logo
logo

Edukacja

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Decydują rodzice

Środa, 22 listopada 2017 (03:34)

To rodzice powinni decydować o tym, czy ich dziecko powinno pobierać naukę w systemie szkolnym czy w edukacji domowej.

 

To główny wniosek z odbywającej się wczoraj w Sejmie konferencji na temat warunków kształcenia w domu. Większość rodziców za cel stawia sobie zapewnienie dzieciom jak najlepszego wykształcenia i choć dominuje u nas system edukacji publicznej, to część dzieci korzysta również z edukacji domowej, aby w ten sposób w pełni rozwinąć swoje zdolności i talenty. Eksperci zwracali uwagę, że ten rodzaj edukacji pozwala na indywidualne dobranie metod nauczania do potrzeb dziecka. – Rodziny znajdują się w różnych sytuacjach i to rodzice powinni decydować o tym, w jakim systemie ich dzieci powinny się uczyć, czy edukacja domowa jest najlepsza dla ich pociech – powiedział w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Paweł Kubala, jeden z organizatorów sejmowej konferencji.

Ministerstwo Edukacji Narodowej proponuje zmiany prawne w zakresie edukacji domowej, co budzi niepokój części rodziców i ekspertów. Jednym z poruszanych w Sejmie zagadnień było kształcenie dzieci w systemie edukacji domowej za granicą. – Dla wielu była to dotychczas często jedyna możliwość uczestniczenia w polskim systemie edukacji i było to główne źródło podtrzymywania więzi z krajem. Ta możliwość nie powinna być Polakom odbierana. Edukacja w szkołach zagranicznych tego nie zastąpi – podkreśla Kubala.

Edukacja i religia

Tym bardziej że nie we wszystkich krajach szkoły publiczne gwarantują gruntowne wykształcenie na poziomie ogólnym. Anna Avraham, Polka mieszkająca w Jordanii, zauważa, że dzieciom w tym kraju oferuje się jedynie naukę w duchu islamu i nie mają szansy na wykształcenie na takim poziomie jak dzieci w Polsce. – Jordańskie dzieci w całym swoim życiu przeczytają tylko jedną książkę – Koran. Z kolei geografia ogranicza się jedynie do Półwyspu Arabskiego. Biologii nie ma, chemia jest szczątkowa. Jeżeli więc chcemy mieć wykształcone dziecko, takie, które myśli samodzielnie i ma wiedzę o świecie, to jedynym wyjściem dla rodziców jest edukacja domowa – akcentuje Anna Avraham. Dodaje przy tym, że mimo to, że jej syn chodzi do szkoły amerykańskiej, to i tak w tej placówce realizowana jest jordańska podstawa programowa. – Dlatego marzy o tym, żeby kontynuować naukę w Polsce, żeby iść do polskiego liceum – stwierdza kobieta.

Edukacja dziecka zgodna z wiarą rodziców jest niezwykle istotna. Jakub Jaros, ojciec czworga dzieci, zapisał dwoje swoich dzieci korzystających z edukacji domowej do szkoły oddalonej od ich miejsca zamieszkania o 300 km. – Zadecydowały o tym kwestie merytoryczne, a więc jak jest realizowany program, oraz światopogląd panujący w placówce. Jesteśmy katolikami i dla nas na tym świecie nie ma nic cenniejszego niż dzieci. Wychowanie ich jest naszym podstawowym celem – podkreśla.

Co z rejonizacją?

Dlatego duże obawy rodziców budzi rejonizacja. Dzieci pobierające naukę w edukacji domowej – wedle nowych przepisów – muszą być pod opieką szkoły, która mieści się w województwie, w którym mieszkają. Monika Łukaszewicz z Ministerstwa Edukacji Narodowej zapewniała, że wprowadzenie tego zapisu nie jest skierowane przeciwko rodzinom, a wręcz przeciwnie – ma im pomóc. – Trudno w tym wypadku mówić o rejonizacji, czyli przypisaniu do konkretnej szkoły. Jest to jedynie zawężenie możliwości uzyskania praktycznej pomocy czy wsparcia. W każdym województwie jest wiele szkół, które rodzic może wybrać – podkreśla Łukaszewicz. Dodaje, że to przekłada się na wsparcie np. przed egzaminami czy umożliwienie dzieciom korzystania z pomocy dydaktycznych.

Rodzice mieli także uwagi do obowiązku uzyskania zaświadczenia przed rozpoczęciem przez dziecko edukacji domowej tylko z poradni publicznej, a nie również prywatnej. Co prawda w tym drugim przypadku za opinię rodzic musi zapłacić, ale przynajmniej nie musi czekać w długiej kolejce na przyjęcie dziecka przez psychologa szkolnego.

Monika Łukaszewicz broni propozycji MEN, wskazując na przesłanki, jakimi kieruje się ministerstwo. – Opinia publicznej poradni gwarantuje rodzicom standaryzację. Te jednostki działają zgodnie z rozporządzeniem, wydają opinie według określonych zasad – akcentuje Łukaszewicz. Chodzi o to, że obojętnie w jakim mieście jest badane dziecko, odbywa się to wedle jednakowych procedur. Prywatne poradnie nie muszą się zaś do nich stosować. – Ta opinia jest wsparciem dla dyrektora szkoły, który wydaje zezwolenie, w bliższym poznaniu dziecka i jego potrzeb – dodaje Łukaszewicz.

Rafał Stefaniuk

Nasz Dziennik