Jesteśmy po kolejnej debacie prezydenckiej. Tym razem w odmiennej formule – nie było pytań od dziennikarzy, kandydaci zadawali je sobie nawzajem.
– To bardzo oryginalny pomysł. Takiej formuły nie było nigdy wcześniej, a przecież obserwuję scenę polityczną od dawna. W ten sposób dziennikarze uniknęli ewentualnego posądzania ich o stronniczość, złośliwość. Każdy miał równe szanse. Z drugiej strony można powiedzieć, że pytania dziennikarzy są narzuceniem pewnych tematów. W przypadku poniedziałkowej debaty wiele kwestii zostało pominiętych, np. rolnictwa czy polityki zagranicznej wobec Amerykanów. Brak tych tematów może być pewnym wskazaniem, w czym dany kandydat dobrze się czuje, ale też może wynikać z tego, że jakiś inny temat chce się narzucić swojemu rywalowi. Dlatego na pewno nie można powiedzieć, że dzięki debacie poznaliśmy program kandydatów, ale za to mogliśmy ich zobaczyć w dyskusji. I to było ciekawe.
Drogi Czytelniku,
cały artykuł jest dostępny w wersji elektronicznej „Naszego Dziennika”.
Zapraszamy do zakupu w sklepie elektronicznym