Panie Profesorze, jak to możliwe, że św. Jan Paweł II – człowiek, który zmienił oblicze świata i oblicze Polski – jest dzisiaj bezpardonowo atakowany we własnej Ojczyźnie?
– To jest trudne do zrozumienia. Pierwszy raz przeżyłem to zaraz po 1990 roku, kiedy Ojciec Święty Jan Paweł II przyjechał – po upadku komunizmu – z pierwszą pielgrzymką do wydawałby się już wolnej Polski. I wówczas w niektórych gazetach – obecnych także dzisiaj na polskim rynku medialnym – zaczęły się pojawiać dywagacje, ile ta pielgrzymka papieska będzie nas kosztowała. Te środowiska wychodziły z założenia, że Papież spełnił swoją rolę i de facto jest już nam niepotrzebny. Był to jednak wtedy tylko pewien epizod na tle ogólnej satysfakcji, szczerości i gotowości przyjęcia Ojca Świętego. Mijały lata
i dzisiaj, kiedy św. Jan Paweł II po stokroć wypełnił swoją misję i stał się bezsprzecznie herosem naszych – polskich dziejów, naszej kultury, religii, naszej wiary, kiedy wydawałoby się, że jest monumentem nie do ruszenia, nagle pojawiają się próby poszukiwania w tym nieskazitelnym wizerunku jakichś rys. Jest to czynione na siłę, w sposób brutalny, bez jakichkolwiek merytorycznych podstaw, i aż chce się powiedzieć, że diabeł znów macha ogonem. Ponieważ Jan Paweł II jest postacią pomnikową – największej miary, człowiekiem świętym, niedoścignionym wzorem i przykładem wszelkich cnót, to próbuje się podważyć Jego osobę i dzieło. Jest to działanie zamierzone, przemyślane, bo jeśli na tej pomnikowej postaci znajdzie się jakąś rysę, to wtedy wszystko inne będzie łatwiej atakować, dezawuować. I to jest chyba diabelski zamysł, żeby dotknąć tego, co dla nas, Polaków, jest najważniejsze, najświętsze i najszlachetniejsze.
Naród bez korzeni, bez autorytetów łatwiej podzielić?
– Tak, dlatego mamy uderzenie w fundamenty, w podstawy, mamy próbę podcięcia korzeni tego drzewa, z którego jako Naród wyrastamy. Odczytuję to jako chęć wydziedziczenia nas z kolebki polskości, kolebki chrześcijaństwa. Kościół jest zwornikiem, jest elementem scalającym nas jako ludzi i jako Naród. Doskonale zdiagnozował to błogosławiony ks. kard. Stefan Wyszyński – Prymas Tysiąclecia, który mówił, że „jeśli przyjdą zniszczyć ten Naród, to zaczną od Kościoła, gdyż Kościół jest siłą tego Narodu”. Jak wskazywał ksiądz Prymas, na drugim miejscu tych ataków będzie rodzina, bo jeśli uda się naruszyć te dwa filary, to łatwiej będzie walczyć z tym, co jest polskością, która – jak później mawiał Donald Tusk – to nienormalność.
Dlaczego wielu z nas – także tych, którzy dorastali w cieniu pontyfikatu św. Jana Pawła II – tak łatwo ulega manipulacji
i argumentom wyssanym z palca i odcina się od Papieża Polaka?
– Tym bardziej jako Polacy musimy zrobić rachunek sumienia i dokonać analizy tego stanu rzeczy. Pamiętam, jak w świątyni widywałem ludzi, którzy w połach płaszczy mieli urbanowe „Nie”, a przecież jedno z drugim się kłóci. Mimo to takie postawy były dosyć charakterystyczne. Musimy odbudować się jak wspólnota. Również nasz Episkopat – przy całym szacunku dla księży biskupów – jakby też trochę zaniedbał, zaspał, nie przypominając wiernym w odpowiedni sposób nauczania św. Jana
Pawła II. Spójrzmy też na rynek medialny i np. „Tygodnik Powszechny” utworzony w Krakowie przez ks. Jana Piwowarczyka i Jerzego Turowicza pod patronatem ks. abp. Sapiehy – pismo, które miało kształtować elitę, inteligencję katolicką, w rezultacie stało się pismem dla niewierzących. To wszystko powinno stać się dla nas przedmiotem rachunku sumienia, że coś zaniedbaliśmy, że czegoś nie dopełniliśmy, stając na stanowisku, że skoro mamy takiego giganta umysłu i ducha, jak Jan Paweł II, że skoro mamy w swoich szeregach tak wielkie postacie, jak Prymas Tysiąclecia i inne, to to wystarczy, a wobec tego nie musimy się specjalnie trudzić, bo oni przejmą za nas realizację misji formowania i utrzymania wspólnoty kościelnej oraz narodowej. Niestety, zaniedbaliśmy sprawy podstawowe, katechizmowe i coś w tych emocjach, w tym zachwycie nad wielkością naszych przewodników nam samym umknęło. Kiedy zabrakło ks. kard. Wyszyńskiego, Ojca Świętego Jana Pawła II, staliśmy się samotni, bezbronni i dajemy się tym diabelskim siłom omotać, i ulegamy – w jakiejś części – tym wszystkim podszeptom oraz knowaniom środowisk, które chcą rozbić naszą wspólnotę narodową.
Na wstępie naszej rozmowy powiedział Pan Profesor o tym, jak Jan Paweł II w 1991 roku był przyjmowany przez niektóre środowiska i media. Papież przybył do wolnej Polski z Dekalogiem – ucząc nas od podstaw, ale nie słuchaliśmy go. Dlaczego – zwłaszcza że już wtedy proroczo przewidywał, co może się z nami stać?
– Zachłysnęliśmy się naszą wolnością. Przed 1990 rokiem słuchaliśmy naszego Papieża, a po roku 1990 woleliśmy go oglądać – zwłaszcza że stawiał nam nowe wyzwania na drodze wolności. Stał się dla nas – dla wielu z nas – pięknym, wyniosłym posągiem, z którego byliśmy, owszem, dumni, ale nie słuchaliśmy tego, co miał nam do powiedzenia. Przestaliśmy pracować nad sobą, bo wydawało się nam, że Jan Paweł II pracuje za nas wszystkich. I to jest wina naszej wspólnoty narodowej, ale także kościelnej. Dlatego również nasi duszpasterze, pasterze, wśród których wielu jest wspaniałych i należy im oddać należny szacunek, nie do końca stają na wysokości zadania. To pokazuje, że coś w tej naszej wspólnotowej strukturze nawaliło – stało się powierzchownością. Uwierzyliśmy, że pielgrzymki do Rzymu i udział w audiencjach papieskich wystarczy. Czegoś zatem zabrakło. Mam świadomość, że ta analiza jest może powierzchowna, ale chciałbym też żebyśmy mieli poczucie odpowiedzialności za ten stan rzeczy i za te niecne, podłe ataki na Kościół i św. Jana Pawła II. Otóż tak – w jakimś stopniu my też jesteśmy za to współodpowiedzialni, bo to się stało, dzieje się i to przy naszym pewnym przyzwoleniu. Jesteśmy za mało stanowczy, co ośmiela środowiska wrogie Polsce, wrogie Kościołowi do wytaczania kolejnych dział.
Może zatem czas najwyższy zadać sobie pytanie: co zrobiliśmy z darem wolności, którą przyniósł nam także nasz Papież, i czy nie roztrwoniliśmy wielkiego wysiłku wielu ludzi, którzy za niepodległość Polski oddali życie?
– Dokładnie tak. To jest to, przed czym przestrzegał nas nasz wielki rodak. Można więc powiedzieć, że w jakimś stopniu zlekceważyliśmy te wszystkie przestrogi i nie do końca zachowaliśmy w sobie, w nas ten dar Bożej wolności, który przyniósł nam Jana Paweł II – Papież wolności. On nas przygotował na nową rzeczywistość, przestrzegając przed zbytnim zachwytem i grożącymi nam nowymi niebezpieczeństwami. To Jan Paweł II mówił, że wolność to znak nadziei i zachęta do działania, że wolność jest nam nie tylko dana, ale zadana, i musimy się z tego wywiązywać każdego dnia. Warto o tym przypominać, warto o tym pamiętać także teraz.
Dzisiaj zdecydowana większość Polaków pozostaje wierna nauczaniu św. Jana
Pawła II, ale co zrobić, żeby było nas jeszcze więcej, żeby przybliżyć postać największego z rodu Polaków młodemu pokoleniu, które Papieża Polaka zna tylko
z opowiadań?
– To pokazuje, że czeka nas wielka praca nad całym dziedzictwem myśli, nauczania św. Jana Pawła II
i formowaniem młodego pokolenia Polaków. Musimy znaleźć sposób na to, żeby w młodych ludziach, którzy wchodzą w dorosłość, a w przyszłości będą stanowili o Polsce, zachować poczucie, że ten Papież Polak, który odszedł w 2005 roku, w swoim nauczaniu mówił także do nich, do współczesnego pokolenia. Pokolenie „JPII”, Pokolenie „Solidarności” to nie jest przeszłość, ale to jest teraźniejszość i przyszłość – pokolenie kolejnych Polaków, którzy mają za zadanie nieść ten przekaz, naukę naszego świętego rodaka potomnym. Czasy, w jakich żyjemy, to także próba dostosowania religii do bardzo modnych trendów. Szuka się w religii, w wierze takich elementów, które byłyby modne, zapominając, że religia, wiara w Pana Boga to nie sklep z zabawkami, z którego możemy sobie wziąć to, co się nam podoba, ale wiara to cały system wartości moralnych, które jako ludzie wierzący, ludzie Kościoła przyjmujemy z całym dziedzictwem
i zobowiązujemy się przestrzegać. To, co było ważne
w początkach chrześcijaństwa, na przestrzeni wieków,
w średniowieczu i na początku XX wieku, jest tak samo ważne dzisiaj, w XXI wieku. Religijność to nie moda, szukanie uznania – zwłaszcza tych, którzy usiłują nami manipulować – zwłaszcza naszą świadomością, ale to obowiązek świadczenia o Bogu w każdym czasie.
Jan Paweł II już podczas inauguracji pontyfikatu postawił na młodzież, mówiąc: „Wy jesteście nadzieją Kościoła, jesteście mają nadzieją”, i za każdym razem to powtarzał…
– Jan Paweł II kochał młodzież, ale też stawiał jej wymagania, mobilizując do wysiłku wzrastania w wierze,
w człowieczeństwie. W 1983 roku na Jasnej Górze powiedział: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”. I ta młodzież znakomicie odpowiadała na zaproszenie Papieża do trudu i wysiłku pracy nad sobą i życia według zasad Ewangelii. Młodzież odwzajemniała się Janowi Pawłowi II swoją miłością, ukochała go, co udowadniała także, gdy był coraz bardziej niedołężnym staruszkiem, ale dla młodych był wzorem, drogowskazem, a w chwili Jego odchodzenia z tego świata czuwała na modlitwie na placu św. Piotra i w innych miejscach świata. Myślę, że to jest też zadanie dla obecnego pokolenia młodzieży, aby dostrzegła w Janie Pawle II ojca, który jest im najbliższy, i jak powiedział podczas pogrzebu Papieża Polaka kard. Ratzinger – późniejszy Papież Benedykt XVI – stoi w oknie domu Ojca niebieskiego i nam błogosławi. Dzisiaj na młodzież czyha szereg niebezpieczeństw, tym bardziej warto mieć wzór, drogowskaz, przewodnika i patrona, który będzie prowadził po drogach życia i wskazywał drogę do Pana Boga.
Dziękuję za rozmowę.