logo
logo

Dziś w
„Naszym
Dzienniku”

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Mity o „edukacji włączającej”

Wtorek, 5 listopada 2024 (00:09)

Aktualizacja: Wtorek, 5 listopada 2024 (08:10)

Każdy, kto na co dzień nie ma styczności z oświatą, nie ma też wyobrażenia, co tak naprawdę dzieje się już i co w najbliższych latach czeka polską szkołę. Mamy do czynienia z rewolucją wręcz niespotykaną w dziejach, przede wszystkim za sprawą tzw. edukacji włączającej.

Deklaracja z Salamanki

Trzy, cztery dekady wstecz oczywiste było, że dzieci z niepełnosprawnościami uczą się w szkołach specjalnych. Miały tam zapewnione dobre warunki: odpowiednio wykształconych nauczycieli, przystosowaną salę lekcyjną, programy, mało liczną klasę. Teraz jest zupełnie inaczej. Młodzi ludzie z orzeczeniami o kształceniu specjalnym mogą uczęszczać do szkół ogólnodostępnych. Według statystyk nawet 70 proc. z nich chodzi do takich placówek.

Oznacza to, że w szkołach mamy bardzo dużo dzieci z różnorodnymi zaburzeniami rozwojowymi. Widocznym skutkiem tej sytuacji jest rzucanie przez nich krzesłami, bicie innych uczniów, nauczycieli, bieganie po stołach, kładzenie się na podłodze w sali czy na korytarzu i inne „niekonwencjonalne” zachowania.

Początek tej zmianie dała Deklaracja z Salamanki z 1994 roku. Na konferencji UNESCO ogłoszono wtedy wspomnianą deklarację. Głównym jej przesłaniem było hasło: „Szkoła dla wszystkich”, czyli włączenie wszystkich dzieci do szkół masowych, nawet uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Idea ta stopniowo jest wcielana w życie w różnych krajach, w tym w Polsce. Najpierw na zasadzie szkoły integracyjnej, a już wkrótce – „włączającej”.

 

Drogi Czytelniku,

cały artykuł jest dostępny w wersji elektronicznej „Naszego Dziennika”.

Zapraszamy do zakupu w sklepie elektronicznym.

Dariusz Zalewski

Nasz Dziennik