logo
logo

Zdjęcie: Andrew/ Licencja: CC BY 3.0/ Wikipedia

Bierność Zachodu wsparciem dla Rosji

Piątek, 29 sierpnia 2014 (09:20)

Aktualizacja: Poniedziałek, 22 września 2014 (09:42)

Z dyplomatą Dariuszem Sobkowem, byłym ambasadorem tytularnym Rzeczypospolitej Polskiej przy Unii Europejskiej, rozmawia Izabela Kozłowska

 

Konflikt rosyjsko-ukraiński przybrał na sile. Ihor Prokopczuk, ambasador Ukrainy przy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), oświadczył, że miasto Nowoazowsk na południu Ukrainy w obwodzie donieckim oraz okoliczne miasta zostały przejęte przez regularne siły rosyjskie. Jest Pan zaskoczony przebiegiem wydarzeń na Ukrainie?

– Eskalacja konfliktu na Ukrainie była do przewidzenia od kilku miesięcy. Zarówno politycznie, jak i militarnie nie było żadnych skutecznych nacisków na Rosję, która bezprawnie zagrabiła ukraiński Krym, a w tym czasie Zachód wysyłał deklaracje. Bierność Zachodu powoduje, że Rosjanie czują się zachęceni do dalszej eskalacji, co więcej – decyzje zachodnich polityków po zajęciu Krymu były niejako cichym przyzwoleniem. Pozwoliło to Rosjanom wypróbować reakcję Zachodu. Brak stanowczej, militarnej reakcji NATO i zdecydowanych działań polegających m.in. na izolacji politycznej Rosji były sygnałem dla Rosji, że może ona podsycać napięcia na Ukrainie. Moskwa konsekwentnie stosuje taktykę polityki faktów dokonanych. Jest ona oparta na zasadzie: dwa kroki do przodu, a jeden wstecz. Rosjanie stosują tę taktykę, ponieważ jest ona według nich skuteczna.

Jaką rolę w konflikcie rosyjsko-ukraińskim odgrywają Stany Zjednoczone?

– Gdyby tylko chciały, to ich rola mogłaby być znacznie większa. Patrząc na sytuację globalną, Amerykanie potrzebują wsparcia Rosji chociażby w kwestii Bliskiego Wschodu czy Iranu. Stany Zjednoczone poświęcają własne interesy we wschodniej Ukrainie po to, aby nie tracić współpracy z Rosjanami w innych częściach świata, gdzie jej ewidentnie potrzebują. Przykładem może być Syria. Tam nie ma współpracy między Waszyngtonem a Moskwą i konflikt ten Rosjanie przeciągnęli na swoją korzyść. Na płaszczyźnie politycznej USA potrzebują wsparcia ze strony Rosji również w kwestii irańskiej. Coraz dramatyczniejsza sytuacja w Iraku również wymaga amerykańsko-rosyjskiej współpracy. Dlatego też interesy USA w innych częściach świata przechylają szalę decyzji o niewłączaniu się militarnie w konflikt z Rosjanami. Zagraniczne media donosiły o nieformalnych, tajnych spotkaniach, amerykańskimi i rosyjskimi wysłannikami. Bez względu na to co dzieje się w teatrze działań europejskich, Stany Zjednoczone rozmawiają z Rosjanami niezależnie od innych. Sądząc po faktach, chodzi o rozgraniczenie sfer wpływów na Ukrainie. Zachodnia część tego kraju ma pozostać pod wpływem amerykańsko-europejskim, zaś wschodnia jest oddawana w ręce Putina.

Którego kraju mogłaby „przestraszyć się” Rosja?

– Sprawę Ukrainy należy analizować pod szerokim kątem. Musimy brać pod uwagę toczące się konflikty m.in. w Syrii, Iraku czy na Bliskim Wschodzie oraz ogólną sytuację geopolityczną. Ewidentnie widać, że dzisiaj nie ma żadnego wielkiego mocarstwa, które zaangażuje się w 100 proc. w rozwiazywanie konfliktu na Ukrainie. To z kolei jest skutecznie wykorzystywane przez Rosję.

Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk stwierdził, że NATO jest partnerem Ukrainy i dlatego oczekuje on od Sojuszu praktycznej pomocy oraz ważnych decyzji.

– Przypomnę, że na prośbę Litwy i Polski zwołano Radę Atlantycką w sprawie wydarzeń na Ukrainie. Niestety, nie doczekaliśmy się żadnych efektów. Ukraińscy politycy powinni zacieśnić współpracę między politykami litewskimi i polskimi, ponieważ to właśnie te dwa kraje są największym sojusznikiem Ukrainy w Sojuszu. Tymczasem politycy ukraińscy zapominają o tym, kto najbardziej ich wspierał podczas pierwszej fazy konfliktu z Rosją. Ukraińskie elity popełniają tym samym duży błąd. Nie wypracowano strategicznego sojuszu politycznego z Polską. W tej chwili starają się rozmawiać poza naszymi plecami z Niemcami czy Francuzami, płacąc przy tym wysoką cenę.

Możemy spodziewać się różnych scenariuszy wojny rosyjsko-ukraińskiej. Co chce osiągnąć Rosja?

– Z punktu widzenia geopolitycznego celem Putina jest doprowadzenie do związku terytorialnego, a za nim poszedłby związek komunikacyjny, w tym militarny, pomiędzy wschodnią Ukrainą a Krymem. Zachód politycznie przełknął aneksję tej części terytorium Ukrainy i obecnie już się o tym nie wspomina. Kreml swoimi działaniami chciałby doprowadzić do zagarnięcia pod swoje rządy jak najszerszej części wschodniej Ukrainy.

Dziękuję za rozmowę.

 

Izabela Kozłowska

NaszDziennik.pl