Według niezależnego portalu Chrześcijańska Wizja, monitorującego sytuację prześladowania chrześcijan różnych konfesji, 17 listopada na Białorusi został aresztowany ks. Henryk Okołotowicz, proboszcz
kościoła pw. św. Józefa w Wołożynie, niedaleko Mińska.
Zatrzymano go w ramach postępowania karnego, wszczętego i prowadzonego z artykułu 356 część 1 Kodeksu Karnego Republiki Białorusi – „zdrada państwa”. Grozi mu od 7 do 15 lat pozbawienia wolności.
Jak wyjaśnia jeden z księży białoruskich pragnący zachować anonimowość: „Na Białorusi można trafić do więzienia pod byle pretekstem. Pod zarzutem »zdrady stanu« może się kryć zwykłe przekazanie komuś z Polski informacji ogólnodostępnych w internecie, np. o niszczeniu polskich cmentarzy na terenie naszego kraju. Dziesięć lat temu oskarżono o »zdradę stanu« ks. Władysława Łazara
z Marinej Horki pod Mińskiem. Przez pół roku przetrzymywano go w areszcie śledczym KGB, a potem wypuszczono bez żadnego sądu i postawienia zarzutów. Pod reżimem Łukaszenki prawo nie funkcjonuje. Terrorystyczna władza zawsze potrzebuje zakładników,
tak jak Hamas”.
Proboszcz z Wołożyna ma problemy zdrowotne, przeszedł zawał serca, a ostatnio operację chirurgiczną żołądka
z powodu nowotworu. Powinien pozostawać pod kontrolą
i opieką lekarską, co zapewne będzie utrudnione
w warunkach więziennych.
Ksiądz Henryk Okołotowicz urodził się w 1960 roku
w Nowej Myszy koło Baranowicz na Białorusi w rodzinie polskiej. Po szkole średniej zdobył zawód pomocnika maszynisty kolejowego. Przez 5 lat starał się o pozwolenie na studia w Seminarium Duchownym w Rydze, przygotowując się w międzyczasie do kapłaństwa
w tajnym seminarium w Niedźwiedzicy na Białorusi. Święceń kapłańskich udzielił mu potajemnie 5 czerwca 1984 r. w Koszedarach na Litwie ks. bp Vincentas Sladkevičius. Jako pierwszy kapłan z terenów Związku Radzieckiego obronił doktorat na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (z prawa kanonicznego w 1992r.). W latach 1996-1997 studiował na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. W latach 90. był proboszczem
w Nieświeżu, gdzie popadł w konflikt z władzami, optując za pozostawieniem rodowej nekropolii książąt Radziwiłłów, złożonej z 78 trumien w kryptach kościoła.
Od 2000 roku był proboszczem parafii w Bobrujsku,
a od 2005 roku – parafii św. Józefa w dziesięciotysięcznym Wołożynie, położonym na skraju Puszczy Nalibockiej.
Pierwsza Msza Święta na grobach katyńskich
Tego samego roku, w którym uzyskał święcenia kapłańskie (1984 r.), udało mu się wypełnić testament swojej babci Franciszki – modlitwy na grobach pomordowanych oficerów polskich w Katyniu. Tak o tym wspominał w nagraniach historii mówionej na portalu przystanekhistoria.pl Instytutu Pamięci Narodowej:
„Jeszcze w dzieciństwie, kiedy odmawialiśmy w rodzinie pacierz poranny i wieczorny, babunia Franciszka lub mama Teresa dodawały dodatkowe modlitwy za: »polskich męczenników, których Stalin rozstrzelał w Katyniu«. Później, gdy uczyłem się w seminarium, babunia zawsze mi mówiła: »Gdy Pan Bóg da i zostaniesz kapłanem,
to obowiązkowo pojedź do naszych męczenników
w Katyniu i pomódl się tam wśród nich«”.
Swoją pierwszą potajemną wyprawę do Katynia
odbył w połowie listopada 1984 roku jako nowo wyświęcony 24-letni kapłan:
„Około godz. 1.00 w nocy przejechałem znak drogowy »Smolenskaja obłast«. Na drodze nie ma żadnego samochodu. Jadę dalej w kierunku Smoleńska i nagle
po prawej stronie pojawia się jakaś ściana. Trzy, pięć, dziesięć kilometrów przejechałem, ściana się ciągnie; samochodowe światła wyświetliły jakąś przerwę w ścianie. Zatrzymałem się, zjechałem z szosy. Gdy podszedłem, zobaczyłem, że tą ścianą jest płot o wysokości ponad
4 metry, a ja stoję przed otwartą bramą. Było koło godz. 2.00, ciemno, głęboka noc i tylko szumi las. Pojechałem dalej w kierunku Smoleńska i dojechałem do stacji kolejowej Kozie Góry. Zatrzymałem się i do godz. 6.00 przesiedziałem w samochodzie. Kiedy zaczęło świtać, pojechałem z powrotem do tej bramy w lesie. Od szosy przez tę bramę w głąb lasu szła droga. Zjechałem z szosy
i postawiłem samochód na uboczu. Jak się później okazało, bardzo dobrze, że nie pojechałem samochodem w głąb lasu. Po szosie jechał traktor. Zatrzymałem go i zapytałem traktorzysty: »Gdzie jest Katyń i dlaczego las jest ogrodzony takim wysokim płotem?«. Traktorzysta odpowiedział: »Ta ziemia i las należą do miejscowego kołchozu, a w tym lesie ogrodzonym wysokim płotem znajdują się mogiły Polaków«.
Wziąłem walizkę z rzeczami liturgicznymi i poszedłem przez bramę w głąb lasu. Na bramie, na drzewach były poprzybijane znaki i napisy: »Wjazd zabroniony«, »Przechadzki zabronione«, »Zbieranie jagód, grzybów zabronione«, »Fotografowanie zabronione«.
Za nieprzestrzeganie tych znaków grozi mandat i kara administracyjna. Gdzieś 200 metrów od bramy, po prawej stronie w krzakach widzę mogiłę i niewielki pomnik
z gwiazdą. Pomyślałem sobie: nie może być, żeby to była taka mogiłka i pomnik po Polakach, no i po co tu sowiecka gwiazda? Idę dalej drogą w głąb lasu i po jakichś
250 metrach z prawej strony widzę wielką polanę otoczoną betonowym pierścieniem, na którym jest napis po polsku
i po rosyjsku: »Tu są pochowani Polacy, zamordowani przez hitlerowców w 1941 roku«, a na ziemi, wewnątrz tego pierścienia leży 6 czy 7 masywnych betonowych płyt.
Na jednej z tych płyt urządziłem ołtarz i odprawiłem
Mszę św. za wszystkich pomordowanych tu, w katyńskim lesie. Następnie odprawiłem Nabożeństwo poświęcenia cmentarza (5 stacji) z Dnia Zadusznych, odmówiłem Brewiarz, wziąłem do worka nieco tej ziemi. Miałem ze sobą kilka obrazków Matki Bożej Częstochowskiej i flagę Polski. Obrazy położyłem na płytach i zamocowałem kamieniami, a flagę Polski umocowałem na betonowym pierścieniu. Obok zatrzymał się samochód, który jechał
w głąb lasu, podbiegł do mnie człowiek w wojskowym mundurze z krzykiem: »Kto wy, co wy tu robicie?!
Nie wolno wam się tu znajdować, zaraz wezwę oficera dyżurnego i aresztuję was! Zabierzcie te ikony i obcą flagę. To jest terytorium Związku Sowieckiego, na którym nie może być obcych flag. Zamknąłem bramę, wychodźcie stąd«.
Ja mu odpowiedziałem: »Panie… (on mi przerwał, mówiąc: Ja nie pan, ja towarzysz). Dobrze, towarzyszu, kto tu
w tym lesie był rozstrzelany i pochowany? Przeczytaj na tym betonowym pierścieniu napis Rozstrzelani Polacy.
A wiesz, czyją flagę przywiązałem do tego betonowego pierścienia? To jest flaga Polski i ci zamordowani tu, w tym katyńskim lesie, gdyby zobaczyli swoją flagę, byliby bardzo szczęśliwi, że żywi rodacy i Ojczyzna o nich pamiętają«.
Rozmawialiśmy w języku rosyjskim. Później on pojechał dalej w głąb lasu, a ja wziąłem walizkę i pożegnawszy się ze spoczywającymi w tym lesie poszedłem z powrotem do samochodu. Nawiasem mówiąc, gdy wiosną 1985 roku znowu przyjechałem do Lasu Katyńskiego, to obrazy Matki Bożej Częstochowskiej i flaga Polski były tam, gdzie je zamocowałem, choć poniszczone deszczami, śniegiem
i wiatrami. Ale teraz byłem mądrzejszy i zamocowałem nową flagę Polski i obrazki zafoliowane”.
(Tekst opublikowano w nr 4/2022 Biuletynu IPN).
Swoje przeżycia związane z odprawieniem pierwszej
Mszy Świętej na grobach w Katyniu ks. Henryk Okołotowicz miał okazję opowiedzieć Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II podczas audiencji w 1989 roku w Watykanie.
Ksiądz Henryk Okołotowicz ma młodszego brata,
który również jest kapłanem; posługuje jako proboszcz
na białoruskim Polesiu – w Łunińcu.