logo
logo
zdjęcie

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Platforma – partia bez wizji i przyszłości

Poniedziałek, 3 lipca 2017 (10:46)

Z prof. dr. hab. Mieczysławem Rybą, kierownikiem Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX wieku Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, członkiem Kapituły Orderu Odrodzenia Polski, rozmawia Mariusz Kamieniecki.

W sobotę Polacy mieli okazję spojrzeć na dwie wizje Polski. Pierwszą przedstawioną przez Prawo i Sprawiedliwość i drugą przez Platformę Obywatelską. Mogliśmy wysłuchać szefów obu ugrupowań Jarosława Kaczyńskiego i Grzegorza Schetynę. Jak można zinterpretować to zderzenie dwóch różnych spojrzeń na Polskę?

– Po wystąpieniu Grzegorza Schetyny można zapytać, czy Platforma w ogóle ma jakąś wizję. To, co obserwujemy od jakiegoś już czasu, to raczej krytyka i nakreślanie katastroficznego opisu państwa pod rządami PiS. Podobnie było i tym razem, gdzie w wystąpieniu szefa Platformy dominowała raczej agresja wpisująca się w kontekst pewnych wydarzeń takich jak obrady sejmowej komisji śledczej do spraw Amber Gold czy komisji reprywatyzacyjnej, które od strony wizerunkowej są dla tej formacji bardzo niekorzystne. Stąd wspomniana agresja idąca w kierunku starej, dobrze znanej retoryki, że PiS wyprowadza Polskę na krańce Europy itd. Z punktu widzenia Platformy to zderzenie z PiS wygląda bardzo słabo. Widać, że Platforma przeżywa poważny kryzys.

Z kolei podczas Kongresu PiS mieliśmy podsumowanie działalności i sukcesów rządu Zjednoczonej Prawicy…

– Oczywiście też niedociągnięcia czy niedomagania dotychczasowych działań rządu PiS, ale jednocześnie została nakreślona wizja programu pozytywnego. Można zatem powiedzieć, że mieliśmy do czynienia ze zderzeniem totalnej krytyki i ataków także personalnych ze strony Platformy z wizją pozytywnego programu PiS, który się już realizuje. Weźmy chociażby przestrzeń ekonomiczną czy dobro konkretnego obywatela, gdzie są wymierne efekty jak program „Rodzina 500+”, który wiele rodzin wyciągnął z nędzy, najniższy w historii Polski po 1989 r. poziom bezrobocia czy uszczelnienie systemu podatkowego, co spowodowało wyższe wpływy do budżetu państwa. Tych sukcesów, które są dziełem niespełna dwóch lat działalności tego rządu, jest całkiem sporo. Co więcej, podczas Kongresu PiS zostały nakreślone perspektywy dalszych działań chociażby w sferze mieszkaniowej, jak np. program „Mieszkanie+”. Na płaszczyźnie faktów mamy zatem do czynienia ze zderzeniem niezwykle niekorzystnym dla Platformy.

Zatrzymajmy się może na chwilę przy Platformie. Podsumowując Radę Krajową PO, nasuwa się pytanie: czy ta formacja ma program i czy koncentrowanie się na atakowaniu PiS-em nie jest nudne nawet dla zagorzałych zwolenników tzw. totalnej opozycji?

– Platforma nie ma liderów, nie ma lidera. Zresztą w ogóle liderzy, którzy się pojawili w obozie liberalno-lewicowym, praktycznie są w stanie wizerunkowej katastrofy. Dotyczy to Platformy – wystarczy tylko przypomnieć związane z reprywatyzacją problemy Hanny Gronkiewicz-Waltz, którą wspierał Grzegorz Schetyna, a także Nowoczesnej, której lider też nie rysuje się jako ideał. Idąc jeszcze dalej, możemy dostrzec sprawę Donalda Tuska, który miał być liderem, który po zakończeniu kadencji szefa Rady Europejskiej w glorii chwały powróci do Polski na białym koniu i uratuje Platformę, tymczasem komisja śledcza do spraw Amber Gold pokazuje, że pod jego rządami państwo polskie istniało tylko teoretycznie. Z kolei Ewę Kopacz pogrąża sprawa smoleńska. I jeśli podsumować te wszystkie elementy, to widać, że praktycznie w tym obozie liberalno-lewicowym nie ma liderów, autorytetów, które mogłyby podciągnąć notowania i poprawić wizerunek tej formacji. Nie tylko że brakuje liderów, ale w szeregach toczy się wewnętrzna walka, widoczny jest też brak programu, a poszczególni działacze koncentrują się na tym, jak wejść w buty lidera w sensie formalnym, bo o przywództwie w ogóle nie może być mowy. Nie ma zatem nikogo, kto mógłby poprowadzić Platformę. Do tego dochodzi jeszcze ściganie się np. z lewicą, czego przykładem jest chociażby udział działaczy Platformy w marszach środowisk homoseksualnych czy inicjatywa prezydentów miast wywodzących się z tej formacji odnośnie do przyjęcia imigrantów muzułmańskich. To wszystko jest wypadkową dramatycznych, wręcz rozpaczliwych działań, które są ukierunkowane bardziej na wewnętrzną rywalizację, która ma wyłonić lidera, nie zaś przywódcę, który mógłby doprowadzić tę formację do władzy.

Jak długo można „jechać” na tych negatywnych hasłach i straszeniu PiS-em?

– Perspektywy są marne. Platforma, jeśli nadal będzie się trzymać tej wersji, to daleko nie zajedzie, a już z całą pewnością nie przejmie władzy w Polsce. Uważam, że na zapleczu tej formacji jest pełna tego świadomość. Dlatego jest nieustanna próba uruchomienia zagranicy poprzez dyskredytację polskiego rządu w różnych unijnych gremiach, ale jednocześnie jest strach. Proszę pamiętać, że im dłużej działają mechanizmy rozliczeniowe dotyczące chociażby karuzeli VAT-owskich, komisji Amber Gold czy komisji reprywatyzacyjnej, tym bardziej ludziom w pewnych kręgach zaczyna w oczy zaglądać strach i obawa: co będzie, jeśli rozliczą kolejne rzeczy, czy i mnie to nie zmiecie z politycznej sceny. Jeśli to wszystko zbilansować, to widać, że w tych gremiach trudno się dopatrzyć jakiejś racjonalnej wizji niż wizja totalnej katastrofy. Stąd mamy chaos. Tą drogą totalnej negacji, w sytuacji, kiedy polskie społeczeństwo realnie odczuwa poprawę własnej egzystencji, kiedy w Narodzie zaczyna się pojawiać i ugruntowywać pewien rodzaj dumy z odzyskiwania przez Polskę międzynarodowej pozycji, to takie krzyki czy próby zaczarowywania rzeczywistości tylko działają na niekorzyść Platformy. Liderzy Platformy – można powiedzieć – cały czas pływają we własnym sosie, a swój przekaz adresują tylko i wyłącznie do swojego sztywnego elektoratu. Nie mają żadnego pomysłu, jak i z czym wyjść szerzej – do elektoratu centrowego, a im głośniej krzyczą, tym bardziej się blokują na taką możliwość.

Z drugiej strony mamy PiS, które skupia się przede wszystkim na swoim programie rządzenia. Jaki przekaz wysyła do Polaków PiS? Inaczej mówiąc, jakie znaczenie dla przyszłości Polski w Pana ocenie miał Kongres PiS?

– W tej sytuacji tym, co mogłoby doprowadzić PiS do ewentualnej porażki, są wewnętrzne, prowokowane ambicjonalne konflikty, które przesłoniłyby wizję przyszłości. Oczywiście zawsze jest pokusa, aby wejść na taką ścieżkę, a drugą kwestią, która wypacza i jest zawsze wielkim zagrożeniem, są sprawy aferalne dotyczące poszczególnych osób, które zawsze mogą się pojawić. Nic zatem dziwnego, że prezes Kaczyński podczas Kongresu w Przysusze, wskazując na priorytety rządu, przestrzegał przed pychą i pokusą nadużyć.

PiS na tle słabej i uwikłanej w różne niejasne sprawy czy wręcz afery Platformy wygląda bardzo pozytywnie. Na które obszary zwróciłby Pan Profesor szczególną uwagę?

– Na tle słabiutkiej opozycji pokazywanie tych, jakby nie było, pozytywnych zmian, osiągnięć, które są realnie odczuwalne przez społeczeństwo, a zarazem pokazywanie możliwości rozwojowych, jest bardzo ważne. Zwróciłbym uwagę na silny akcent postawiony na tzw. Polskę regionalną. Oczywiście jest jedna Polska, ale w tym rozumieniu nie chodzi tylko o Polskę metropolitalną z kilkoma ośrodkami, ale przede wszystkim o podniesienie na wyższy poziom Polski lokalnej, gdzie wcześniej nie było miejsc pracy i ludzie byli zmuszeni opuszczać te swoje małe ojczyzny. Teraz Polska lokalna jest bardzo mocno dowartościowana przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Ten rząd mocno akcentuje element tożsamościowy, który polega na budowaniu wspólnoty w odniesieniu do tradycyjnych zasad, do tradycji narodowo-chrześcijańskich, patriotycznych, które mają się objawiać na lekcjach w szkole, w dziedzinie polityki kulturalnej czy estetycznej. Jest to zatem budowanie mocnej więzi, budowanie wspólnoty właśnie poprzez upodmiotowienie Polski lokalnej. Wreszcie bardzo mocno rząd PiS akcentuje kwestie suwerennościowe – czyli podmiotowe zdefiniowanie Polski w relacji do zagranicy. Mogliśmy zatem usłyszeć z ust prezesa Kaczyńskiego pozytywne słowa pod adresem Unii Europejskiej jako pewnej idei wspólnotowej, a z drugiej strony bardzo mocne wskazanie na suwerenność, na niepodległość, co oznacza, że tym zewnętrznym naciskom – jeśli są one wbrew naszym interesom – nie będziemy ulegać. Na uwagę zasługują też kwestie ekonomiczne podniesione przez wicepremiera Morawieckiego oplecione osnową humanistyczną z bardzo mocno akcentowanymi odniesieniami historycznymi, literackimi. Było w tym bardzo wyraźne wskazanie, że gospodarka nie jest dla słupków procentowych, ale po to, żeby umacniać wspólnotę i pozwolić w normalny sposób generować życie osobowe człowieka. Wreszcie został poruszany także element bezpieczeństwa w perspektywie zagrożenia islamskiego. Wszystko to jawi się jako pewien całościowy, przemyślany, spójny program.

Element konfrontacyjny bez cech agresji, jak to było w przypadku Platformy, też się pojawił…

– Została pokazana konfrontacja istotowa. Chodzi o to, że dawne elity ustawione jako sztywny układ po Okrągłym Stole czy w ogóle po 1989 r., które można nazwać postkomunistycznymi czy raczej postkomunistyczno-solidarnościowymi, próbują zablokować dobrą zmianę. Natomiast mieliśmy przede wszystkim nakreślenie pewnej perspektywy odbudowy zaplecza, stworzenie przestrzeni do wykreowania i wybicia się nowej elity, nowego młodego pokolenia – i to zarówno w sektorze życia społecznego, jak i państwowego. Pojawiła się wizja, którą określiłbym jako narodowo-twórczą w różnych obszarach. Nie zabrakło też elementu krytycznego, gdzie zdefiniowano jako największe zagrożenie patologie, które towarzyszą życiu partyjnemu nie tylko w Polsce. I tego należy się strzec, bo bardzo łatwo przejść z myślenia pronarodowego, propaństwowego na myślenie typowo partyjne.                

Jesienią może dojść do rekonstrukcji rządu. W jakich obszarach jest to najbardziej prawdopodobne?

– Trudno o tym dzisiaj wyrokować. Do jesieni jest jeszcze trochę czasu i wszystko się może jeszcze zdarzyć. Mogą być zarówno sukcesy, jak i błędy, co może mieć znaczenie, jeśli chodzi o ewentualne roszady personalne. Rekonstrukcji można się spodziewać – zresztą prezes Kaczyński w swoim wystąpieniu wskazywał na pewne mankamenty, np. w polityce zagranicznej czy w ochronie zdrowia, ale nie ryzykowałbym w sposób kategoryczny wskazania takich czy innych zmian. Niektórzy metaforycznie mówią, że w polityce trzy, cztery miesiące to miesiące świetlne, a więc rzeczywistość polityczna może być mocno zdynamizowana. Ponadto perspektywa rekonstrukcji rządu jest zawsze mocno dopingująca i motywująca dla wszystkich ministrów, co może dać tylko pozytywne efekty.      

Używając języka sportowego – zwycięskiego składu się nie zmienia…

– Owszem, ale również w zwycięskim meczu zmienia się zawodników, także ze względów taktycznych. Zmiany nie muszą zatem być wynikiem błędów, ale taktyki, która podpowiada pewną korektę. Jeśli miałbym cokolwiek oceniać, to w moim przekonaniu takie korekty są tylko wtedy zasadne, gdy mają podłoże merytoryczne. Natomiast gorzej, gdyby miały być pochodną walk frakcyjnych, które zawsze mogą się pojawić. Wtedy zamiast wzmacniać takie zmiany, osłabiałyby taki czy inny rząd.   

W przypadku tego rządu raczej takiej obawy nie ma. Zjednoczona Prawica jawi się spójna…                

– O tym decyduje m.in. ten element sukcesu, mimo wręcz niewyobrażalnych ataków ze strony tzw. opozycji totalnej czy ze strony liberalno-lewicowych mediów, które na razie wciąż dominują w Polsce, a liberalna lewica dominuje w Europie czy w strukturach unijnych. Zasadniczo większość wielkich państw członkowskich jest Polsce nieprzychylna. Wystarczy tylko przypomnieć ostatnie wypowiedzi prezydenta Francji Emmanuela Macrona pod adresem Polski, ale to wszystko trzeba wytrzymać, tak jak wytrzymujemy presję, pouczenia czy wręcz groźby kar za rzekome łamanie zasad demokracji czy praw człowieka w naszym kraju. I pod tym względem półtora roku rządów Prawa i Sprawiedliwości nie było usłane różami, ale było nacechowane walką polityczną. I mimo presji, nacisków, połajanek wiele rzeczy udało się rządowi Beaty Szydło zrobić i efekty tych działań są odczuwalne, a owoce widoczne. Zablokowanie patologii VAT-owskiej i przesunięcie tych pieniędzy na wydatki prorodzinne jest ogromnym wyczynem i tym ten rząd może się pochwalić. I ten niewątpliwy sukces – jeden z wielu – cementuje. Natomiast każde rozbicie koalicji przyniosłoby klęskę przede wszystkim tego, kto się wyłamuje. Trudno się zatem spodziewać podziałów, ale pewne walki frakcyjne są zawsze możliwe.

Dziękuję za rozmowę. 

Mariusz Kamieniecki

NaszDziennik.pl