logo
logo

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Białoruś: Aresztowano kapłana

Środa, 22 listopada 2023 (14:16)

Aktualizacja: Środa, 22 listopada 2023 (14:35)

Ksiądz Henryk Okołotowicz to białoruski kapłan pochodzenia polskiego. Z jego inicjatywy postawiono
na Białorusi jeden z pierwszych pomników Papieża
Jana Pawła II.

Według niezależnego portalu Chrześcijańska Wizja, monitorującego sytuację prześladowania chrześcijan różnych konfesji, 17 listopada na Białorusi został aresztowany ks. Henryk Okołotowicz, proboszcz
kościoła pw. św. Józefa w Wołożynie, niedaleko Mińska.
Zatrzymano go w ramach postępowania karnego, wszczętego i prowadzonego z artykułu 356 część 1 Kodeksu Karnego Republiki Białorusi – „zdrada państwa”. Grozi mu od 7 do 15 lat pozbawienia wolności.

Jak wyjaśnia jeden z księży białoruskich pragnący zachować anonimowość: „Na Białorusi można trafić do więzienia pod byle pretekstem. Pod zarzutem »zdrady stanu« może się kryć zwykłe przekazanie komuś z Polski informacji ogólnodostępnych w internecie, np. o niszczeniu polskich cmentarzy na terenie naszego kraju. Dziesięć lat temu oskarżono o »zdradę stanu« ks. Władysława Łazara
z Marinej Horki pod Mińskiem. Przez pół roku przetrzymywano go w areszcie śledczym KGB, a potem wypuszczono bez żadnego sądu i postawienia zarzutów. Pod reżimem Łukaszenki prawo nie funkcjonuje. Terrorystyczna władza zawsze potrzebuje zakładników,
tak jak Hamas”.

Proboszcz z Wołożyna ma problemy zdrowotne, przeszedł zawał serca, a ostatnio operację chirurgiczną żołądka
z powodu nowotworu. Powinien pozostawać pod kontrolą
i opieką lekarską, co zapewne będzie utrudnione
w warunkach więziennych.

Ksiądz Henryk Okołotowicz urodził się w 1960 roku
w Nowej Myszy koło Baranowicz na Białorusi w rodzinie polskiej. Po szkole średniej zdobył zawód pomocnika maszynisty kolejowego. Przez 5 lat starał się o pozwolenie na studia w Seminarium Duchownym w Rydze, przygotowując się w międzyczasie do kapłaństwa
w tajnym seminarium w Niedźwiedzicy na Białorusi. Święceń kapłańskich udzielił mu potajemnie 5 czerwca 1984 r. w Koszedarach na Litwie ks. bp Vincentas Sladkevičius. Jako pierwszy kapłan z terenów Związku Radzieckiego obronił doktorat na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (z prawa kanonicznego w 1992r.). W latach 1996-1997 studiował na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. W latach 90. był proboszczem
w Nieświeżu, gdzie popadł w konflikt z władzami, optując za pozostawieniem rodowej nekropolii książąt Radziwiłłów, złożonej z 78 trumien w kryptach kościoła.

Od 2000 roku był proboszczem parafii w Bobrujsku,
a od 2005 roku – parafii św. Józefa w dziesięciotysięcznym Wołożynie, położonym na skraju Puszczy Nalibockiej.

Pierwsza Msza Święta na grobach katyńskich

Tego samego roku, w którym uzyskał święcenia kapłańskie (1984 r.), udało mu się wypełnić testament swojej babci Franciszki – modlitwy na grobach pomordowanych oficerów polskich w Katyniu. Tak o tym wspominał w nagraniach historii mówionej na portalu przystanekhistoria.pl Instytutu Pamięci Narodowej:

„Jeszcze w dzieciństwie, kiedy odmawialiśmy w rodzinie pacierz poranny i wieczorny, babunia Franciszka lub mama Teresa dodawały dodatkowe modlitwy za: »polskich męczenników, których Stalin rozstrzelał w Katyniu«. Później, gdy uczyłem się w seminarium, babunia zawsze mi mówiła: »Gdy Pan Bóg da i zostaniesz kapłanem,
to obowiązkowo pojedź do naszych męczenników
w Katyniu i pomódl się tam wśród nich«”.

Swoją pierwszą potajemną wyprawę do Katynia
odbył w połowie listopada 1984 roku jako nowo wyświęcony 24-letni kapłan:

„Około godz. 1.00 w nocy przejechałem znak drogowy »Smolenskaja obłast«. Na drodze nie ma żadnego samochodu. Jadę dalej w kierunku Smoleńska i nagle
po prawej stronie pojawia się jakaś ściana. Trzy, pięć, dziesięć kilometrów przejechałem, ściana się ciągnie; samochodowe światła wyświetliły jakąś przerwę w ścianie. Zatrzymałem się, zjechałem z szosy. Gdy podszedłem, zobaczyłem, że tą ścianą jest płot o wysokości ponad
4 metry, a ja stoję przed otwartą bramą. Było koło godz. 2.00, ciemno, głęboka noc i tylko szumi las. Pojechałem dalej w kierunku Smoleńska i dojechałem do stacji kolejowej Kozie Góry. Zatrzymałem się i do godz. 6.00 przesiedziałem w samochodzie. Kiedy zaczęło świtać, pojechałem z powrotem do tej bramy w lesie. Od szosy przez tę bramę w głąb lasu szła droga. Zjechałem z szosy
i postawiłem samochód na uboczu. Jak się później okazało, bardzo dobrze, że nie pojechałem samochodem w głąb lasu. Po szosie jechał traktor. Zatrzymałem go i zapytałem traktorzysty: »Gdzie jest Katyń i dlaczego las jest ogrodzony takim wysokim płotem?«. Traktorzysta odpowiedział: »Ta ziemia i las należą do miejscowego kołchozu, a w tym lesie ogrodzonym wysokim płotem znajdują się mogiły Polaków«.

Wziąłem walizkę z rzeczami liturgicznymi i poszedłem przez bramę w głąb lasu. Na bramie, na drzewach były poprzybijane znaki i napisy: »Wjazd zabroniony«, »Przechadzki zabronione«, »Zbieranie jagód, grzybów zabronione«, »Fotografowanie zabronione«.
Za nieprzestrzeganie tych znaków grozi mandat i kara administracyjna. Gdzieś 200 metrów od bramy, po prawej stronie w krzakach widzę mogiłę i niewielki pomnik
z gwiazdą. Pomyślałem sobie: nie może być, żeby to była taka mogiłka i pomnik po Polakach, no i po co tu sowiecka gwiazda? Idę dalej drogą w głąb lasu i po jakichś
250 metrach z prawej strony widzę wielką polanę otoczoną betonowym pierścieniem, na którym jest napis po polsku
i po rosyjsku: »Tu są pochowani Polacy, zamordowani przez hitlerowców w 1941 roku«, a na ziemi, wewnątrz tego pierścienia leży 6 czy 7 masywnych betonowych płyt.

Na jednej z tych płyt urządziłem ołtarz i odprawiłem
Mszę św. za wszystkich pomordowanych tu, w katyńskim lesie. Następnie odprawiłem Nabożeństwo poświęcenia cmentarza (5 stacji) z Dnia Zadusznych, odmówiłem Brewiarz, wziąłem do worka nieco tej ziemi. Miałem ze sobą kilka obrazków Matki Bożej Częstochowskiej i flagę Polski. Obrazy położyłem na płytach i zamocowałem kamieniami, a flagę Polski umocowałem na betonowym pierścieniu. Obok zatrzymał się samochód, który jechał
w głąb lasu, podbiegł do mnie człowiek w wojskowym mundurze z krzykiem: »Kto wy, co wy tu robicie?!
Nie wolno wam się tu znajdować, zaraz wezwę oficera dyżurnego i aresztuję was! Zabierzcie te ikony i obcą flagę. To jest terytorium Związku Sowieckiego, na którym nie może być obcych flag. Zamknąłem bramę, wychodźcie stąd«.

Ja mu odpowiedziałem: »Panie… (on mi przerwał, mówiąc: Ja nie pan, ja towarzysz). Dobrze, towarzyszu, kto tu
w tym lesie był rozstrzelany i pochowany? Przeczytaj na tym betonowym pierścieniu napis Rozstrzelani Polacy.
A wiesz, czyją flagę przywiązałem do tego betonowego pierścienia? To jest flaga Polski i ci zamordowani tu, w tym katyńskim lesie, gdyby zobaczyli swoją flagę, byliby bardzo szczęśliwi, że żywi rodacy i Ojczyzna o nich pamiętają«.

Rozmawialiśmy w języku rosyjskim. Później on pojechał dalej w głąb lasu, a ja wziąłem walizkę i pożegnawszy się ze spoczywającymi w tym lesie poszedłem z powrotem do samochodu. Nawiasem mówiąc, gdy wiosną 1985 roku znowu przyjechałem do Lasu Katyńskiego, to obrazy Matki Bożej Częstochowskiej i flaga Polski były tam, gdzie je zamocowałem, choć poniszczone deszczami, śniegiem
i wiatrami. Ale teraz byłem mądrzejszy i zamocowałem nową flagę Polski i obrazki zafoliowane”.
(Tekst opublikowano w nr 4/2022 Biuletynu IPN).

Swoje przeżycia związane z odprawieniem pierwszej
Mszy Świętej na grobach w Katyniu ks. Henryk Okołotowicz miał okazję opowiedzieć Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II podczas audiencji w 1989 roku w Watykanie.

Ksiądz Henryk Okołotowicz ma młodszego brata,
który również jest kapłanem; posługuje jako proboszcz
na białoruskim Polesiu – w Łunińcu.

AB, KAI

NaszDziennik.pl