Bronisław Komorowski urządził objazdowy cyrk po Berlinie z gwoździem programu pt. „Wzruszenie mnie ogarnia”, który wprawdzie wywołał euforię u niemieckich zleceniodawców, ale którego niestety nie docenił Gazprom i kurek nam zakręcił.
W relacji „Wyborczej” z „epokowego” wydarzenia w postaci przemówienia prezydenta Bronisława Komorowskiego w Bundestagu mowa jest często o obejmowaniu się. Obejmują się Komorowski z Gauckiem, są i całusy dla pani kanclerz (ciekawe, czy Donald Tusk nie był zazdrosny?). Euforia euforią, ale należy smutno skonstatować, że Polska rzeczywiście wciąż się znajduje w niemieckich objęciach, zakleszczona coraz silniejszym obejmowaniem, przede wszystkim gospodarczymi i politycznymi mackami.
Radości Niemców z tego stanu rzeczy właściwie nie można piętnować. Biorą w końcu to, co władze Polski darmo rozdają. Bo kto by nie brał? Na Tuskowej polityce wyprzedawania dóbr narodowych skorzystali przecież najbardziej Niemcy (a ostatnio i sam Tusk), na liberalnym i niekontrolowanym otwarciu polskiego rynku nie skorzystali polscy mali i średni przedsiębiorcy, ale giganci niemieccy. Nie ma portów, stoczni, zamykane są kopalnie, a tuż przed szykowaną ucieczką Tuska do Brukseli rząd ramię w ramię z prezydentem ruszyli na podbój Lasów Państwowych. Koalicja PO - PSL wycięła Niemcom naszą rodzimą konkurencję w Polsce, na ziemi, morzu, pod ziemią. Dlatego euforii niemieckich polityków, przed którymi się kłaniał Komorowski, wcale się nie dziwię.
Polska pod protekcją RFN jeszcze nigdy po 1989 roku nie była tak zależna od sąsiednich mocarstw. Na własne zresztą życzenie, a właściwie na osobistą prośbę władz w Polsce, które od siedmiu lat grają na rzecz wzmacniania i rozwijania potęgi gospodarczej Zachodu kosztem polskiej racji stanu.
Odezwał się jednak i Wschód. Też trudno mu się dziwić. Niezależnie od sterowanych przeinaczeń prasowych dokonywanych z wdziękiem przez Czerską, o których pisałem na portalu NaszDziennik.pl, oraz aplauzu i euforycznego uznania mowy żyrandolowej marionetki w Berlinie na reakcję Rosji nie trzeba było długo czekać. Zachwytów nad Komorowskim nie przejawił ani Gazprom, ani jego główny udziałowiec.
Przedwczoraj prezes PGNiG poinformował, że dostawy ze Wschodu są o 45 proc. niższe, niż przewiduje kontrakt. Ciekawe, czy polska strona wyegzekwuje karę za niedotrzymanie umów przez Rosjan? Wątpię. No, ale Komorowski przemawiał w Bundestagu i wszyscy są zachwyceni!
Wczoraj z kolei ten sam prezes PGNiG, wciąż w dobrym humorze, przekonywał, że tak na oko to na dwa miesiące gazu powinno w Polsce starczyć. I ta ważna deklaracja w pełni mnie uspokoiła. Teraz trzeba tylko liczyć na ciepły luty, który jest wprawdzie zazwyczaj dość zimnym miesiącem, ale za to najkrótszym i… byle do wiosny. Cieszmy się, że 2014 nie jest rokiem przestępnym.
Żegnając rząd partaczy i szkodników z PO, car z północy pozwolił sobie na upominek i przykręcił kurek z gazem. Rząd Tuska na odchodnym został jeszcze raz upokorzony (nie licząc potężnego wygwizdania go i wybuczenia na meczu siatkarskim Polska - USA w Łodzi). Z kolei PGiNG dobrą miną swego prezesa do złej gry próbuje ukryć panikę i dezorientację.
Dumne deklaracje, obnoszenie się z miliardami rezerw i zapasami wywołało wilka z lasu. Putin powiedział: sprawdzam. I król Europy jest nagi. Zachwytami Niemców w Bundestagu nie ogrzejemy domów w zimę. Jak długo będziemy szantażowani przez Rosjan? Jak długo będziemy pozwalać na zabawę pt. „dziś zakręcamy, jutro odkręcamy, a pojutrze zobaczymy?”.
Przy takich władzach już dziś powinniśmy się modlić o lekki grudzień, styczeń i luty, gdyż w dumne i szumne deklaracje władz i zarządów spółek jakoś nie wierzę, choć oczywiście wolałbym się przyjemnie rozczarować.
Poddańcza polityka Tuska i Komorowskiego wobec Niemiec i machanie szabelką w stronę imperium rosyjskiego doprowadziły do poważnej sytuacji, za którą będziemy płacić my wszyscy, bo przecież nie oni. Ich ogrzeją brukselskie kominki i berlińskie piecyki. Oto Realpolitik w swojej kwintesencji.