Proszę powiedzieć, czy regularnie czyta Pan „Nasz Dziennik”?
– Codziennie czytam od wielu lat. I wszędzie, nad morzem kupuję i w górach kupuję, bo na szczęście jest tam osiągalny, co mnie bardzo cieszy – i niech tak zostanie. Muszę się pochwalić, że w „Naszym Dzienniku” na stronie Czytelników miałem kilkakrotnie publikacje poezji – wierszy, które wygrały konkursy ogólnopolskie w Mszanie Dolnej, i miałem publikowane własne teksty.
Jaką tematyką poetycką Pan się zajmował?
– Poezja dotyczyła śp. księdza Józefa Jamroza z Mszany Dolnej, górala, którego zamordowano w Jelczu-Laskowicach kilkanaście lat temu.
A czego dotyczyły Pana publikacje?
– Były to artykuły historyczne. Pisałem np. o szarży ułanów pod Krojantami – 1 września 1939 r. Pisałem również o błogosławionych postaciach i wielkich ludziach.
Co Panu daje czytanie „Naszego Dziennika”?
– To jest najwspanialszy dziennik w Polsce, który pisze prawdę i czyni to z punktu widzenia katolickiego. Świetna gazeta. Prawie każda strona jest naprawdę interesująca, i co najważniejsze – prawdziwa.
Pojawiają się dzisiaj próby przenikania obcych i wrogich nam ideologii.
– Gdyby nie „Nasz Dziennik”, to spośród tytułów codziennej prasy nie byłoby czego wybrać.
Jakie poruszane przez nas tematy są Panu szczególnie bliskie?
– Historyczne artykuły są fantastyczne. Dzieje naszych duchownych, którzy oddali życie w czasach komunizmu. Patrzę teraz na opublikowane przez „Nasz Dziennik” zdjęcie Czcigodnego Sługi Bożego ks. kard. Stefana Wyszyńskiego z bł. księdzem Jerzym Popiełuszką.
Możemy być dumni z wielkich, niezłomnych postaci Kościoła katolickiego w Polsce. Może dlatego dzisiaj na różne sposoby próbuje się atakować duchownych?
– Często są to kłamstwa wyssane z palca. Robią to ludzie, którzy czynią w ten sposób wielką szkodę Polsce. Tacy już byli i niestety zawsze będą.
Czy w środowisku medycznym, wśród osób, z którymi Pan na co dzień się spotyka, są odniesienia do publikacji „Naszego Dziennika”?
– Oczywiście. Jestem chirurgiem. Wśród moich znajomych i pacjentów są osoby, które podzielają te poglądy. A te, które nie podzielają, po jakimś czasie często mówią mi: Pan miał rację, bo poczytałem w domu i przekonałem się do tego. Takie są reakcje, dlatego warto poświęcić tym ludziom trochę więcej czasu.
Ma Pan dar przekonywania?
– „Nasz Dziennik” leży u mnie na biurku. Mam co tydzień ponad stu pacjentów. Jedyna poradnia tego typu na cały powiat lubliniecki, który liczy ponad 100 tys. ludzi. Oprócz tego pracuję w Zakładzie Karnym w Lublińcu, gdzie paradoksalnie również jest sprzyjająca atmosfera dla tematów poruszanych w „Naszym Dzienniku”. Osoby skazane mówią: Niech pan nam po przeczytaniu zostawi gazetę. Poszukują tych treści. Są to osoby, którym w życiu powinęła się noga. Nie mówię, że są to anioły. Jest kaplica w zakładzie karnym i ksiądz kapelan, który z nimi rozmawia, podkreśla, że ludziom warto pomagać, a zwłaszcza w takim miejscu.
Co znajdują w „Naszym Dzienniku” Czytelnicy, z którymi ma Pan kontakt?
– Przyjmują te treści z otwartym sercem i umysłem. Każdy poszukuje na własny sposób. Jedni szukają drogowskazu. Niektórzy potrzebują tylko utwierdzenia w swoich przekonaniach.
W jaki sposób zachęca Pan swoich rozmówców do kupienia „Naszego Dziennika”?
– Mówię otwarcie: tu jest prawda. Ludzie chętnie przyjmują zachętę z mojej strony. Traktują lekarza jako pewnego rodzaju autorytet. Jestem znany w lublinieckiej służbie zdrowia od 50 lat. Poza tym jestem tu znany z innych powodów. Jak wspomniałem, publikuję różne artykuły. Mam ich opublikowanych około 100. Są to artykuły historyczne. Piszę prawdę o tym, co było, i dlaczego jest tak, jak jest.