Salezjanie wspierają ludność zmagającą się z suszą
Nie pada. Ani kropli. Ostatnia pora deszczowa też nie była obfita. Opadów jest mało, są krótkotrwałe i mało intensywne. Zimbabwe od miesięcy jest doświadczane przez suszę. Brakuje wody, a tym samym również żywności (uprawy spłonęły), elektryczność (częściowo pochodząca z elektrowni wodnych) jest niewystarczająca.
Ludzie cierpią, ale nie reagują. Nikt się nie buntuje, każdy boi się ostrej reakcji sił bezpieczeństwa. „Sytuacja jest trudna. Nasz obszar – wyjaśnia o. Bruno Zamberlan, salezjanin, który pracuje w północno-zachodniej części kraju, około stu kilometrów od Wodospadów Wiktorii – znajduje się niedaleko pustyni Kalahari w Namibii. Ostatnie burze odnotowano w kwietniu. Spadło kilka kropel, które nie uzupełniły poziomu wód ani nie pomogły rolnictwu. W rzeczywistości deszcz nie padał regularnie od dwóch lat. Koryta rzek wyschły, a pozostała niewielka ilość wody jest zanieczyszczona odpadami z kopalni”.
„Rolnictwo – kontynuuje o. Bruno – jest jednym z sektorów najbardziej dotkniętych suszą. Większość upraw roślin spożywczych jest uzależnionych od sezonowych opadów deszczu. Przy braku opadów zbiory są nieudane, a rezerwy żywności drastycznie się zmniejszają”.Ludność, mówi kapłan, bardzo cierpi. „Brakuje wody i żywności. Susza – kontynuuje – spowodowała wzrost cen podstawowych artykułów spożywczych. Na miejscu działa wiele organizacji pozarządowych, które pomagają ludności, ale to nie wystarczy. Potrzeby są ogromne”.
W tej rzeczywistości salezjanie kontynuują swoją służbę w kraju poprzez formację młodszych pokoleń. „To dla nas wyzwanie” – podsumowuje o. Bruno. „Tutaj, na północnym zachodzie, stworzyliśmy szkołę średnią i wydział uniwersytecki. Kształcimy hydraulików, stolarzy, mechaników, elektryków, specjalistów z branży turystycznej i strażników Parku Narodowego Hwange. Mamy nadzieję, że damy im narzędzia, dzięki którym ich przyszłość będzie łatwiejsza”.
JG, KAI