To kolejne niekorzystne rozwiązanie dla edukacji domowej. – Koszty tej formy nauki na dziecko spełniające obowiązek przygotowania przedszkolnego są niższe w porównaniu do wyższych etapów edukacji – nie ma tu m.in. egzaminów klasyfikacyjnych. Szkoły ponoszą jednak pewne koszty administracyjne – dotąd mogły je pokrywać ze środków dotacji oświatowej, teraz tak już nie będzie – tłumaczy w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Krzysztof Tusiński, członek grupy roboczej edukacji domowej ds. kontaktów z MEN. – Obawiamy się, że będzie to skutkować tym, że szkoły i przedszkola po prostu nie będą zainteresowane prowadzeniem edukacji domowej na poziomie zerówki – stwierdza nasz rozmówca.
Obecnie z formy edukacji domowej na tym etapie kształcenia korzysta nawet 1 tys. dzieci. Według wyliczeń grupy roboczej dokonanych wraz z ekspertami MEN, wysokość samych kosztów administracyjnych, które miesięcznie ponosi szkoła z racji nauczania dziecka w edukacji domowej na poziomie zerówki, wynosi blisko 1,2 tys. zł. Nie licząc kosztów wynikających z zajęć dodatkowych, konsultacji czy zapewnienia dziecku pomocy dydaktycznych.
Sposób finansowania edukacji domowej reguluje ustawa o systemie oświaty. Jej zapisy były jednak często dowolnie interpretowane przez samorządy. W efekcie dochodziło do sytuacji, gdy część szkół i przedszkoli prowadzących oddziały zerówkowe otrzymywała dotacje na prowadzenie edukacji domowej, a część nie. MEN dostrzegło ten problem i postanowiło go uregulować ustawowo. Jednak propozycje resortu – podnoszą rodzice – nie są korzystne dla edukacji domowej na poziomie zerówek. Chodzi tu o zapisy rządowego projektu ustawy o finansowaniu zadań oświatowych (art. 23), które wykluczają możliwość dotowania ucznia placówki wychowania przedszkolnego, który odbywa roczne przygotowanie przedszkolne poza tą placówką. Zmiany miałyby wejść w życie z początkiem przyszłego roku.
Drogi Czytelniku,
cały artykuł jest dostępny w wersji elektronicznej „Naszego Dziennika”.
Zapraszamy do zakupu w sklepie elektronicznym