Pięć lat temu Helena poszła do nieba. Ci, którzy ją znali, nie mają wątpliwości, że jest inaczej. Dlaczego?
– Helenka przez całe swoje życie szła i innych prowadziła ku niebieskim wyżynom. Jako ambitne dziecko i uczennica zdobywała wiedzę, rozwijała swoje liczne talenty, m.in. śpiewanie. Przygotowywała się do tego, żeby móc poruszać się po świecie, np. ukończyła kurs stewardesy i uczyła się języków obcych. Wszystko prowadziło do tego, żeby przez kontakt z ludźmi poznawać ich potrzeby duchowe i materialne. Była gotowa do dzielenia się dobrem, którym Bóg ją obficie ubogacił.
Helenka odkryła swoje powołanie życiowe, by w imię Boże służyć ludziom i w rodzinie, którą zamierzała założyć, a zwłaszcza wśród biednych dzieci w różnych stronach świata. To była droga Helenki do nieba! Czyniła wszystko, aby dojść do chwały nieba i pomagać bliźnim osiągnąć radość zbawienia.
Koniec jej ziemskiej pielgrzymki przyszedł niespodziewanie.
– Nikt się nie spodziewał, że przed pięcioma laty otworzą się przed Helenką bramy nieba. Doszła wiadomość z dalekiej Boliwii, że wolontariuszka Helena Kmieć została zabita przez młodego człowieka. Nie była to cała prawda o tej tragedii. Helenka bowiem wtedy oddała życie Bogu jako ofiarę miłości aż do przelania krwi.
Jeszcze tego samego dnia wraz z jej rodzicami i babcią przeżyliśmy bolesną prawdę o jej śmierci. Po wejściu do ich domu, w Godzinie Miłosierdzia, do zaskoczonych moją niespodziewaną obecnością powiedziałem wprost: „Helenka poszła do nieba…”.
Drogi Czytelniku,
cały artykuł jest dostępny w wersji elektronicznej „Naszego Dziennika”.
Zapraszamy do zakupu w sklepie elektronicznym