logo
logo

Zdjęcie: M. Marek/ Nasz Dziennik

Głębia połączona z prostotą

Piątek, 14 marca 2014 (02:03)

Z ks. abp. Bruno Fortem, metropolitą archidiecezji Chieti-Vasto, rozmawia o. Zdzisław Klafka CSsR

 

Został Ksiądz Arcybiskup mianowany przez Ojca Świętego Franciszka sekretarzem specjalnym Nadzwyczajnego Synodu Biskupów na temat „Wyzwań duszpasterskich dotyczących rodziny w kontekście ewangelizacji”. Dlaczego to właśnie rodzinie Ojciec Święty przyznaje pierwszeństwo na polu ewangelizacji?

– Papież Franciszek jest pasterzem, który całym sercem kocha nie tylko Pana Jezusa, ale także ludzi. Poświęcił im całe swoje życie i jako Papież, jako Biskup Rzymu, pragnie przede wszystkim być blisko kobiet i mężczyzn naszych czasów, pozwalając im doświadczać spojrzenia Bożego miłosierdzia, Bożej czułości. Obecnie we współczesnym życiu społecznym nie ulega wątpliwości, że rodzina jest w kryzysie. Dotyczy to krajów nie tylko Europy, lecz również innych części świata. Myślę na przykład o Ameryce Północnej, a także o Ameryce Południowej. Papież Franciszek zdaje sobie sprawę, że ten kryzys stwarza ryzyko głębokiego zranienia godności osoby ludzkiej, bo rodzina – jak przypomina Sobór Watykański II – jest wielką szkołą humanizmu, humanizacji. To zranienie dotyka równocześnie społeczeństwa i wspólnoty kościelnej.

Pragnienie Ojca Świętego jest zatem dwojakie. Z jednej strony obejmuje ono głoszenie Ewangelii rodziny, to znaczy mówienie dzisiejszym kobietom i mężczyznom, a zwłaszcza ludziom młodym, że zakładanie rodziny jest czymś pięknym, oznaczającym budowanie środowiska, w którym to życie bierze swój początek, gdzie jest ono chronione i poddane wychowaniu w taki sposób, by było ono w stanie wyrazić się w całym swoim potencjale. Tak rozumiana rodzina stanowi głęboką wartość dla całego społeczeństwa, a dla Kościoła jest ona również miejscem naturalnego przekazu wiary, który odbywa się dzięki osobistemu świadectwu rodziców. Jest to więc głównie pozytywne orędzie radości i piękna.

Oprócz tego Papież pragnie też, by Kościół zdołał jak najlepiej wyrazić spojrzenie miłosierdzia, którym z pewnością Pan otacza wszystkie tzw. rodziny poranione; mam tutaj na myśli zwłaszcza osoby rozwiedzione, żyjące w powtórnych związkach. Myślę o tych młodych, którym jako dzieciom osób rozwiedzionych żyjących w związkach cywilnych grozi to, że nigdy nie zobaczą swoich rodziców przystępujących do sakramentów świętych, do Komunii Świętej. Dlatego Ojciec Święty Franciszek pragnie zastanowić się wraz z całym Kościołem nad formami i sposobami, za pomocą których w sposób konkretny i rzeczywisty możemy tym osobom dać odczuć bliskość Boga, Jego miłosierdzie i pokazać im, że nie są dalekie Kościołowi, że nie są poza nim, ale że Kościół je miłuje, bo są zrodzone przez Chrystusa, który jest Panem Kościoła. Oto zatem dwa cele synodu: głosić Ewangelię rodziny i znajdować drogi, by lepiej wyrażać miłosierdzie Boga wobec wszystkich rodzin zranionych, dotkniętych kryzysem.

Jak Ksiądz Arcybiskup postrzega osobę Ojca Świętego Franciszka?

– Darzę go wielką sympatią i pozostaję z nim w głębokiej komunii. Wydaje mi się, że łączy on w sobie dwa fundamentalne elementy, które ja także chciałbym w swoim życiu łączyć. Po pierwsze, chodzi mi o doświadczenie głębokiej miłości do Jezusa, to jest głębokiego życia duchowego opartego na miłości do Słowa Bożego, na miłości do Chrystusa, na miłości do Maryi. Wydaje mi się, że ten duchowy wymiar kontemplatywny życia jest absolutnie niezbędny, abyśmy my jako chrześcijanie mogli przekazywać nasz oryginalny wkład w życie społeczności, w historyczny kontekst, w którym jesteśmy osadzeni. Po drugie, chciałbym wskazać na fakt, że Papież Franciszek – właśnie dlatego że jest pasterzem – uosabia głęboki humanizm, zdolność – jak mi się wydaje – przyjmowania ludzi, okazywania im zrozumienia, dawania ludziom odczuć, że darzy ich osobistą uwagą i miłością.

Czyni to m.in. poprzez swoje gesty, jak choćby przytulanie, oraz poprzez sposób mówienia: to głębia połączona z prostotą spraw, które porusza i które z pewnością pochodzą z jego kontemplatywnego serca zwróconego ku Bogu, z serca ucznia św. Ignacego (z całym szacunkiem dla św. Alfonsa, którego także bardzo kocham oczywiście). Wydaje mi się, że to jest charakterystyczne dla jego stylu, sposobu bycia. I dlatego właśnie mam wrażenie, że Franciszek, który jest jezuitą, uczniem św. Ignacego; który wybrał imię świętego znanego z ubóstwa; który tak bardzo kocha ludzi ubogich i żąda od Kościoła, by był ubogi; przez umiłowanie ubogich jest w tajemniczy sposób bliski św. Alfonsowi.

Przyszłego Papieża Franciszka poznał Ksiądz Arcybiskup długo przed jego wyborem…

– Zwierzę się wam: wiele lat temu wygłosiłem w Argentynie konferencję, na której był obecny Jorge Mario Bergoglio jeszcze nie jako arcybiskup Buenos Aires. Jeden z uczestników zadał mi wtedy pytanie: jak Ksiądz Arcybiskup to robi, że będąc europejskim teologiem, potrafi pisać o sprawach, które tak bardzo trafiają do nas, ludzi z Ameryki Łacińskiej? Odpowiedziałem, że może dlatego, iż nie jestem teologiem europejskim, lecz neapolitańskim, tak jak był nim św. Alfons Liguori. I często, gdy spotyka mnie Ojciec Święty, mówi do mnie: „Nasz neapolitański teolog”, albo gdy ja opowiadam i żartuję, on mówi: „Ach, jaką piękną neapolitańską muzykę słychać!”. Otóż wydaje mi się, że Papież posiada cechy zaskakująco bliskie stylowi św. Alfonsa Liguoriego. Duchowa głębia, ale też pragnienie niesienia Ewangelii wszystkim, zwłaszcza ubogim, przez głoszenie jej słowem i przykładem życia.

Co oznaczają słowa Papieża Franciszka na temat tego, że Kościół jest Matką, „która uczy mówić językiem wiary”?

– Te słowa wzięte są z encykliki „Lumen fidei”, która – jak wiemy – jest pierwszą encykliką Papieża Franciszka, ale jest także po trosze encykliką pisaną „na cztery ręce”, naznaczoną myślą i wiarą Papieża Benedykta XVI. Właśnie dlatego jest to encyklika bardzo bogata, wyrażająca kontynuację i łączność między obydwoma Papieżami. Jest w tej encyklice punkt, w którym podejmując refleksję nad podstawową rolą Kościoła w wychowywaniu w wierze, w przekazywaniu wiary, Papież mówi o Kościele jako Matce ludzi wierzących. Wiemy, że najbardziej rozpowszechnioną ideą patrystyczną w stosunku do Kościoła była idea Kościoła Matki. To idea przepiękna, bo pozwala nam zrozumieć dwie rzeczy: z jednej strony to, że rodzimy się w wierze nie w odosobnieniu indywidualnych doświadczeń, ale we wspólnocie Kościoła.

Wiarę przekazuje się od jednego świadka do drugiego, [ale] we wspólnocie świadectwa wiary przeżywanej, głoszonej, celebrowanej w szkole Słowa Bożego. Z drugiej zaś strony ten obraz Kościoła Matki pozwala nam zrozumieć inną rzecz, mianowicie to, że Kościół powinien być miłowany miłością analogiczną do tej, którą dziecko darzy swoją matkę. Przychodzą takie chwile, kiedy matkę dotyka choroba, ale wtedy miłość synowska powinna być jeszcze większa. My także czasami możemy widzieć bolączki Kościoła Matki, ale ten, kto wierzy, ta, która wierzy, patrzy na Kościół Matkę nie jako na wspólnotę, którą osądza się z zewnątrz, ale jako na matkę, którą się kocha z czułością, a kiedy potrzeba, pomaga się jej, leczy się ją z synowską miłością.

Zbliża się kanonizacja bł. Jana Pawła II. Na czym polegała wielkość papieskiej posługi Papieża Polaka?

– Zacząłbym od tego, że wielkość Jana Pawła II polegała przede wszystkim na tym, iż był on mistykiem, osobą oddaną kontemplacji, zaangażowaną w działalność pastoralną. Nie dałoby się zrozumieć niczego, co jego dotyczy, jeśli nie dostrzegłoby się tego wymiaru mistycznego. Był on człowiekiem głęboko zanurzonym w Bogu, głęboko zakochanym w Bogu i w Matce Jezusa, Maryi. I to jest wielki klucz do odczytania całego dzieła jego życia. Wszystkie walki, jakie stoczył w swoim życiu – a było ich wiele – podejmował w imię wielkiej miłości, a nie jakiejś ideologii.

W imię miłości do Chrystusa, miłości do Pana, do Matki Bożej, a w konsekwencji również w imię miłości do ludu, jaki Bóg mu powierzył. Kiedy zapragnął, abym został biskupem, nie zgadzałem się dopóty, dopóki on sam mi tego nie oznajmił; powiedział mi wtedy takie słowa: „Chciałbym dać księdzu lud, aby poprowadził go ksiądz do Boga”. Odpowiedziałem mu na to: „Czy w takim razie Ojciec Święty będzie się za mnie modlił?”. On odparł: „Tak!”. Zapytałem: „A za lud, który mi Ojciec Święty powierza?”. „Tak, to jest słuszne!” – odrzekł. Być może bardziej martwił się o ludzi niż o mnie, ale przez to zrozumiałem, że teraz wspiera mnie z Nieba swoją modlitwą.

Ksiądz Arcybiskup głosił też ostatnie rekolekcje wielkopostne dla Kurii Watykańskiej za życia bł. Jana Pawła II…

– Miałem tę wielką łaskę, pośród wielu innych spotkań, móc głosić ostatnie rekolekcje, w których jeszcze w całości uczestniczył: od pierwszej do ostatniej z dwudziestu dwóch medytacji. Podczas obiadu na zakończenie rekolekcji powiedziałem mu – byliśmy wtedy sami – „Wasza Świątobliwość, moi przyjaciele powiedzieli mi, że jeśli Ojciec Święty przeżyje te dwadzieścia dwa rozważania, to znaczy, że faktycznie ma mocne zdrowie!”. Wtedy on zaczął się śmiać, ponieważ miał niezwykłe poczucie humoru. To wtedy właśnie nabyłem głębokiego przekonania, że ten człowiek jest mistykiem. I podczas głoszenia konferencji przez cały tydzień miałem przed sobą kardynałów, biskupów z Kurii, miałem też jego, siedzącego z drugiej strony drzwi w taki sposób, że ja go widziałem, on widział mnie, ale inni nie mogli go widzieć.

Widziałem, jak uczestniczył w rekolekcjach i jak w czasie pomiędzy rozważaniami, kiedy to na moją prośbę wystawiony był Jezus Eucharystyczny, on klękał, trwał na modlitwie pomimo zmęczenia wynikającego z jego stanu fizycznego, bardzo już naznaczonego doświadczeniem, chorobą. I oto ten mistyk umiał również śmiać się i uśmiechać, potrafił też w małych sprawach być ludzki. Pamiętam, jak podczas ostatniej rozmowy, która odbywała się przy stole, w pewnym momencie kichnął, a ja mu powiedziałem: „Na zdrowie!”. Zapytałem go: „Czy mówi się tak również po polsku?”. „A jakże” – odpowiedział. Tak oto był to człowiek głęboko ludzki.

Pewnego razu – wiele lat temu – kiedy dopiero go poznawałem, powiedział mi: „Wie ksiądz, że czytam księdza książki i podobają mi się, ponieważ wszystko w nich rozpoczyna się od Trójcy Świętej i wszystko zmierza do Trójcy Świętej”. W istocie była to deklaracja życia mistycznego, kontemplacyjnego, ponieważ kontemplatyk to nie jest ktoś, kto trwa poza historią, ale ktoś, kto żyje w sposób wierny historii, mieszkając w sercu Trójcy Świętej.

Dziękuję za rozmowę.


Fragment wywiadu, który został wyemitowany w Telewizji Trwam 21 lutego 2014 r.

o. Zdzisław Klafka CSsR

Nasz Dziennik