Z prof. Krzysztofem Szczerskim, posłem PiS, specjalistą ds. polityki europejskiej, rozmawia Marta Ziarnik
Sprawa jest trudniejsza, niż się wydawało. Dopiero 12 września niemiecki Trybunał Konstytucyjny wyda orzeczenie na temat tego, czy prezydent RFN może podpisać zaskarżone ustawy o ratyfikacji paktu fiskalnego UE i funduszu ratunkowego EMS.
- W pierwszej kolejności przypomnę, że prezydent Joachim Gauck sam zadecydował, że wstrzymuje się z podpisaniem ratyfikacji paktu fiskalnego do momentu wydania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, choć mógł postąpić inaczej. De facto oznacza to, że Niemcy nie przystąpią do paktu fiskalnego przed wydaniem tego orzeczenia. Sam pakt fiskalny, paradoksalnie, może jednak wejść w życie nawet przy niepełnej ratyfikacji krajów członkowskich strefy euro. Nie będzie jedynie obowiązywał Niemiec do momentu ratyfikacji. Dochodzimy tutaj do rzeczy najważniejszej. Otóż takie postępowanie oznacza, że Niemcy są jedynym krajem w całej Unii Europejskiej, który najpoważniej traktuje pojęcie suwerenności i który poważnie traktuje kwestie sprawowania własnej władzy politycznej. Niemcy są jedynym krajem, który nawet w najmniejszym stopniu nie ulega tej ideologii federacji europejskiej, Paneuropy. Mimo że głoszą ją innym krajom, zachęcając je, by maksymalnie oddawały swoją władzę Europie. Co bardzo ważne, ta dyskusja na temat suwerenności toczy się z punktu widzenia tego, w jaki sposób maksymalnie zabezpieczyć prawa Niemiec jako państwa w UE. Punktem wyjścia jest zabezpieczenie niemieckich interesów w Europie i z tego właśnie punktu Trybunał w Karlsruhe rozpatruje tę skargę. Bada, czy pakt fiskalny nie odbiera zbyt dużo suwerenności państwu niemieckiemu. A jeśliby Niemcy już miały do tego paktu przystąpić, to rozważa się, w jaki sposób maksymalnie zabezpieczyć ich suwerenne prawa w ramach tego paktu. To jest bardzo ciekawa sprawa. Z drugiej bowiem strony mamy polityków polskiego obozu rządzącego, którzy ciągle głoszą hasła: "więcej Europy" i "wyzbywajmy się praw suwerennych", stawiając za przykład Niemcy. W taki ideologiczny sposób jest to u nas przedstawiane. A Niemcy, owszem, oczekują od innych krajów, że te będą się zrzekać suwerennych praw, jednak same bardzo poważnie bronią własnych.
Kilka dni temu minister finansów Wolfgang Schaeuble ostrzegł, że opóźnienie ratyfikacji przez Niemcy grozi dalszą destabilizacją rynków finansowych i całej strefy euro.
- To dlatego, że mechanizm stabilności europejskiej bez niemieckich pieniędzy, bez niemieckiej składki, będzie niewydolny. Składka liczona jest według siły PKB, dlatego wkład niemiecki jest znaczny. Bez pieniędzy z Berlina EMS będzie zbyt słaby, żeby w ogóle realnie interweniować. O to apelował właśnie minister Schaeuble, że w przypadku opóźnienia bądź niemożności przekazania przez Niemcy swojego wkładu do tych mechanizmów mniejsza będzie możliwość ingerencji na rzecz ratowania strefy euro. Ta dyskusja toczy się na wielu poziomach. Niemcy chciałyby uratować strefę euro, jednak nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności za długi krajów takich jak Włochy. I to jest ich strategia - ewentualnie godzić się na finansowanie czy jakąś pomoc finansową dla tych krajów, jednak bez przejmowania na siebie ich długów. Angela Merkel mówiła przecież, że Niemcy przejmą włoskie długi "po jej trupie".
Natomiast zadłużone kraje chciałyby, żeby Niemcy te długi przejęły...
- I minister Schaeuble boi się, że kiedy Niemcy będą się opóźniały z ratyfikacją wspomnianych dokumentów, wówczas znajdą się pod presją tego typu: "skoro nie chcecie mechanizmu stabilności, to sytuacja pogarsza się na tyle, że za chwilę i tak będziecie musieli przejąć nasze długi". W Europie odbywa się więc takie, nazwijmy to, przeciąganie liny pomiędzy Niemcami a Południem. Bo wszyscy wiedzą, że strefa euro jest dziś w stanie krytycznym. Wygląda to trochę tak, że jedziemy na ścianę z dużą prędkością i pytanie, kto pierwszy skręci kierownicą, czyli, czy Niemcy ustąpią i przejmą odpowiedzialność za długi Południa, czy jednak nie ustąpią i doprowadzą do jakiegoś rzeczywistego rozpadu strefy euro.
A jak się mają do tego działania Trybunału z Karlsruhe?
- Moim zdaniem, opóźnianie decyzji działa na niekorzyść strategii niemieckiej, gdyż w pewnym sensie osłabia pozycję negocjacyjną tego kraju.
Może jednak w ten sposób Niemcy chcą ugrać coś jeszcze?
- Mogą chcieć ugrać chociażby to, że jeśli mają brać jakąkolwiek odpowiedzialność za długi, to pod warunkiem, że przejmą dyscyplinę nad Europą. Mogą to tłumaczyć tak, że skoro przejmują odpowiedzialność za długi innych, to chcą czegoś w zamian. Że nie mogą dopuścić do powtórki z Grecji, do której pieniądze są wpompowywane nieustannie, a jakiegokolwiek śladu po tym nie widać. Europa zainwestowała już w Grecję znacznie więcej, niż Polska otrzymała w ciągu siedmiu lat. Ten mały kraj jest więc workiem bez dna. Wracając jednak do głównego wątku, raz jeszcze podkreślę, że moim zdaniem opóźnienia Trybunału działają na niekorzyść strategii niemieckiej. Bo pakt fiskalny był instrumentem pewnej kontroli nad Europą, a opóźnienia decyzji sądu w Karlsruhe osłabiają te niemieckie negocjacje.
Dziękuję za rozmowę.
Paktowanie nad paktem
Wtorek, 17 lipca 2012 (06:35)