Jest Ojciec autorem wielu publikacji, chciałbym zwrócić uwagę na książkę „Ze świętym Józefem na przełomie tysiącleci”. Skąd się wzięło zainteresowanie Ojca tym wielkim świętym, opiekunem Świętej Rodziny?
– Postać św. Józefa zacząłem zgłębiać jeszcze w czasie mojego dzieciństwa. Wzięło się to stąd, że pochodzę ze Świętej Lipki, a tam w różnych miejscach św. Józef jest obecny w znakach figur czy obrazów. Uświadomiłem sobie, że jest to postać dla mnie ważna. Kiedy miałem przyjąć sakrament bierzmowania, nie miałem trudności, jakiego patrona wybrać. Potem postać św. Józefa przewijała się bardzo jednoznacznie przez czas dwuletniego nowicjatu, który przeżywałem w Kaliszu. W każdą środę chodziliśmy na krótką modlitwę do sanktuarium św. Józefa. Po święceniach kapłańskich przez trzy lata posługiwałem w Kaliszu i wtedy byłem zaproszony, żeby współorganizować od strony praktycznej Międzynarodowy Kongres Józefologiczny, który był powiązany z rekoronacją obrazu św. Józefa, po kradzieży pierwszych historycznych koron. Następnie, gdy posługiwałem w Kaliszu w latach 1994-2006, przez dwanaście lat byłem wielokrotnie proszony przez różne środowiska, aby przybliżać postać św. Józefa.
Święty Józef to milcząca postać, która przemawia czynami. Jakich wskazówek dzisiaj nam udziela?
– Na pewno jest ikoną Boga Ojca i ukazuje cechy niewidzialnego Boga Ojca. Stąd na kaliskim obrazie postaci Boga Ojca i św. Józefa wyglądają jak dwaj bracia bliźniacy, bardzo do siebie podobni. Na pewno jest tym, który stoi na straży zdrowo pojętej rodziny pośród świata, który stara się podważać wartość tradycyjnej, klasycznej rodziny. Jest tym, który zaprasza do wejścia w refleksję, milczenie w świecie niezwykle rozkrzyczanym, w którym wypowiada się bardzo wiele słów, ale na skutek tego słowa te tracą już prawie zupełnie jakiekolwiek znaczenie. Na pewno jest promotorem i apostołem całkowitego prymatu Boga i Jego wartości w życiu człowieka.
Aktualnie jest Ojciec kustoszem sanktuarium w Świętej Lipce. Z pewnością bezpośredni kontakt z wiernymi ma duże znaczenie w ich formacji i przekazywaniu wiary. Chciałbym jednak zapytać, czy w tym posługiwaniu dostrzega Ojciec również jakieś znaczenie tradycyjnych mediów, np. prasy katolickiej?
– Z całą pewnością tradycyjna prasa powinna przetrwać aktualny kryzys, nie tylko czytelnictwa, ale także sięgania po treści pełne, całościowo przygotowane. Dzisiejsza kultura żyje tylko pewnymi hasłami i namiastkami, które często nie mają nic wspólnego z prawdą. To kreuje taką postawę, że wielu już w nic z tego, co jest napisane, nie wierzy. Inni zachłystują się natychmiast wszystkim, co przekazują niektóre media, i natychmiast przyjmują to za całkowitą prawdę.
Proszę powiedzieć, czy według Ojca „Nasz Dziennik” może odgrywać jakąś rolę w takiej posłudze?
– Zauważyłem, że „Nasz Dziennik” autentycznie poszukuje prawdy. Porusza zagadnienia, których szereg mediów wiodących nie dotyka ze względu na tzw. polityczną poprawność. Widzę to w całym zakresie różnych spraw. Czy to są sprawy powiązane z tym, co dzieje się w społeczności polskiej, w Kościele na polskiej ziemi, czy gdy chodzi o właściwą formację i edukację dzieci i młodzieży. Czy też gdy chodzi o różne trudne czy bulwersujące wydarzenia, które miały miejsce na polskiej ziemi czy w świecie. W odniesieniu do mediów całkowicie laickich oraz takich, które gonią tylko za jakimiś chwytliwymi newsami, nierzadko dalekimi od prawdy, jest to trzeźwe spojrzenie na ten świat, na Kościół, na człowieka i próba ocalenia uniwersalnych wartości, które zawsze powinny cechować człowieka i świat.
Czy Ojciec poleca „Nasz Dziennik” innym osobom?
– My mamy prenumeratę „Naszego Dziennika”. Przez miesiąc te numery są wyłożone w naszej auli rekreacyjnej, gdzie każdy z domowników może z nich skorzystać. Po upływie miesiąca wykładamy je w sanktuarium, żeby inni mogli skorzystać, i widać, że bardzo szybko te egzemplarze stamtąd znikają. Jest zapotrzebowanie na rzetelny przekaz informacji.