Z analiz brytyjskiego think tanku im. Henry’ego Jacksona wynika, że na polecenie Putina rosyjska armia przywraca do służby bazy wojskowe wykorzystywane jeszcze w czasach ZSRS. Co to może oznaczać?
– Nie od dziś wiadomo, że Putin dąży do odbudowy imperium rosyjskiego sprzed lat, a przynajmniej żywi przekonanie, że je tworzy. Jednak mimo modernizacji i rozbudowy armii w wielu obszarach możliwości finansowe Rosji nie pozwalają, aby armia tego państwa dysponowała supernowoczesnymi systemami uzbrojenia. Z drugiej strony Rosja wciąż kultywuje dawną – postsowiecką tradycję agresywnych, zaczepnych działań, gdzie wręcz zakłada się użycie taktycznej broni jądrowej. Oczywiście tego typu działania ze wschodniego kierunku, z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski są groźne. I chcąc nie chcąc musimy o tych zagrożeniach mówić głośno i odpowiednio przedstawiać je w strukturach Sojuszu Północnoatlantyckiego, aby działania Rosji spotkały się z odpowiednią reakcją. Nie przesadzając, zagrożone w pierwszej kolejności są Polska, Litwa, Łotwa, Estonia i cała wschodnia flanka NATO. Putin nie ma zahamowań, stąd w dalszym ciągu się zbroi i to należy brać pod uwagę, wyznaczając cele czy planując przyszłe działania. Kiedyś też wydawało się, że niemożliwa jest agresja Rosji na Gruzję, ale to się stało. Na tym jednak nie koniec, bo po Gruzji była Ukraina i tak jak mówił śp. prezydent Lech Kaczyński – Polska musi być przygotowana na różne scenariusze, nawet te, o których wielu ekspertów mówi, że są niewiarygodne. Życie pokazuje jednak zupełnie co innego.
Na działania Putina trzeba patrzeć szerzej w wymiarze geopolitycznym, bo obserwujemy, i to od dłuższego czasu, że na północ Rosji przerzucane są systemy rakietowe dalekiego zasięgu. Rosja szykuje się na podbój Arktyki?
– To są wszystko działania ukierunkowane na poszukiwanie przez Rosję nowych stref. I jeśli się obserwuje i analizuje geografię polityczną, to można zrozumieć motywację, jaka się kryje za takimi ruchami. W dużej mierze jest to też gra o surowce naturalne, o złoża ropy naftowej i gazu i o to, kto te zasoby naturalne będzie kontrolował.
Na rosyjskiej wyspie na Morzu Barentsa funkcjonuje już baza wojskowa z myśliwcami MiG-31, ale w planach jest także rozlokowanie tam bombowców Su-34 zdolnych do przenoszenia broni jądrowej...
– Oczywiście jest to gra Putina obliczona na efekt propagandowy, ale w moim przekonaniu jest to przede wszystkim próba szantażowania Zachodu. Putin zgłasza niejako swój akces i mówi: „Przyjmijcie nas do swojej wspólnoty. Przymknijcie oko na bezprawie, jakiego dokonaliśmy na Ukrainie. Znieście embargo wobec mojego kraju, bo w przeciwnym wypadku – dysponując takimi a takimi środkami – będziemy jeszcze bardziej nieobliczalni”. Poniekąd trzeba przyznać, że Rosja rzeczywiście dysponuje pewnym groźnym potencjałem i jest w stanie wywołać wojnę, która mogłaby się wymknąć spod kontroli, zapewne niszcząc kraje zachodnie, a może jeszcze bardziej samą Rosję. W tej sytuacji – znając nieobliczalność przeciwnika – trudno bagatelizować takie zagrożenie. Jakiś czas temu wydawało się, że mamy już za sobą epokę zimnej wojny, gdzie zastraszanie czy wzajemne szachowanie się potencjałem nuklearnym było na porządku dziennym, ale jednocześnie pozwalało na utrzymanie względnego pokoju. Niestety, w tej chwili znów mamy powrót do retoryki zimnowojennej i tego, co się działo w poprzedniej epoce, bo najgroźniejszy, najbardziej niebezpieczny arsenał jest znów wyciągany na powierzchnię. I o ile Putin prowadzi cyniczną grę, prężąc muskuły, o tyle jeszcze dodatkowo wychowuje nowe grono odpowiedzialnych dowódców wojskowych, dla których tego typu zachowania już nie są tylko i wyłącznie grą, ale standardem działania.
Wspomniał Pan Generał, że Putin chciałby uśpić czujność Zachodu i dąży do tego, aby go ponownie wpuścić na salony. Tylko czy przywódcy, zwłaszcza zachodniej Europy, nie zdają sobie z tego sprawy?
– Europa Zachodnia niestety pokazuje, że jest skłonna na wiele ustępstw wobec Putina tylko po to, żeby choć na jakiś czas mieć problem z głowy. Ale to krótkowzroczne myślenie i działanie jest obarczone wielkim ryzykiem i konsekwencjami, które już znamy z nie tak odległej przeszłości. O byłym kanclerzu Gerhardzie Schroederze, od 2005 r. związanym z rosyjskim Gazpromem, aż trudno wspominać, bo jest to wielki wstyd dla całych Niemiec. Przykład ten pokazuje, jak sprawując tak ważną funkcję, można się sprzedać rosyjskim korporacjom. To uprawnia też do zadania pytania, w jaki sposób ten polityk sprawował urząd kanclerski i czy to jego postępowanie nie będzie znajdowało naśladowców. Nie można bowiem wykluczyć, że znów ktoś może być skłonny do tolerowania czy wręcz do akceptowania agresywnych działań Putina tylko po to, żeby realizować kosztem innych państw swoje prywatne interesy czy w lepszym wariancie interesy ekonomiczne własnego kraju. Sądzę, że postawa Putina powinna jednak skłonić do zacieśnienia szeregów państw NATO i Unii Europejskiej, aby się skupić na rzeczywistych, a nie urojonych zagrożeniach, jakie płyną z kierunku wschodniego. Tymczasem UE zajmuje się wieloma sprawami, ale w zbyt małym stopniu skupia się na tym, co realnie zagraża jej z flanki wschodniej.
Putin dba – jak Pan słusznie zauważył – o złoża naturalne w Arktyce takie jak ropa czy gaz. Ale wiemy przecież, że oprócz Rosji do tych złóż pretendują również inne państwa jak Stany Zjednoczone, Kanada, Islandia, Norwegia, Szwecja, Finlandia czy Dania. Da się pogodzić interesy wszystkich czy obowiązująca będzie zasada, według której postępuje Putin, a mianowicie kto pierwszy ten lepszy?
– Polityka faktów dokonanych jest tym, co – wydaje się – Putinowi wychodzi najlepiej. Zachód – mimo że ma znacznie większy potencjał od Rosji – w wielu kwestiach wykazuje się mocno spóźnioną reakcją. Ponadto poprawność polityczna czy może bardziej ślamazarność i brak konsekwencji oraz spójności w działaniu powodują, że to jednak Putin narzuca własną inicjatywę. I zdaje się, że Zachód znów jest reaktywny w stosunku do tego, co narzuca Rosja. W konsekwencji w najlepszym wypadku może to skłonić Putina do niewielkich ustępstw, a to, co zdążył zająć do tej pory, pozostanie już w rękach Rosji.
Jak długo może potrwać polityka ustępstw? Czy są jakieś granice?
– Wydawałoby się, że ubiegłoroczny szczyt NATO w Warszawie, który pod względem wyznaczania celów i zadań był bardzo obiecujący, będzie zdecydowanym i ostatecznym sygnałem wysłanym do Putina, że pewnej granicy nie powinien przekraczać. Niestety, po szczycie NATO znów pojawiły się wyłomy w samej UE, gdzie niektóre kraje jakby odeszły od postanowień szczytu i na nowo zaczęły tolerować politykę Moskwy. Wystarczy podać przykład Niemiec i głosy, jakie się pojawiły, kiedy do Polski przybywała ciężka brygada Stanów Zjednoczonych, że po co takimi działaniami drażnić niedźwiedzia. Jeśli do tego dodamy to, co się wydarzyło w Turcji w 2015 r., po zestrzeleniu rosyjskiego Su-24, kiedy Putin zastawił pułapkę, co więcej – zręcznie wykorzystał całą tę sytuację na swoją korzyść, poniekąd doprowadzając do zaostrzenia problemów wewnątrz struktur NATO. UE w tej chwili boryka się z Brexitem. Ostatnio ma też problemy z Katalonią, a Putin tylko czyha na okazję i tego typu słabości nie odpuszcza. Kiedy widzi, że NATO, że Europa są zajęte rozwiązywaniem wewnętrznych problemów, co więcej – nie potrafią mówić jednym głosem, to z zimną krwią potrafi tego typu rozdźwięki wykorzystywać na swoją korzyść. Taka sytuacja będzie trwała tak długo, aż świat Zachodu się nie przebudzi, przejrzy na oczy i nie będzie konsekwentny w działaniu wobec imperium Putina. Prawda wygląda tak, że z jednej strony niby nakłada się sankcję, a z drugiej otwiera się furtki, które pozwalają te restrykcje omijać.
Refleksji brakuje szefom państw zachodniej Europy, za to zagrożenia – wydaje się – dostrzegać prezydent Stanów Zjednoczonych. Czy Donald Trump jest w stanie stworzyć silną koalicję wobec swojej idei trzymania krótko Rosji Putina?
– Trzeba mieć nadzieję, że uda się stworzyć taką koalicję. W tym kontekście ważna była wizyta prezydenta Trumpa w Polsce, a rozmowy, które się toczyły w Warszawie, pozwoliły przywódcy największego światowego mocarstwa spojrzeć inaczej, szerzej spojrzeć na problem flanki wschodniej. Prawdę mówiąc, to dzisiaj najbardziej można liczyć na Stany Zjednoczone, a nasi najbliżsi sąsiedzi, sojusznicy w NATO, Niemcy czy Francuzi jakoś są mało zainteresowani. Nie mówiąc już o Włochach czy o Hiszpanii, które w jeszcze mniejszym stopniu interesują się flanką wschodnią.
Włosi czy Hiszpanie mają na razie własne problemy…
– Owszem, ale to nie zwalnia ich z solidarności wobec pozostałych państw członkowskich NATO. Fakty są takie, że nie można patrzeć wybiórczo i widzieć tylko własne interesy, bo brak symetrii tak naprawdę szkodzi wszystkim. Putin ma zatem kolejną okazję, żeby rozgrywać poszczególne państwa. Tak działa właściwie od początku, a z roku na rok otwiera mu się coraz więcej możliwości. Przypomnę, że w taki sposób rozmawiał chociażby z Polską za rządów koalicji PO – PSL, m.in. w sprawie zwrotu wraku tupolewa itd. W tym działaniu – żeby rozmawiać osobno z każdym państwem – jest metoda, ponieważ wówczas zręczniej mu rozgrywać swoją grę. Natomiast siłą Polski jest występowanie i mówienie głosem NATO i głosem UE. Niezwykle ważne jest, aby w strukturach Sojuszu Północnoatlantyckiego czy UE w końcu zająć się taką polityką, która będzie chronić każde państwo, a nie skupiać się tylko na własnych problemach wewnętrznych. Niestety struktury – zwłaszcza UE – zbyt mocno się zbiurokratyzowały i skupiają się na Brexicie itp., a nie potrafią wypracować wspólnej strategii i zgodnie z zasadą solidarności międzypaństwowej wspierać każdego członka Wspólnoty czy NATO, szczególnie w sporze, który się toczy z gigantem, jakim jest Rosja. Weźmy chociażby przykład z naszego własnego podwórka, a mianowicie kwestie energetyczne. Raz jeszcze przypomnę śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w sytuacji, kiedy Rosjanie zakręcili nam kurek z gazem, wykorzystał moment i dyplomatycznie zagrał, stawiając kwestie energetyczne na szczycie NATO. I to jest pozytywny przykład wspólnych solidarnych działań. Tymczasem dzisiaj mamy Nord Stream 1, Nord Stream 2 przebiegające pod dnem Bałtyku, czyli działania przeczące idei Wspólnoty Europejskiej. Oczywiści na sztandarach nosi się hasła wspólnotowe, ale jeśli chodzi o biznes, to każdy (czytaj: Niemcy) działa osobno w dobrze pojętym własnym interesie. Smutna to konkluzja, ale prawdziwa.