Wiele wskazuje na to, że Donald Trump, którego spisywano na straty, którego włóczono po sądach, na którego nakładano milionowe kary finansowe, którego ośmieszano na wszelkie możliwe sposoby, wróci na fotel prezydenta…
– Stany Zjednoczone wciąż są państwem, które dominuje w świecie i to w różnych dziedzinach, dlatego społeczność międzynarodowa siłą rzeczy musi postrzegać Amerykę w ten sposób. Dla wielu krajów to, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych, jest bardzo ważne. Jednak dla niektórych środowisk sytuacja, z jaką mamy obecnie do czynienia w Ameryce, jest trudna do zaakceptowania. Mam na myśli działania demokratów i osobiście prezydenta Joe Bidena, którzy de facto rozsadzają utarty od lat wizerunek Stanów Zjednoczonych jako lidera wolnego świata, gwaranta ładu międzynarodowego. Nadzieją pozostaje zatem ponowne objęcie amerykańskich sterów władzy przez Donalda Trumpa.
Natomiast zamach dokonany na Trumpa chyba uświadomił wszystkim, jak głęboko przeciwnicy lidera republikanów są w stanie sięgnąć, do jakich granic się posunąć, żeby tylko pozbawić Trumpa szans na prezydenturę. Mam na myśli wspomniane przez pana redaktora stawianie Trumpa w stan oskarżenia, kary finansowe, próby dyskredytacji na każdym poziomie i różnymi metodami, żeby tylko wyeliminować go z życia politycznego. Jednocześnie ten, na szczęście, nieudany zamach – oby się nigdy więcej nie powtórzył, choć jak słyszymy, groźby wobec kandydata republikanów nie ustają – przywrócił zarówno samemu Trumpowi, jak i podzielonemu narodowi amerykańskiemu wielką nadzieję na zmianę rewolucyjnej polityki niszczącej społeczeństwo i kraj. Zarazem to tragiczne zdarzenie, wbrew pozorom, utwierdziło przekonanie, że Donald Trump ma największe szanse na powrót do Białego Domu w roli gospodarza. Te nadzieje pojawiły się także w przestrzeni międzynarodowej, m.in. w Polsce, gdzie wśród społeczeństwa znana jest sympatia do Donalda Trumpa, który jako prezydent Stanów Zjednoczonych w lipcu 2017 roku na placu Krasińskich w Warszawie wygłosił pamiętne przemówienie do Polaków.
To było bardzo podniosłe wydarzenie, które utkwiło w naszych sercach…
– To było bardzo polskie przemówienie amerykańskiego prezydenta podkreślające rolę i zasługi Polski w dziejach Europy i świata. I tego w Polsce nie można zapomnieć, tym bardziej że takie przemówienia mają wartość ponadczasową, ponadpokoleniową. Ponadto wyznaczenie czy wskazanie w razie wygranej Trumpa na wiceprezydenta młodego senatora z Ohio J.D. Vance′a jest także dla nas wszystkich wielce obiecujące.
Czy powrót Trumpa może dać nadzieję na amerykańskie przywództwo w świecie i zahamowanie rewolucji neomarksistowskiej?
– Pokładamy olbrzymie nadzieje, że wraz z wyborem Trumpa polityka lewacka, polityka, która w gruncie rzeczy sprzyja destrukcji i to zarówno Stanów Zjednoczonych, jak też szeregu państw Europy i świata, w tym także Polski, że ta chora polityka zostanie ukrócona. To buduje też nowe siły do tego, żeby o wartości tradycyjne, wartości, które dla nas, ludzi wierzących, są ostoją, zawalczyć i mobilizować innych do jeszcze bardziej skutecznej walki.
Pierwsza wizyta w Warszawie niedługo po wyborze oraz to, że Polska była pierwszym krajem w Europie, który Trump odwiedzał, oraz jego budujące przemówienie na placu Krasińskich umocniły Polaków, ale nie wszystkich, bo Tusk szedł wtedy i idzie dzisiaj w stronę niemiecką. Będzie się jednak musiał liczyć z wyborem Amerykanów. Jak mogą wyglądać przyszłe polsko-amerykańskie relacje po słowach, wpisach, gestach Tuska wobec wówczas prezydenta Trumpa?
– Pamiętamy wypowiedzi różnych polityków, którzy twierdzili nawet, że jeśli Trump wygra wybory, to odwrócą się od Stanów Zjednoczonych. To bardzo nieodpowiedzialne. Donald Tusk nie jest jedynym z tego grona, które próbowało kpić z prezydenta Donalda Trumpa. Należy tu wymienić także Radosława Sikorskiego czy Bogdana Klicha – charges d'affaires, bo przecież bez zgody prezydenta Dudy nigdy nie będzie ambasadorem RP w Waszyngtonie. Swoją drogą te nominacje, to zachowanie pokazuje, że ta ekipa z Tuskiem na czele to są chłopcy w krótkich spodenkach. Kolejnym dowodem, jakże wymownym, jest zdjęcie Tuska, który jako szef Rady Europejskiej przykładał rękę ułożoną w kształt pistoletu do pleców ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych i tym zdjęciem, jak słyszymy, pochwalił się publicznie, m.in. w swojej książce.
Tym gestem próbował zdyskredytować, pokazać miejsce Trumpa, który dzisiaj wraca do wielkiej polityki, ponownie ma duże szanse na prezydenturę, a Tusk swoimi działaniami jako premier kompromituje siebie i państwo polskie na całej linii. Zatem myślę, że poza piaskownicę ci wspomniani panowie od Tuska – z nim samym – nie powinni wychodzić, bo szkodzą Polsce i robią wstyd Polakom. W świecie poważnej polityki dla takich „tuzów” nie ma miejsca. Pozycja Polski na arenie międzynarodowej i dobre relacje, jakie mieliśmy z Waszyngtonem za rządów Zjednoczonej Prawicy, to wszystko może się dzisiaj utrzymać, ale tylko dzięki roli i postawie prezydenta Andrzeja Dudy.
Tylko że kadencja, misja prezydenta Andrzeja Dudy powoli dobiega końca...
– Ufamy, że Polacy mądrze wybiorą, że następca Andrzeja Dudy na fotelu prezydenta RP będzie kontynuował dzieło swojego poprzednika. Jest jeszcze trochę czasu i mam nadzieję, że ta część społeczeństwa, która w ostatnich wyborach postawiła na opcję liberalno-lewicową, w końcu się zreflektuje, oprzytomnieje, wyjdzie z tego obłędu, w jaki popadła, i tym razem wybierze mądrze, że postawi na człowieka, który ceni sobie wartości chrześcijańskie, konserwatywne, narodowe, ponadtysiącletnią historię, tradycję pokoleń, który w sercu ma Polskę. Uważam, że przed Polską, przed całym społeczeństwem jest wielka szansa, aby dokonać odpowiedzialnie wyboru prezydenta, który będzie reprezentował majestat Rzeczypospolitej, a nie interesy wąskiej grupy polityków podległych obcym siłom.
Wskazanie odpowiedniego, prawicowego kandydata też nie będzie łatwe?
– Kiedyś w trakcie strajku sierpniowego w Stoczni Gdańskiej, gdy tam przebywałem, od amerykańskiej dziennikarki usłyszałem mobilizujące słowa: przez tysiąc lat Naród Polski był z Panem Bogiem. Teraz Pan Bóg jest z Narodem Polskim. Dlatego mam także dzisiaj nadzieję, że mimo naszych grzechów, błędów, odejść od przykazań Pan Bóg się od nas nie odwróci.
Wcześniej Pan Profesor wspomniał Bogdana Klicha, który jako szef MON doprowadził do destrukcji polskiej armii, który jest znany z tego, że pisał bardzo mocno nieprzychylnie o prezydencie Trumpie. Czy wskazanie takiego kandydata na ambasadora w Waszyngtonie nie świadczy o braku powagi państwa polskiego, czy mówiąc wprost: o bezczelności sprawujących władzę?
– Owszem, z jednej strony to bezczelność ekipy Tuska. Moim zdaniem ekipie rządzącej dzisiaj naprawdę potrzebne jest opamiętanie, bo to, co obserwujemy, wymyka się rozsądkowi.
Opozycja stawia na relacje transatlantyckie, a Tusk, co chyba nie jest żadnym odkryciem, realizuje politykę Berlina i Brukseli, które usiłują wypchnąć Stany Zjednoczone z orbity europejskiej. Czy to może się udać?
– Jeśli to by się udało, to Putin ma otwarte drzwi do kontynuowania swojej agresywnej polityki. To może się udać, zwłaszcza że nasze nadzieje zostały zawiedzione, także jeśli chodzi o wybory europejskie i kształt Parlamentu Europejskiego, gdzie konserwatyści są w mniejszości. Lewactwo jest wprawdzie osłabione, ale nie na tyle, żeby nie móc dyktować warunków i rozdawać kart. Dzisiejszy wybór Ursuli von der Leyen na stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej pokazuje, że ideologiczna polityka Zielonego Ładu, polityka dotycząca migracji oraz proces zmian w unijnych traktatach, proces integracji europejskiej związany z przekształcaniem Unii Europejskiej w superpaństwo pod przewodnictwem Niemiec będzie postępował.
Mam jednak jeszcze inne skojarzenia – mianowicie mam nieodparte przeświadczenie, że dzisiaj w Polsce wracamy do II połowy XVIII wieku, ale w formie karykaturalnej. Wtedy pojawiały się twierdzenia, że Polska nie musi się zbroić, że wcale nie musi być silna, bo na państwo nieuzbrojone, słabe nikt nie napadnie. Tak wówczas myślano, ale w czasach współczesnych też pojawiało się takie myślenie – mam na myśli prezydenta Bronisława Komorowskiego, który taką infantylną tezę wysuwał razem z ówczesnym szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego min. Stanisławem Koziejem.
I ta „strategia” jest powielana także dzisiaj przez wielu polityków tego samego obozu...
– Zgadza się. Poświadcza to cała działalność poprzednich rządów koalicji PO – PSL i Tuska, kiedy rozbrajano państwo polskie, likwidowano jednostki wojskowe, a linia obrony Polski w przypadku rosyjskiej agresji miała przebiegać dopiero na linii Wisły. To oznaczało de facto pozostawienie na straty całej Polski Wschodniej. Z drugiej strony pojawiają się tezy, żeby tak jak dawniej w Prusach, tak dzisiaj w Berlinie szukać protektora, obrońcy naszych granic, a co za tym idzie – bezpieczeństwo Polski oddać w ręce Niemców. To dopiero jest horendum – zwłaszcza po doświadczeniach, jakie mamy z Niemcami. Ponadto biorąc pod uwagę współpracę gospodarczą, gazową Niemiec i Rosji, takie podejście polskich władz jest na wskroś nieodpowiedzialne i de facto zdradzieckie, bo stawiając na Berlin, stawia się tak naprawdę na Moskwę.
I to jest właściwie droga do tragedii, to jest pęd ku zgubie. Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że takie formacje, tacy politycy zyskują poparcie niemalże połowy Polaków. Z tego musimy się jak najszybciej otrząsnąć i zrozumieć, jakie przed nami są zagrożenia. Dlatego to, co może się stać w Stanach Zjednoczonych – mam na myśli ewentualną wygraną Donalda Trumpa – może się okazać dla nas wręcz zbawienne. Wybór Donalda Trumpa może być wstrząsem dla tych, którzy bardzo naiwnie zaufali rozmaitym mącicielom. Liczę, że te serca i umysły, które zbłądziły, są do odzyskania dla polskości.