Gdy docierają do nas wypowiedzi prezydenta USA dotyczące Chin, stawiamy sobie pytanie, o co toczy się gra w przestrzeni globalnej. Wnikliwy obserwator doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że toczy się zacięta walka o dominację w świecie. Tak się dziwnie składa, że ani Amerykanom, ani Europejczykom nie przeszkadzało przez kilka dekad, że w Chinach nie było demokracji, że panował system totalitarny. Wielkie koncerny amerykańskie i europejskie przeniosły sporą część swojej produkcji do Chin, czyniąc to państwo niezwykle innowacyjnym, dając mu wielki impuls rozwojowy. Działania takie były spowodowane niepohamowaną żądzą zysku owych koncernów, które ogołociły swoje macierzyste kraje z przedsiębiorstw produkcyjnych i korzystały z darmowej chińskiej siły roboczej. Dla korporacji użyteczne wówczas było hasło globalizacji i światowego wolnego handlu, dzięki któremu mogli pomnażać swój majątek.
Taki proces doprowadził ostatecznie do niewyobrażalnego osłabienia klasy średniej, zwłaszcza w USA, co owocuje narastaniem napięć społecznych. Pazerni globaliści doprowadzili do sytuacji, że Chiny są w stanie stawić czoła Amerykanom w globalnej grze o dominację. Jeszcze za naszego życia może dojść do sytuacji, że to nie Chińczycy będą pracować na ludzi Zachodu, ale może być zupełnie odwrotnie.
Niegdyś Amerykanie wygrali globalną rywalizację z ZSRS, izolując gospodarkę tego totalitarnego państwa od kluczowych szlaków handlowych w świecie. Gospodarka ta zasadniczo pozostawała w ścisłych relacjach z innymi państwami komunistycznymi, dostęp do rynków krajów kapitalistycznych był mocno utrudniony. Dzisiaj nie da się w analogiczny sposób wyizolować gospodarki Chin, gdyż jest ona skorelowana niemal z całym światem w sposób niezwykle głęboki.
Dynamika rozwoju Chin jest na tyle duża, że w USA zapanowała obawa utraty pozycji w świecie. Taka sytuacja zaowocowała wojną handlową między Waszyngtonem a Pekinem za prezydentury Donalda Trumpa. Joe Biden nie ma specjalnie wyjścia i do pewnego stopnia musi kontynuować politykę konfrontacji z Chinami. Co robią kraje europejskie? Z jednej strony muszą ulegać presji Waszyngtonu, z drugiej – nie chcą rezygnować z zysków, które czerpią z handlu z Chinami. Widać to szczególnie na przykładzie Niemiec.
W całej tej układance Polska ma swoją rolę do odegrania. Z jednej strony możemy dużo skorzystać na przemodelowaniu handlu światowego (jesteśmy w węzłowym punkcie na trasie Jedwabnego Szlaku). Z drugiej strony w momencie zaostrzonej rywalizacji możemy zostać ponownie sprzedani przez USA innym mocarstwom jako koszt za dołączenie np. Rosji do antychińskiej koalicji. Tak Roosevelt oddał nas w ręce Stalina w 1945 roku. Aby się przed takim scenariuszem obronić, musimy zadbać o swoją siłę (również militarną) i nie możemy godzić się na zdradzieckie zachowania części naszych elit politycznych.