Według szefa polskiej dyplomacji Witolda Waszczykowskiego jest bardzo prawdopodobne, że po zajęciu Krymu Rosja dąży do aneksji Donbasu. Pana zdaniem to realny scenariusz?
– Jak już wcześniej w jednym z wywiadów udzielonych portalowi NaszDziennik.pl wspominałem, na słowa prezydenta Trumpa o rosyjskiej okupacji Krymu Moskwa podejmie działania w zakresie upodmiotowienia oficjalnej współpracy z separatystami w Donbasie. I tak się właśnie stało. Pierwszym ruchem było uznanie przez Moskwę dokumentów – paszportów wystawianych przez separatystów mieszkańcom zajętych przez nich terenów na wschodzie Ukrainy. Kolejnym krokiem jest próba znalezienia dla produkcji przemysłowej Donbasu odbiorców towarów poza Ukrainą. Te wszystkie działania pokazują tylko, że jeśli Kijów w krótkim czasie nie wprowadzi uzgodnień z Mińska, to czas utrwali de facto upodmiotowienie polityczne tego regionu jako quasi-państwa.
Czy Putin może dążyć do stworzenia w Donbasie tzw. konfliktu zamrożonego, aby mieć instrument stałego oddziaływania na politykę wewnętrzną i zewnętrzną Ukrainy?
– Konflikt zamrożony faktycznie już istnieje od 11 lutego 2015 r., czyli od uzgodnień w Mińsku II. Od tego czasu obserwujemy konflikt o bardzo małym natężeniu. Kolejne prowokacje na linii rozgraniczenia, do których dochodzi od tego czasu, są inicjowane i prowokowane zarówno przez oddziały nacjonalistów ukraińskich, jak i przez niektóre oddziały separatystów, których członkowie nie widzą szans na powrót tego regionu do Ukrainy. Zwrócę jednak uwagę, że Moskwa ma inny instrument do naciskania na Kijów. Pomimo deklaratywnej wojny z Rosją w 2016 r. państwem, do którego Ukraina kierowała największy eksport, była właśnie Rosja i to Rosja w ubiegłym roku była największym odbiorcą uzbrojenia z Ukrainy. Dodatkowo Rosja była największym inwestorem na Ukrainie. To pokazuje, że mamy tu do czynienia z dziwną wojną.
No właśnie, jak to jest, że z jednej strony mamy konflikt na linii Moskwa – Kijów, a z drugiej – jak podaje ukraiński urząd statystyczny – w 2016 r. aż 38 proc. zagranicznych inwestycji w gospodarce Ukrainy stanowiły inwestycje rosyjskie…?
– Tak jak wspomniałem, Ukraina jest w dużym stopniu uzależniona gospodarczo od Rosji. I taki stan będzie jeszcze trwał latami. Aby to zmienić, musiałoby dojść do wielomiliardowych inwestycji Zachodu w tym państwie. Na to się jednak nie zanosi. Dlatego Kijów, aby nie przyspieszyć upadku gospodarczego własnego państwa, musi handlować z Rosją. To sprawia, że wiele obszarów gospodarczych na Ukrainie nadal pośrednio kontrolują Rosjanie.
Na ile poprzez aneksję Donbasu Putin może wpływać na nową administrację amerykańską?
– Myślę, iż aneksja Donbasu to dla Rosji ostateczność i – jak sądzę – jeszcze daleko do takiej postawy Moskwy. Obecnie dużo bardziej niebezpieczna sytuacja dla Ukrainy będzie spowodowana poprzez dążenia środowisk nacjonalistycznych do obalenia obecnych władz w tym kraju, włącznie z prezydentem Petro Poroszenką. Ten proces tak naprawdę już się rozpoczął i może to spowodować kolejny krwawy konflikt wewnętrzny na Ukrainie.
Zakładając jednak aneksję Donbasu przez Rosję, jak w takiej sytuacji może się zachować prezydent Trump, czy należy się liczyć z jakąś reakcją?
– W takiej sytuacji prezydent Donald Trump będzie musiał ostro reagować politycznie i gospodarczo. Wykluczam przy tym wsparcie militarne dla Ukrainy ze strony Stanów Zjednoczonych. Jednak jak wspomniałem, taki scenariusz w wymiarze krótkoterminowym jest mało prawdopodobny. Na razie obserwujemy współpracę Stanów Zjednoczonych i Rosji w walce z tzw. Państwem Islamskim w Syrii.
Podziela Pan optymizm ministra Waszczykowskiego, który przekonuje, iż Ukraina rozwija się gospodarczo, ma pięcioprocentowy wzrost gospodarczy, wdrażane są poważne reformy, dlatego Polska będzie kontynuowała wsparcie dla Ukrainy?
– Absolutnie nie podzielam optymizmu szefa polskiej dyplomacji. Warto przypomnieć, że tylko w ostatnich trzech latach Ukraina straciła ponad 20 proc. własnego PKB. Aby odrobić straty i wrócić do poziomu gospodarki sprzed 2013 r., przy trzyprocentowym wzroście gospodarczym będzie to osiągalne dopiero gdzieś w okolicach 2025 r. Tymczasem obecna blokada Donbasu przez nacjonalistów ukraińskich i wymiana handlowa Kijowa z Moskwą spowoduje – w krótkim czasie – spadek ukraińskiego PKB o kolejne kilkanaście procent. Dodatkowo od 1 marca separatyści znacjonalizowali ukraińskie państwowe firmy. Efekt jest taki, że firmy te przestały odprowadzać podatki do Kijowa.
Czemu ma służyć zniesienie wiz dla Ukraińców przez Unię Europejską, skoro i tak nie mają oni większych problemów, żeby przedostać się do Polski?
– To jest jedna z fundamentalnych obietnic wyborczych Petro Poroszenki i jeden z celów Majdanu z 2013 r. Tak naprawdę Europa Zachodnia potrzebuje rąk do pracy, a imigranci muzułmańscy, którzy mieli tę lukę wypełnić, stworzyli poważne problemy w Europie. W tej sytuacji lepiej jest przyjąć chrześcijańskich Ukraińców, którzy tego typu problemów nie stwarzają. Ponadto przy obecnych tendencjach demograficznych Ukrainy opuszczanie tego kraju przez kilka milionów młodych produktywnych obywateli doprowadzi do poważnych problemów gospodarczych, nie mówiąc już o brakach w obszarze poboru do wojska.
Unijni urzędnicy przekonują, że liberalizacja wizowa pomoże Ukraińcom w reformach poprzez zbliżenie ludzi i budowanie mostów ponad granicami. Ale jakoś nikt nie mówi o niekontrolowanym wzroście migracji z Ukrainy…?
– To prawda, tyle tylko że zanim do tego dojdzie, może już nie być Ukrainy w formie, jaką znamy dzisiaj. Urzędnicy unijni mówią o procesie, który może oddziaływać na to państwo za kilka lat, pytanie tylko – czy to państwo przetrwa do tego czasu w takich jak obecnie granicach?