada. Wzrosła natomiast we Francji i Hiszpanii. Nie oznacza to jednak, żebyśmy mieli oczekiwać nowej fali inflacji. Inflacja staje się jednak bardziej przewlekła, niż myśleli optymiści. Potwierdzają to dane z USA. Europejski Bank Centralny i jego amerykański odpowiednik Bank Rezerwy Federalnej będą w rezultacie dalej podnosić stopy procentowe w tym roku w celu wyhamowania oczekiwań inflacyjnych. Na świecie jest bowiem dużo niepewności, z jednej strony geopolityka – starcie mocarstw: wojna na Ukrainie i sytuacja wokół Tajwanu, z drugiej otwarcie się Chin po covidowych lockdownach, które może zwiększyć zapotrzebowanie na surowce i ich ceny, a z trzeciej czynniki wewnętrzne, jak np. wycofywanie się poszczególnych krajów z interwencji na rynku energii czy ze wsparcia gospodarstw domowych w postaci różnych tarcz antyinflacyjnych. Żeby jednak sprawa była jasna, spowolnienie inflacji jest jak nadal najbardziej prawdopodobne, ale nie będzie tak szybkie, jak się największym optymistom wydawało.
Kiedy powinny nastąpić, oczekiwane przez wielu, obniżki stóp procentowych NBP?
– Obniżki stóp procentowych w Polsce mogą mieć generalnie miejsce w dwóch przypadkach. Po pierwsze, w wariancie pozytywnym, gdy inflacja spadnie w okolice obecnych stóp procentowych (od 22.09.2022 referencyjna stopa procentowa NBP wynosi 6,75 proc.), a prognozy będą wskazywały na dalsze jej obniżanie. Po drugie, gdy inflacja spadnie do poziomów jednocyfrowych, ale wzrost gospodarczy będzie niski lub ujemny przy pogarszającym się poziomie bezrobocia. Dzisiaj rynki finansowe w Polsce są neutralne i obstawiają obniżanie się inflacji wraz ze spadającymi cenami surowców na świecie oraz mniejszym niż w ostatnich latach wzrostem gospodarczym. W rezultacie prognozują, że stopy procentowe pozostaną niezmienione w 2023 roku, z możliwością ich obniżania w latach następnych. Tak przynajmniej wynika z notowań kontraktów terminowych. Pamiętać jednak należy, że żyjemy obecnie w bardzo niepewnym czasie, który może przynieść gwałtowne, a dzisiaj nieoczekiwane zmiany cen. Dlatego byłbym ostrożny w stawianiu na szybkie obniżki stóp procentowych, tym bardziej że w przeszłości wygasić inflację do poziomów zbliżonych do celu inflacyjnego z reguły udawało się w Polsce, jak i w innych krajach, dopiero po kilku latach. Wynika to przede wszystkim z zakotwiczenia oczekiwań inflacyjnych na rynku. Zmiana tych oczekiwań wymaga czasu lub – czego sobie nie życzmy – głębokiej recesji. Pamiętajmy jednak, że wiele gospodarek bardzo dobrze potrafiło się rozwijać mimo wyższej niż pożądana inflacji.
Dane GUS za IV kwartał 2022 r. wskazują na wyhamowywanie polskiej gospodarki. Jak poważne skutki dla przeciętnego pracownika czy przedsiębiorcy może przynieść oczekiwane spowolnienie?
– Wyhamowanie naszej gospodarki związane jest w dużej mierze z ograniczeniem konsumpcji. Wyższe stopy procentowe to droższe kredyty, a droższe kredyty to mniej pieniędzy w portfelach. Do tego jeszcze dochodzi inflacja. Za te same pieniądze możemy kupić coraz mniej produktów i usług. Dochodzi jeszcze większa niepewność, spowolnienie odbija się przecież na kondycji wielu firm, a to ma wpływ na sytuację pracowników. Bezrobocie będzie się punktowo zwiększać, jeśli pojawią się upadłości czy zwolnienia. Jednak w skali kraju nie należy oczekiwać istotnego wzrostu bezrobocia. Wciąż brakuje ludzi do pracy w wielu branżach. Przy tak słabej demografii, jak w naszym kraju, pracowników po prostu ubywa. W takiej sytuacji również pracodawcy nie są skorzy do zwolnień. Zwolnić pracownika jest bowiem łatwo, ale trudniej będzie go zastąpić w przyszłości kimś równie doświadczonym i biegłym w swoim fachu.
Trudno teraz znaleźć kogoś, kto nie narzekałby na wzrost cen, który dla przeciętnego Polaka staje się takim głównym przejawem obecnego kryzysu. Jak wygląda inflacja u nas w porównaniu z innymi europejskimi krajami?
– Inflacja w lutym 2023 roku pokazuje, że obecne ceny są średnio wyższe o 18,6 proc. niż ceny w lutym 2022 roku. Przypomnę, że wówczas inflacja względem 2021 roku wynosiła 8,5 proc., a więc w ciągu ostatnich dwóch lat ceny wzrosły blisko 30 proc. Czesi mają roczną inflację w wysokości 16,7 proc. a Węgrzy powyżej 25 proc. W strefie euro w marcu odczyt inflacji wyniósł 8,5 proc., a w ostatnich dwóch latach ceny wzrosły o 15 proc. Rekordzistami są kraje nadbałtyckie, które przyjęły euro w 2015 roku. Na Łotwie roczna inflacja od września 2022 roku nie spada poniżej 20 proc. Litwa, Estonia czy Słowacja mają roczną inflację powyżej 15 proc., a duże kraje unijne, jak Niemcy czy Włochy, w wysokości 9-10 proc. Jak widać, ten problem nie dotyczy tylko Polski. Pocieszające jest jednak, że inflacja w strefie euro systematycznie spada od października ubiegłego roku. Jak szybko może ona się cofać, pokazuje przykład Holandii. Jeszcze we wrześniu 2022 roku inflacja wynosiła 17,1 proc., a w styczniu 2023 roku było to już 8,4 proc. za sprawą niższych cen energii i porównywania cen do już ich wyższych poziomów. Teraz czas na Polskę.
Z czego wynika olbrzymi rozstrzał inflacji pomiędzy państwami członkowskimi strefy euro – w lutym od 4,8 i 5,5 proc. w Luksemburgu i Belgii do 17,2-20,1 proc.
w krajach nadbałtyckich?
– Przyczyn jest kilka. Kraje nadbałtyckie bardzo szybko odbudowały swe gospodarki po pandemii i weszły na szybką ścieżkę wzrostu gospodarczego. Towarzyszył temu szybki wzrost płac, przy wolniejszym wzroście produkcji. Producenci i importerzy podnosili ceny towarów, a kupujący mieli na nie pieniądze. W rezultacie ceny rosły już w 2021 roku, a przyspieszyły w 2022 roku wraz ze wzrostami cen energii. Co ciekawe, wzrosty te były nie tylko rezultatem zwyżek cen węglowodorów w związku z rosyjską agresją na Ukrainę, ale również wynikały z… wysokiego udziału energii odnawialnej w tych krajach. Warunki pogodowe, takie jak susze czy mniej wietrzna pogoda, dodały swoje trzy grosze do już i tak wysokich cen energii. Trzeba wiedzieć także, że nie dość, iż ceny energii rosły szybciej niż w strefie euro, to do tego ich udział w koszyku, na bazie którego obliczana jest inflacja w tych krajach, jest znacznie większy niż w krajach bogatych. To są po prostu kraje biedniejsze i statystycznie mieszkańcy więcej wydają na podstawowe produkty, których ceny szybciej rosły.
Czyli to, że znajdują się w strefie euro, nie ma w tym aspekcie nic do rzeczy?
– Niezupełnie. Gdyby miały swoje waluty, mogłyby prowadzić swoją własną propaństwową politykę monetarną, np. szybciej i bardziej podwyższyć stopy procentowe, żeby wyhamować kształtującą się nadwyżkę popytową. Przyjmując wspólną walutę, kraje te – z jednej strony – wyeliminowały ryzyko kursowe w transakcjach z innymi krajami strefy euro, ale – z drugiej strony – pozbawiły się możliwości prowadzenia niezależnej polityki monetarnej. Oddały swoje kompetencje Europejskiemu Bankowi Centralnemu z siedzibą we Frankfurcie nad Menem. Bank ten musi prowadzić politykę monetarną przede wszystkim z punktu widzenia najważniejszych gospodarek strefy euro, czyli Niemiec i Francji. a nie tych peryferyjnych.
A jak na tle innych państw europejskich poradziła i radzi sobie Polska?
– Patrząc na statystyki wzrostu gospodarczego, to na tle innych państw Polska radziła sobie z kryzysem covidowym i wojennym dość dobrze. Spadki PKB w 2020 roku były mniejsze niż w strefie euro. Gospodarka szybciej weszła na ścieżkę wzrostu już na początku 2021 roku i rozwijała się szybciej niż strefa euro aż do trzeciego kwartału 2022 roku. Teraz – jak o tym była mowa – przyszło spowolnienie. Pamiętajmy jednak, że państwo polskie wsparło ekonomicznie gospodarkę i obywateli podczas kryzysu covidowego i wojennego. Polityka fiskalna była bardzo aktywna. Programy, które obowiązywały w latach 2020-2021, pomogły wielu firmom utrzymać się na rynku i ograniczyły w ten sposób bezrobocie. Również polityka monetarna prowadzona przez Narodowy Bank Polski (NBP) była bardzo ekspansywna w kryzysie covidowym. Warto zwrócić uwagę, że to właśnie wzięcie na siebie ciężaru wychodzenia z kryzysu przez sektor publiczny przyczyniło się do powrotu na dodatnią ścieżkę wzrostu gospodarczego już w 2021 roku, ale – powiedzmy sobie też wyraźnie – to również sprzyjało wzrostowi cen. Ceny przyspieszyły wraz z wybuchem wojny na Ukrainie w lutym 2022 roku. Zwiększająca się inflacja wymusiła na rządach poszczególnych krajów działania, których celem było złagodzenie konsekwencji rosnących cen dla społeczeństwa. Polska wprowadziła takie działania w ramach rządowych tarcz antyinflacyjnych. Pamiętajmy też o tym, że dodatkowo Polska bardzo aktywnie pomaga humanitarnie i wojskowo Ukrainie.
Czy możliwość prowadzenia polityki pieniężnej z perspektywy Warszawy, dzięki posiadaniu własnej waluty, pozwoliła w jakiś sposób złagodzić drogę przez kryzysowe czasy?
– Posiadanie własnej waluty pozwala nam prowadzić własną politykę monetarną, w miarę niezależną od polityki monetarnej strefy euro. To wyrażenie „w miarę” ma duże znaczenie. Strefa euro to główny nasz partner ekonomiczny i w podejmowaniu decyzji NBP musi zwracać uwagę na to, co u naszego partnera się dzieje, w zakresie chociażby stóp procentowych. W sytuacji kryzysu covidowego polityka NBP była propaństwowa. Rada Polityki Pieniężnej obniżyła podstawowe stopy procentowe NBP w 2020 roku. NBP skupował również na rynku wtórnym papiery skarbowe. Inne działania obejmowały m.in. zapewnienie bankom płynności czy obniżenie stopy rezerwy obowiązkowej z 3,5 proc. do 0,5 proc., ale również interwencje na rynku walutowym w celu osłabienia złotego i polepszenia konkurencyjności polskiego handlu zagranicznego. Nie byłyby to możliwe, gdybyśmy byli w strefie euro. Europejski Bank Centralny musi brać pod uwagę teoretycznie interesy 20 krajów strefy euro, ale w praktyce dba przede wszystkim o swoje główne gospodarki. Został w tyle i dopiero teraz przyspiesza cykl wzrostu stóp procentowych. My – o ile nie zdarzy się nic nieprzewidywalnego – cykl podwyżek mamy już za sobą.
Da się ocenić taką praktyczną skuteczność dotychczasowych sankcji gospodarczych nałożonych na Rosję w kwestii ich wpływu na gospodarkę rosyjską?
– Jest to trudne. Bo jeżeli ktoś oczekiwał, że sankcje powstrzymają wojnę na Ukrainie czy nakłonią do protestów mieszkańców Rosji, to można byłoby stwierdzić, że nie były one skuteczne. Wojna trwa, a protesty były raczej lokalne i zostały szybko spacyfikowane. Mało tego, statystki pokazują, że gospodarka Rosji ma się nie najgorzej. Wprawdzie w 2022 roku PKB Rosji obniżyło się o 2,2 proc., ale to dużo mniej niż oczekiwane załamanie rzędu 10-15 proc. Oficjalne bezrobocie wynosi tylko 3,7 proc., inflacja 11,8 proc., a kurs rubla jest mocniejszy, stopy procentowe zaś mniejsze niż przed inwazją. Wysokie ceny węglowodorów spowodowały też, że saldo obrotów bieżących było w 2022 roku na niebywałym poziomie + 220 mld USD, dwa razy wyższym nim przed inwazją.
Jak to możliwe, przecież wciąż słyszymy o sankcjach, których celem jest odcięcie Rosji od napływu walut i technologii?
– Po pierwsze, gospodarka rosyjska przeszła na tryb wojenny, np. fabryka samochodów w Tatarstanie jest dzisiaj fabryką dronów we współpracy z Iranem. Czy produkujemy samochody, czy amunicję, to z punktu widzenia PKB nie ma zasadniczej różnicy. Po drugie, poszły w górę ceny surowców, szczególnie istotnych dla finansów Rosji węglowodorów. Po trzecie, Rosji udaje się omijać sankcje. Dla jednych wojna to cierpienie, dla innych to biznes. Iran, Turcja, Kazachstan czy Chiny, korzystając z okazji, wchodzą na miejsce krajów zachodnich. Nie zapominajmy o tym, że Rosja dobrze się przygotowała do wojny, wiedząc przecież, że ona nastąpi. Gospodarka stawała się coraz bardziej zamknięta, coraz mniej zależna od Zachodu. Rosja była częściowo przygotowana na sankcje i szybko na nie zareagowała.
Sankcje zatem nic nie dają?
– To, że Rosja radzi sobie gospodarczo znacznie lepiej, niż oczekiwano, nie oznacza, że sankcje nie działają. Gospodarka wojenna to mniej wydatków na zdrowie, edukację czy produkty codziennego użytku. Nie wszystko są w stanie zastąpić inne kraje. Opóźnienie technologiczne Rosji będzie się powiększać. Proszę zwrócić uwagę, że sankcje amerykańskie za czasów Ronalda Reagana nie obaliły komunizmu w jeden rok. Potrzeba było kilku lat, żeby reżim Gorbaczowa czy Jaruzelskiego zbankrutował. Surowce już tanieją, a to oznacza kłopoty dla budżetu i finansów Rosji zapewne już w tym roku. Mówiąc o sankcjach, pomyślmy nie tylko o Rosji, ale też o Chinach. Rolą tych sankcji było nie tylko osłabienie Rosji, ale także powstrzymanie Chin przed eskalacją napięcia wokół Tajwanu, które mogłoby zamienić się w otwarty konflikt ze Stanami Zjednoczonymi.