Ursula von der Leyen wygłosiła dziś doroczne orędzie o stanie Unii Europejskiej. Jakie wątki tego przemówienia przykuły Pana uwagę? Jak to wystąpienie jest odbierane w Brukseli?
– Wszyscy zgodnie podkreślali, że jest to ostatnie orędzie Ursuli von der Leyen. Co więcej, nawet wyrażali zadowolenie, że więcej już w tej roli obecna szefowa Komisji Europejskiej nie będzie występować. Natomiast sama Ursula von der Leyen w swoim fantazyjnym przemówieniu nie próbowała pokusić się choćby o minimum samokrytyki, przyznania się do błędów, których jest cała masa, za to był aplauz dla samej siebie. W jej ocenie wszystko się udało: szczepionki przeciw COVID-19 zostały zakupione, inflacja jest duszona, gospodarczo Unia Europejska ma się dobrze, Europejski Zielony Ład jest bardzo potrzebny Unii Europejskiej, wręcz niezbędny, i w ogóle Europa pod jej rządami jest wspaniała. Nie omieszkała też powiedzieć o rozszerzeniu Unii Europejskiej o kraje bałkańskie i być może też Ukrainę i Gruzję. Jej zdaniem trzeba myśleć o przyszłości Unii, ale w kontekście zagrożeń, jakie stanowi sztuczna inteligencja, którą trzeba trzymać w ryzach i kontrolować jej rozwój. Jak widać, mieliśmy festiwal szefowej Komisji Europejskiej, która wszystko widzi w różowych kolorach, wszystko jest dobrze, nic się nie stało. Oczywiście, nie mogło się obejść bez dołożenia nam, Polakom, i Węgrom za rzekomy brak praworządności, ale to już stały scenariusz jej wystąpień. Tak czy inaczej wątki, które się przewijały przez ostatnie cztery lata kadencji europarlamentu pojawiły się także w tym orędziu, co spotkało się z odpowiednią krytyką, ale byli i tacy, którzy na stojąco bili brawo Ursuli von der Leyen.
Według von der Leyen największym problemem Unii dzisiaj jest kwestia tzw. ekologii. Widać więc, że zielona agenda, niszcząca gospodarki, ma być realizowana dalej, ale ani słowa nie było o bezrobociu, o rosnącym długu Unii…
– To prawda, co więcej, szefowa Komisji Europejskiej zupełnie pominęła wątek problemów z dostawami towarów do Unii Europejskiej i to, że jako Unia wyzbyliśmy się własnych możliwości, że jako Unia – głównie za sprawą Niemiec – uzależniliśmy się energetycznie od Rosji, że jesteśmy uzależnieni także od Chin, jeśli chodzi o metale rzadkie. Pojawił się także wątek rolnictwa, które – jak stwierdziła Ursula von der Leyen – jest naszą szansą. Natomiast nie poruszyła wątków, które są wstydliwe dla Unii, a polegają one na tym, że firmy uciekają z Europy, że koszty życia w Unii Europejskiej są coraz wyższe, ludziom żyje się coraz gorzej. W wielu sektorach płace są niższe, a drożyzna energetyczna przyprawia ludzi i firmy o ból głowy, szczególnie zaś Niemców. I tych kwestii w wystąpieniu von der Leyen nie było, tymczasem są one najbardziej przykre dla zwykłych ludzi, dla funkcjonowania poszczególnych państw i całej Unii Europejskiej.
Słuchając tego orędzia, stwierdziłem, że więcej banałów, wygłaszanych deklaracji na poziomie ogólności, a nie konkretów, dawno nie słyszałem. Gesty, zachwyt nad przyrodą, migrującym ptactwem bardziej przypominał wykład ornitologa, a nie szefowej Komisji Europejskiej.
– Rzeczywiście, było to przemówienie przypominające dekorowanie drzewka przed świętami, którym na imię wybory do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku, a von der Leyen ma wielką ochotę na reelekcję na stanowisko szefowej Komisji Europejskiej. Nic więc dziwnego, że na tym drzewku wieszała same sukcesy, a nic nie wspomniała o porażkach, o błędach, o katastrofie gospodarczej Unii Europejskiej, o drożyźnie. Za to zachwalała Zielony Ład, kwestie „troski o klimat”, od czego – jak stwierdziła – odejścia nie ma. Jak wspomniałem, pojawił się wątek rolnictwa, a więc że o przyszłości Unii Europejskiej trzeba będzie rozmawiać także z rolnikami, ale jednocześnie – zdaniem szefowej Komisji Europejskiej – przedsiębiorcy i rolnicy muszą zrozumieć, że Zielony Ład jest najważniejszy. To jest oczywiście nonsens przykryty i podtrzymywany nonsensem. Trzeba więc powiedzieć jasno, że takie wypowiedzi przynoszą Unii Europejskiej ogromną szkodę. Zwłaszcza że zwykli Europejczycy mają świadomość, że dzisiaj żyje się im gorzej niż jeszcze kilka lat temu. Na jaw wychodzą też błędy polityki brukselskiej, czy brukselsko-berlińskiej względem Rosji i Putina, bo czym innym było tolerowanie budowy gazociągów Nord Stream 1 i Nord Stream 2 oraz brak reakcji na prośby Polski, która mówiła, że uzależnianie się energetycznie, gazowo od Rosji to poważny błąd i że to się wszystkim odbije czkawką? Ale brak reakcji ze strony Brukseli pokazuje, że mamy do czynienia nie z ludźmi odpowiedzialnymi, ale z rzemieślnikami unijnymi, którzy nie mają polotu i nie budują Unii, o jakiej marzy przeciętny Europejczyk, Unii dobrobytu gospodarczego, ale budują konglomerat z lewackim podejściem do życia i wartości. Tymczasem dzisiaj potrzebna jest Unia, z której nie będą uciekać firmy. W przekazie von der Leyen nie było żadnych rozważnych propozycji, ale odgrzewany przez cztery lata kotlet, który zaserwowała także dzisiaj.
Na problem migracyjny lekarstwem ma być zwiększona migracja. Wprawdzie była mowa o wykształconych ludziach, ale widać, że von der Leyen i unijne elity niczego się nie nauczyły, nie wyciągnęły żadnych wniosków, i to w sytuacji, kiedy Francja zamyka granicę z Włochami w związku z kryzysem nielegalnej imigracji…
– Ursula von der Leyen powiedziała, że w Unii brakuje dzisiaj rąk do pracy i że trzeba ściągać imigrantów, którzy zakaszą rękawy i będą pracowali. Rzeczywiście, mowa była też o ograniczeniu migracji dla tych, którzy liczą jedynie na zasiłki, ale otwarciu na tych, którzy zakaszą rękawy i będą pracować, ale nie wskazała, jak to zrobić. Nie mówiła też o tym, że Włochy borykają się z problemem migracyjnymi i nie wiedzą, jak to rozwiązać. Co ciekawe, zamiast zmierzyć się z problemem migracji bardziej troszczyła się o prawa człowieka, wskazując, że imigranci powinni mieszkać i żyć w Europie. Francja i Niemcy chcą zaostrzenia prawa migracyjnego i zamykają swoje granicę dla nielegalnych imigrantów, których fale docierają chociażby na Lampedusę, a Unia nie ma pomysłu, co z tym narastającym migracyjnym kryzysem zrobić. Bruksela, czy w ogóle Unia Europejska udaje Greka, a słychać, jak mówi się o tym, że tylko Włochy potrzebują 15 mld euro na pomoc dla imigrantów, co pokazuje skalę trudności i problemu, jaki coraz bardziej narasta. Tymczasem w kasie unijnej pieniędzy na te cele nie ma, dlatego każde wydawane euro będzie dwa razy oglądane.
A jak zostały odebrane słowa szefowej Komisji Europejskiej, że poprzez tzw. pakt migracyjny Europa zyskuje równowagę?
– Stwierdzenie, że potrzebny jest pakt migracyjny, że migracją trzeba zarządzać, że wymaga to wytrwałości i cierpliwej pracy z kluczowymi partnerami, także jedności w Unii Europejskiej, tak naprawdę nic nie znaczą i budzą śmiech oraz sprzeciw zarazem. Polska i kilka innych krajów nigdy nie zgodzą się na przymus relokacji imigrantów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Polityka otwartych drzwi lansowana przez ówczesną kanclerz Niemiec Angelę Merkel już raz poniosła klęskę, tym bardziej dziwi fakt, że wciąż próbuje się powracać do tego tematu. Co więcej, nie widać żadnego projektu, pomysłu, jak ten migracyjny problem rozwiązać, tylko za pomocą okrągłych słów, stwierdzeń, że „jakoś to będzie”, „bądźmy dobrej myśli”, próbuje się kupić czas. Problem jednak nie znika, co więcej, odbija się wszystkim czkawką, ale woli odejścia od tej bezrefleksyjnej polityki wciąż nie widać. Jest to zatem taka never ending story – niekończąca się opowieść, mamy błąd za błędem, zamiast rozwiązać raz na zawsze niekontrolowaną migrację, która ma skutki odczuwalne przez zwykłych obywateli czy to Niemiec, czy to Francji, czy wreszcie Włoch, gdzie mieszkańcy boją się wyjść poza teren swojej posesji.
Orędzie szefowej Komisji Europejskiej o stanie Unii to niejedyne wydarzenie dnia w europarlamencie. Otóż do Strasburga przybył dziś Michał Kołodziejczak, który z bochenkiem chleba w ręku mówił, że to Platforma będzie dbała o polską wieś. Jaka jest wiarygodność Kołodziejczaka i formacji, którą reprezentuje?
– Michał Kołodziejczak przyjechał do Brukseli z misją powierzoną mu przez Donalda Tuska. Ta jego wizyta została odebrana z przymrużeniem oka. Oczywiście politycy, europosłowie Platformy, usiłowali zrobić z tego wydarzenie i minispektakl. Z tym że nikt specjalnie się tą misją Kołodziejczaka nie zainteresował. Owszem, pojawił się on na galerii, coś tam pokrzykiwał i na tym się skończyło. Mam wrażenie, że Tusk wysłał go do Strasburgu w celach reklamujących samego siebie, tylko że wypadło to marnie. Natomiast zobaczymy, jaki ostatecznie będzie wynik prac Komisji Europejskiej nad problemem przedłużenia embarga na ukraińskie zboże. Jeśli będzie, to sądzę, że będzie on pozytywny dla rządu polskiego, który nad tym pracuje od dawna i który przyjął jednoznaczne stanowisko w tej kwestii, żeby bronić polskiego rolnictwa. Polska zajęła jasne stanowisko i od tego nie odstąpi.
Komisja Europejska na początku wręcz potępiała polski rząd, po czym uznała, że embargo powinno być decyzją unijną, ale debata trwa – jak widać – do samego końca, bo przypomnijmy, że termin obecnego embarga upływa 15 września. Czasu więc zostało niewiele?
– Dlatego czekamy na komunikat Komisji Europejskiej, który powinien się pojawić być może jutro. Najważniejsze jest jednak, że rząd polski nie ustąpi i będzie bronił interesów polskich rolników.
Tymczasem Ukraina już zapowiada, że jeśli decyzja o przedłużeniu embarga zapadnie w Brukseli, to będzie skarżyć Unię Europejską do międzynarodowych organów, a jak na szczeblu Polski, to będzie skarżyć Polskę. Unia powinna jak najszybciej rozwiązać problem z ukraińskim zbożem, ale tego nie robi. Dlaczego?
– Wspierając Ukrainę w wojnie z Rosją, musimy też dbać o nasze interesy, i to jest jasne. Powiedzmy też sobie uczciwie, że dzisiaj wiele sił w Europie jest zainteresowanych, żeby podsycać emocje, żeby stworzyć i podsycać spór Polski z Ukrainą, licząc na osłabienie polskiego rządu. Widać więc, że nie o interes Polski im chodzi, ale o przejęcie władzy, i to za wszelką cenę. Tymczasem można tych trudnych sytuacji uniknąć poprzez przeznaczenie unijnych środków 30 euro do jednej tony zboża, czyli w sumie 300 mln euro za 10 mln ton, na dopłaty do tranzytu ukraińskiego zboża, o co wnioskuje unijny komisarz do spraw rolnictwa Janusz Wojciechowski. Chodzi o to, żeby ten tranzyt był jeszcze bardziej efektywny. 300 mln euro to nie jest kwota zaporowa, która zniszczyłaby budżet Unii Europejskiej. Tym bardziej że jest to rozwiązanie – naszym zdaniem – najsensowniejsze i na takie rozwiązanie liczymy. Myślę też, że właśnie takiego rozwiązania się doczekamy.
Dziękuję za rozmowę.