Wicepremier Gowin poinformował, że projekt ustawy 2.0 zostanie przyjęty. Podkreślił, że poparcia ustawie udzielili Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro. Dzieje się tak mimo wielu głosów sprzeciwu. Jest Pan zaskoczony?
– Nie jestem zaskoczony, gdyż podobne ustalenia zostały poczynione odrobinę wcześniej. Początkowo sugerowano, że ze strony Solidarnej Polski pojawią się ewentualne propozycje poprawek do ustawy 2.0. Ostatecznie zrezygnowano ze zgłaszania jakichkolwiek uwag do tej ustawy. Z kolei przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości prowadzili debatę z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Wtedy to zaproponowano pojedyncze poprawki. One lekko łagodzą rozwiązania prawne zaproponowane w początkowej wersji.
I takich „lekkich” zmian Pan oczekuje?
– Oczekiwałbym gruntownych i zdecydowanych zmian. Bo te uwagi, które uwzględniono, przyjmują bardziej formę korekty niż rzeczywistych poprawek.
Podjął już Pan decyzję, czy poprze reformę szkolnictwa wyższego?
– Gdybym miał dzisiaj głosować nad tym projektem, miałbym bardzo daleko idące wątpliwości. Jednocześnie jeszcze w czwartek dochodziły do mnie głosy, że wicepremier Jarosław Gowin jest gotowy do przeprowadzenia dalszych zmian w ustawie. W jakim zakresie? Trudno jest mi o tym mówić.
To może warto rozważyć postulat „Solidarności” i odłożyć wprowadzenie tej ustawy o rok?
– Uważam podobnie. Pośpiech nigdy nie jest wskazany, w żadnej sytuacji. Tym bardziej wtedy, gdy trwają prace nad czymś, co nazywamy „Konstytucją dla nauki”.
W Toruniu funkcjonuje Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej, związana z Radiem Maryja. Ta ustawa może negatywnie wpłynąć na jej funkcjonowanie? Wielu ludzi nauki twierdzi, że ustawa 2.0 doprowadzi do upadku mniejszych ośrodków akademickich.
– Ustawa 2.0 nadaje ramy funkcjonowania całego systemu. Będzie więc dotyczyła także szkoły w Toruniu. I te rozwiązania wprowadzają mechanizmy, które pojawiły się w polskiej gospodarce po roku 1989, a więc zasady wolnorynkowe. Ponadto ta ustawa tak tworzy system, że on będzie wymagał od uczelni posiadania bardzo aktywnej kadry. Chodzi tu o publikacje. Naukowcy będą musieli: pisać, pisać i jeszcze raz pisać, a potem publikować to w odpowiednich czasopismach i językach. To ma się przekładać na punkty, które będą uprawniać do nadawania tytułów lub prowadzenia określonych kierunków studiów. Sytuacja dużych ośrodków: Krakowa, Warszawy, Wrocławia czy Lublina, jest o wiele lepsza, bo ich kadra naukowa funkcjonuje w przestrzeni czasopism, które są wysoko punktowane. Osoby te zasiadają w radach programowych czy w redakcjach czasopism. Tym samym młodej kadrze naukowej dużych ośrodków łatwiej będzie publikować. Z całą pewnością mniejsze ośrodki będą mieć z tym dużo problemów. Ustawa przewiduje – w okresie przejściowym – że szkoły, które będą się koncentrować głównie na dydaktyce, mogą liczyć na granty, przyznawane właśnie za dobrą działalność dydaktyczną. Podobnie wygląda to w systemie grantowym w odniesieniu do działalności naukowej. Zostanie on oparty na tym, co zwykło się nazywać darwinizmem społecznym. Rozpocznie się wyścig o każdą złotówkę. Do momentu wejścia ustawy ta walka jest, ale między pojedynczymi uczonymi czy poszczególnymi zespołami badawczymi. W tę walkę włączą się teraz mniejsze ośrodki, które nie będą mogły rywalizować o granty naukowe jako szkoły, będą mogły rywalizować o pieniądze jako ośrodki dydaktyczne. Ale wiemy też, że oparcie finansowania na grantach nie daje jakiegokolwiek poczucia stabilności.