Za nami obfitujący w różne zwroty akcji szczyt Unii Europejskiej. Jak ocenić finał negocjacji budżetowych w Brukseli? Czy są to warunki korzystne dla Polski?
– To wielki sukces premiera Mateusza Morawieckiego, o czym bardzo głośno mówił premier Viktor Orbán, chwaląc polskiego premiera za świetnie przeprowadzone negocjacje. Premier Węgier wyraźnie wskazał, że sukces odniesiony przez Polskę i przez Grupę Wyszehradzką wynika z faktu, że liderem nie tylko grupy V4, ale szerzej państw Trójmorza był właśnie premier Mateusz Morawiecki. To także dowód, że taktyka negocjacyjna obrana przez polskiego premiera przyniosła efekt w postaci rekordowej kwoty bezpośrednich dotacji dla Polski, które wyniosą 124 mld euro w bezpośrednich dotacjach, a razem z uprzywilejowanymi pożyczkami to kwota 160 mld euro, czyli ok. 700 mld złotych. To olbrzymi zastrzyk finansowy dla Polski, to również zdecydowanie więcej, niż zdołał wynegocjować rząd koalicji PO – PSL w ramach poprzedniej perspektywy finansowej. To są pieniądze, które powinny rozruszać polską gospodarkę, ale także europejską, aby wróciła na ścieżkę wzrostu po pandemii koronawirusa.
Jeszcze niedawno Platforma mówiła, że tylko ona – dzięki dobrym relacjom z Brukselą – może zagwarantować Polsce duże pieniądze z unijnego budżetu. Więcej niż oni wynegocjowali za swoich rządów, się nie da, a poprzedni budżet był ostatnim tak korzystnym dla Polski…
– Okazuje się, że niekoniecznie, że jeśli ma się cel, jeśli przedstawia się twarde rzeczowe argumenty, jeżeli ma się dobrego negocjatora, zdolnego budować sojusze – premiera Mateusza Morawieckiego, to wówczas środki finansowe mogą być zdecydowanie wyższe. I jak się okazuje – są. Dzięki temu Polska jest jednym z największych beneficjentów wieloletniej perspektywy unijnej na lata 2021-2027 oraz w ramach Funduszu Odbudowy. Również Fundusz Dotacyjny, który na skutek grupy tzw. skąpców został ograniczony o 22 proc. względem wyjściowych propozycji, w przypadku Polski został zmniejszony jedynie o 3 proc. Co ciekawe, wszystko osiągnięto bez bezpośredniego uzależnienia przyznania tych środków i mechanizmu kontroli wydatkowania, bez powiązania z tzw. praworządnością i to jest już – rzec można – hit tych negocjacji.
To powiązanie występuje, ale jak stwierdził premier Morawiecki – nie ma obawy, aby przyznanie środków uzależniać od tzw. praworządności, która to zasada została niejako rozmyta…
– Owszem, zapis dotyczący słynnego już artykułu 7 udało się z konkluzji szczytu w Brukseli wykreślić. Natomiast pozostał mechanizm praworządności, złożony z kilku etapów, a na końcu i tak wymagana będzie jednomyślność wszystkich państw w ramach Rady Europejskiej. W tym momencie jest to wystarczająca gwarancja, że kwestie związane z tzw. praworządnością rozumiane w Unii Europejskiej jako ochrona LGBT czy atakowanie Polski za reformę wymiaru sprawiedliwości, nie będzie możliwe bez zgody wszystkich państw wchodzących w skład Unii –wymagana będzie jednomyślność. Mam zatem nadzieję, że fundusze unijne dla Polski są niezagrożone, i że wpłyną na dalszy, dobry rozwój Polski.
Co unijny budżet i to porozumienie mówi o solidarności unijnej, która była raczej na papierze, a jak przychodziło co do czego, to i tak górę brał interes Niemiec i Francji?
– To wyraźny powód do satysfakcji, że liderzy państw Unii Europejskiej, pomimo różnic i odmiennego spojrzenia na wiele kwestii, potrafili wznieść się ponad dotychczasowe podziały i uzyskać porozumienie. Ważne, że uwzględnili – co by nie powiedzieć – gorszą pozycję startową nowych państw członkowskich, których gospodarki na skutek kilkudziesięciu lat przynależności do bloku komunistycznego nie mogły rozwijać się w tempie gospodarek państw zachodnich i mają dużo do nadrobienia. Równie ważna jest solidarność, która zatryumfowała w dobie koronawirusa, co szczególnie dotyczy państw południa Europy. Miejmy zatem nadzieję, że jest to zwiastun dobrego i nadzieja na powrót do korzeni, do idei, które towarzyszyły ojcom założycielom przy tworzeniu Unii Europejskiej.
Wygląda na to, że sprawdza się polski punkt widzenia, który zakłada, że można być członkiem Unii Europejskiej, walczyć o swoje, i jednocześnie budować wspólnotę?
– I oto właśnie chodzi. Bez zdecydowanego stanowiska Polski reprezentowanego przez premiera Mateusza Morawieckiego pewnie byłoby trudniej osiągnąć ten kompromis. Porozumienie byłoby dłużej negocjowane, a być może wcale nie doszłoby do skutku. To najdłuższy szczyt Unii Europejskiej od 20 lat, ale ważne, że zakończony porozumieniem. Wygrała Polska i wygrała Europa.
Jedność Grupy Wyszehradzkiej, którą w 2015 roku rozbił rząd PO – PSL i ówczesna premier Ewa Kopacz, ta jedność reaktywowana przez rząd Prawa i Sprawiedliwości przynosi dzisiaj efekty?
– Po pierwsze warto działać wspólnie, mówić jednym głosem, warto tworzyć grupę nacisku wyraźnie wypowiadającą swoje oczekiwania. Dobrze jest działać w grupie państw, które mają wspólną przeszłość, ale też wspólne interesy, a wtedy łatwiej osiągnąć założone cele w Unii Europejskiej zdominowanej przez Niemcy i Francję. Z drugiej strony, rzeczywiście świadczy to jak najgorzej o zdolnościach politycznych, o umiejętności, a właściwie braku umiejętności współpracy międzynarodowej przez rząd koalicji PO – PSL i byłej premier Ewy Kopacz. Przecież Grupa Wyszehradzka, której liderem jest dzisiaj Polska – to świetny projekt, tym bardziej niezrozumiałe było wycofanie się z tej inicjatywy V4 i de facto zdrada sojuszników przez ówczesną premier. Wówczas chodziło o to, że Donald Tusk bardzo mocno stawiał na zbliżenie z Niemcami, dlatego – jak pamiętamy – rząd Ewy Kopacz bardzo zdecydowanie popierał kwoty imigrantów i tańczył tak, jak zagrały nam Niemcy. Ale to już przeszłość. Dzisiaj Polska jest państwem podmiotowym, rozwija się w każdej dziedzinie, podnosi swój prestiż i współpracuje z różnymi państwami. Jesteśmy członkiem Grupy Wyszehradzkiej, współpracujemy w ramach państw Trójmorza i dbamy przede wszystkim o nasz narodowy interes.
Ciekawe, jak wyglądałby dzisiaj efekt negocjacji budżetowych, gdyby w Polsce nadal rządził rząd Platforma?
– Zapewne tych środków, które zagwarantowaliśmy w ramach nowej perspektywy finansowej, tych kwot, które zostały wynegocjowane przez premiera Mateusza Morawieckiego, z pewnością nie mielibyśmy. Natomiast jedynymi celami, jakie stawiał sobie rząd Donalda Tuska czy Ewy Kopacz to być chwalonym przez Niemców, poklepywanym po plecach. Natomiast o twardych negocjacjach w interesie Polski, o wywalczeniu jak najkorzystniejszych warunków rozwoju dla naszej Ojczyzny można było tylko pomarzyć. Można się zatem domyślać, właściwie być pewnym, że przy ekipie Platformy, w nowej perspektywie finansowej na lata 2021-2027, takimi kwotami, jakie wywalczył dzisiaj premier Morawiecki z całą pewnością nie dysponowalibyśmy.