Jak ocenić decyzję Rady Unii Europejskiej dotyczącą wprowadzenia norm unijnych
i de facto zakaz rejestracji, a co za tym idzie – także produkcji samochodów spalinowych?
– Okazuje się, że zapowiedzi ofensywy zmierzającej w tym kierunku nie były żadnymi fake newsami ani żadną kaczką dziennikarską, tylko staje się to powoli faktem. Kiedy obserwuję przekazy medialne oraz głosy opinii publicznej, to wydaje mi się, że jak dotąd nikt tego na serio nie bierze. Jutro przypada 1 kwietnia i prima aprilis, ale to, co się wydarzyło, to nie jest ponury żart, ale fakt, który będzie pociągał całą serię konsekwencji. W mojej ocenie decyzja Rady Unii Europejskiej to zapowiedź urzędniczej rewolucji.
Tylko Polska była przeciw…
– Fakt, Polska była jedynym krajem spośród wszystkich państw członkowskich, który w sposób jasny, deklaratywny i bez wahania wyraził swój sprzeciw. Tyle że ten nasz sprzeciw nie oznacza, że jesteśmy przeciwko innowacjom
i rozwojowi nowych technologii, ale przeciwko głupocie – po prostu. Traktowanie odgórnie w formie nakazów czy zakazów wszystkiego, co wiąże się z kwestią komunikacji, przemieszczania się, powoduje, że taki twór prawny staje się zwyczajnie nieżyciowy. Zakaz rejestracji nowych samochodów z silnikiem spalinowym od 2035 roku to nic innego jak zamach na cały przemysł motoryzacyjny.
Dziwię się, że branża motoryzacyjna – mam na myśli producentów samochodów spalinowych – działała tak apatycznie i nie obroniła się na gruncie brukselskim. Jest to dość ciekawe, bo takie kraje, jak Niemcy czy Francja,
to są główni producenci samochodów w Europie.
Co to oznacza dla branży produkującej samochody spalinowe?
– Decyzja Rady Unii Europejskiej oznacza, że w stosunkowo krótkim czasie 12 lat producenci samochodów spalinowych będą zmuszeni dokonać gigantycznej rewolucji. Nie jest to bowiem tylko kwestia wymiany silników spalinowych na elektryczne, które podobnie jak baterie trzeba wyprodukować, co więcej – trzeba zbudować cały system, przeszkolić dziesiątki – jak nie setki tysięcy – pracowników, a jednocześnie sporą ich część trzeba będzie zwolnić, bo będzie to kompletnie inna rzeczywistość. Nowe kadry trzeba będzie przygotować, bo będzie to zupełnie inna technologia, inne zasilanie, baterie, inne wymagania itd. Ponadto ta rewolucja technologiczna będzie się wiązała z uruchomieniem nowych źródeł dostaw, bo baterie do samochodów elektrycznych będą wymagały użycia nowych materiałów, tzw. ziem rzadkich, które w całej tej transformacji energetycznej, w tym także produkcji samochodów elektrycznych czy w ogóle wysokich technologii, odgrywają niezwykle ważną rolę.
Mówimy tu o samochodach osobowych,
ale jest też pytanie o produkcję na masową skalę autobusów elektrycznych oraz samochodów ciężarowych o napędzie elektrycznym?
– Widziałem symulację dotyczącą autobusów elektrycznych średniej wielkości i koszt zakupu takiego pojazdu to rząd około 2,5 miliona złotych. Również producenci ciężarówek są sceptyczni, jeśli chodzi o napęd elektryczny dużych samochodów dostawczych.
Czy zatem zakaz po 2035 roku sprzedaży samochodów innych niż elektryczne to nie jest wizja irracjonalna?
– Na pewno jest to wizja bardzo nieżyciowa, która spowoduje ogromne zamieszanie i zawirowania. Tu już nie będzie wykluczenie komunikacyjne, ale wręcz paraliż, bowiem jeśli po 2035 roku rejestrowane mają być tylko samochody elektryczne, to będzie to dyskryminacja tych wszystkich ludzi, których nie stać będzie na zakup elektryków. Oczywiście, stare samochody o napędzie spalinowym będą jeszcze jakiś czas w użyciu i będą eksploatowane dłużej niż trzeba, bo ludzi zwyczajnie nie będzie stać na pojazdy elektryczne. Samochody staną się dobrem nie tylko luksusowym, ale wręcz dobrem ekskluzywnym, nieosiągalnym dla większości.
Nie ocieramy się o wykluczenie dużej części ludzi – i to ze strony Brukseli, która usta ma pełne frazesów o równości?
– To będzie nie tyle wykluczenie, ile totalna dyskryminacja komunikacyjna. To pokazuje, że wśród tych, którzy nas pouczają, oskarżają o rzekomy brak praworządności, wygrał interes, górę wziął biznes. Dzisiaj przypadki, że ktoś posiada samochód elektryczny, są jednostkowe, a co będzie, jeśli za 10 lat technologia rozwinie się na tyle, że to nie samochody elektryczne, ale samochody z napędem wodorowym okażą się przyszłością. A co będzie – a nauka rozwija się bardzo dynamicznie – jeśli się okaże, że pojawi się jeszcze jakaś inna alternatywa źródeł napędu samochodów? Jak widać, jest wiele niewiadomych. Zwróćmy więc uwagę, że zaczynamy popadać w pewne formy uzależnienia, pułapki, które są niebezpieczne. Powodują one duże ograniczenia i wyraźne wskazanie, kto będzie faworyzowany, a kto może zapomnieć o interesie.
I tu widać już, że faworyzowani są Niemcy, bo w przegłosowanej wersji zakazu samochodów z silnikami spalinowymi jest jeden wyjątek, za którym lobbowały właśnie Niemcy. Chodzi o samochody spalinowe wykorzystujące e-paliwa, czyli paliwa syntetyczne, które jeśli chodzi o Europę,
to są produkowane, zdaje się, tylko
w Niemczech…
– Zgadza się, ale to pokazuje, że problem zawsze tkwi
w szczegółach i to, co ważne, istotne, w dokumentach zawsze jest napisane małą czcionką. Swoją drogą, chyba do nas jeszcze nie dociera, chyba jeszcze nie rozumiemy, że lobby producentów niemieckich wywalczyło dla siebie korzystne warunki tej całej transformacji energetycznej. Czas wprowadzenia wspomnianego zakazu wydaje się odległy – 12 lat, ale w przypadku stworzenia fabryk, wykształcenia odpowiednich kadr to bardzo niewiele. Pamiętajmy, że wchodząc w tę nową technologiczną erę, trzeba będzie niemałej liczby samochodów elektrycznych, ale setek tysięcy, milionów. Będzie to zatem masowa rewolucja – także urzędnicza. Punkty ładowania to kolejny element, choć może nie aż tak duży. Natomiast mnie zastanawia to, co miałem okazję usłyszeć od ekspertów branży komunikacyjnej, a mianowicie pytanie: jak samochody elektryczne zachowają się w polskim klimacie? To, że można nimi jeździć, to wszyscy wiemy, ale faktów nie da się oszukać, zakłamać, bo każdy, kto miał czy ma samochód, wie, jak działa akumulator, który się rozładowuje. Chodzi o to, że zużycie baterii
w samochodach elektrycznych wzrasta w niskiej temperaturze. Zatem jak te samochody będą się zachowywać w naszym klimacie, kiedy w zimie bywa,
że ściska mróz i może się pojawić problem. Znam przypadek, kiedy właściciel samochodu elektrycznego podróżował zimą, w mrozie na trasie Olsztyn – Warszawa
i się modlił, żeby dojechać. Widział bowiem, że bateria podczas mrozu zachowuje się zupełnie inaczej, zużycie baterii wzrasta i zamyka możliwość dalszej jazdy. I to też są wątpliwości, które należy wyjaśnić: na ile klimat może być tym, który w tej transformacji będzie rozdawał karty. Inaczej sytuacja wygląda w basenie Morza Śródziemnego, a diametralnie inaczej u nas – i to też trzeba brać pod uwagę.
Zakaz samochodów spalinowych to tylko jeden z elementów całej tej ekologicznej rewolucji. Do czego nas może doprowadzić ten ideologiczny trend, jeśli chodzi o paliwa czy żywienie?
– To prawda, że temat, jaki poruszamy, to tylko jeden
z elementów większej całości. Tymczasem mówimy
o komunikacji, ale obok tej gałęzi mowa jest także
o żywności, nowych oderwanych od racjonalności modelach żywienia, ograniczeniu, a docelowo likwidacji produkcji zwierzęcej. I to też oznaczałoby likwidację – w skali Europy – milionów miejsc pracy. Znikną warsztaty samochodów spalinowych, ale rodzi się też problem utylizacji baterii elektrycznych i na ile będzie to ekologia, a na ile wyrosną jak grzyby po deszczu śmietniska baterii elektrycznych. Rodzi się pytanie o bezpieczeństwo użytkowania samochodów elektrycznych i co w sytuacji, kiedy – jak ostatnio mogliśmy się przekonać – dojdzie do zapłonu baterii i kto będzie gasił takie pożary? Jak widać, czeka nas cała masa niespodzianek, na które nie jesteśmy gotowi. Oczywiście świat idzie z postępem i nowe technologie – także w obszarze komunikacyjnym – są nieuniknione, one muszą przyjść, ale muszą to być zmiany ewolucyjne,
a nie rewolucyjne – w dodatku z podtekstem mocno ideologicznym. Tymczasem Bruksela i ośrodki władzy unijnej – eurokraci – idą na rympał w kierunku totalnej rewolucji, która może się zakończyć totalną klęską.
Unia Europejska i jej mocno zideologizowane kierownictwo nie zdają sobie sprawy, że Europa nie jest przecież kontynentem, który emituje tyle CO2, żeby zatrzymanie tego trendu pozwoliło zahamować globalne zmiany klimatyczne?
– Zmiany klimatyczne były, są i będą, bo dokonują się ponad nami. Czy mamy jakiś wpływ na burze magnetyczne na słońcu, czy mamy wpływ na erupcje wulkanów emitujących ogromne ilości CO2? Nie mamy, podobnie jak nie mamy wpływu na trzęsienia ziemi i inne zjawiska. Gatunki zwierząt, roślin pojawiają się i znikają, dając miejsce innym – świat ewoluuje. Człowiek stosunkowo niedługo używa silników spalinowych, które w odczuciu mocno zideologizowanych unijnych decydentów są źródłem całego tego zła. Co wcześniej było powodem zmian klimatu, epoki lodowcowej, wyginięcia dinozaurów itd.? Tak więc wszystkie te przemiany, jakie zachodzą, były, są
i będą, tym bardziej powinniśmy do tego podchodzić
z pokorą, a nie wchodzić w rolę natury. Mam wrażenie,
że ktoś, tworząc rozmaite, oderwane od rzeczywistości
i rozumu wizje, próbuje się bawić w Pana Boga. I czas najwyższy się zatrzymać, zreflektować. Oczywiście
o naturę i środowisko trzeba dbać, ale nie mamy i nie będziemy mieli wpływu na zachodzące zmiany. Człowiek nie ma nic do powiedzenia i przyroda – nieprzewidywalna –do końca jest nie do okiełzania, stąd w podejściu do natury powinniśmy mieć więcej pokory. Ponadto największymi trucicielami na świecie są Stany Zjednoczone, Chiny czy Indie, które podchodzą do sprawy ograniczenia emisji CO2 z rozsądkiem, a nie emocjonalnie, jak ideolodzy unijni.
I jeśli nawet ograniczymy w Europie emisję CO2, to nie tylko że nie pomożemy plancie, ale zniszczymy przemysł, ograniczymy własne możliwości na rzecz liderów innych kontynentów. Sami sobie możemy zaszkodzić, nie pomagając planecie.
Czy jest jakiś kres tego ideologicznego szaleństwa?
– Muszą się zmienić ludzie, którzy prą w te wszystkie ideologiczne odmęty. I jest niewykluczone, bardzo prawdopodobne, że wraz ze zmianą władzy w Parlamencie Europejskim w Komisji Europejskiej zmieni się ten wrogi wobec nas wszystkich trend. Wcześniej czy później władzę w państwach członkowskich przejmą ludzie rozsądni, co przełoży się na władze w Brukseli, które powiedzą, że nie ma zgody na takie szaleństwo. Ufam, że rozum wygra
z ideologią.