logo
logo

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Nie dajmy się zwieść

Poniedziałek, 20 marca 2023 (14:52)

Aktualizacja: Poniedziałek, 20 marca 2023 (15:03)

Z Sebastianem Karczewskim, redaktorem naczelnym miesięcznika „Non Possumus. Imperatyw” rozmawia Sławomir Jagodziński

W ostatnich dniach nastąpiła medialna eskalacja ataku na św. Jana Pawła II. Oskarżenia padły w kolejnym napastliwym filmie, a także w wielu publikacjach liberalnych i lewicowych mediów. Jak Pan to odbiera?

– Proszę zwrócić uwagę, że emisja filmu dziennikarza TVN Marcina Gutowskiego zbiegła się w czasie z premierą książki „Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział” autorstwa holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka. Zapewne to nie przypadek, że obaj panowie dokonali swoich „odkryć” w tym samym czasie…

Tymczasem – jak zauważają to też historycy – zarówno film „Franciszkańska 3”, jak i wspomniana książka zostały stworzone pod z góry przyjętą tezę, a wnioski, jakie są formułowane – przede wszystkim na podstawie materiałów służb specjalnych PRL – wykazują nieznajomość realiów historycznych tamtych lat (albo są świadomie ignorowane) i nierzetelność w krytyce źródeł. Kościelne dokumenty wówczas tworzone, listy, notatki zawsze musiały być tak napisane, aby służby nie znalazły w nich amunicji do atakowania ludzi wierzących w Polsce. Jeśli nam dziś się wydaje, że czegoś np. brakuje nawet w oficjalnych pismach, to nie znaczy, że określone sprawy nie były w inny sposób rozwiązywane, komunikowane, sprawdzane, kontrolowane… Ale takie podejście nie doprowadziłoby autorów ataku na Jana Pawła II do wcześniej postawionej tezy o jego rzekomym „przymykaniu oczu na grzechy kapłanów”. Tymczasem parę dokumentów to nie cały obraz tamtych stalinowskich i komunistycznych czasów. Mamy do czynienia z eksplozją przekłamań i manipulacji.

Film „Franciszkańska 3” w zapowiedzi jego autorów miał rzekomo nie pozostawiać już żadnych wątpliwości, że kard. Wojtyła „krył pedofili”. Jaka jest prawda?

– Zarówno film, jak i wspomniana książka podporządkowane są fałszywej tezie, którą wspomniany już Marcin Gutowski zaczął promować w Polsce w 2020 roku emitowanym przez stację TVN filmem „Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza”. Już wówczas wiele osób zwracało uwagę, że ks. kard. Stanisław Dziwisz jest celem pośrednim, a ostrze ataku wymierzone jest w osobę św. Jana Pawła II.

Przypomnę w tym miejscu, że kampania oskarżeń Papieża z Polski o rzekome „krycie pedofili” rozpoczęła się już trzydzieści lat wcześniej, po osławionym programie „Saturday Night”, wyemitowanym w amerykańskiej telewizji NBC 3 października 1992 roku. Wystąpiła w nim Sinéad O’Connor, która na oczach widzów podarła fotografię Jana Pawła II, mówiąc: „Walczcie z prawdziwym wrogiem”.

Dziesięć lat później, w marcu 2002 roku, a więc dokładnie w tym samym czasie, gdy „The Boston Globe” rozpędzał kampanię w Stanach Zjednoczonych, telewizja BBC wyemitowała film „Pozwać Papieża”.

Obecnie cały czas są powtarzane sformułowania o „pedofilii w Kościele”, „kryciu pedofilii przez hierarchię”, „zamiataniu spraw pod dywan” itd. Nikt nie mówi o tym, że największą ofiarą przestępców, którzy zdradzili Ewangelię i swe powołanie, jest sam Kościół Chrystusowy, cały Lud Boży, niewinni kapłani i świeccy wierni. Wydaje się, że dziś zdradą Judasza najchętniej obwiniono by wszystkich apostołów i samego Pana Jezusa, bo przecież siedzieli z nim przy jednym stole…

Atak na św. Jana Pawła II postępuje wielopoziomowo. Obecnie rozpowszechniane są materiały rzekomo kompromitujące ks. kard. Adama Sapiehę, metropolitę krakowskiego, który 1 listopada 1946 r. wyświęcił Karola Wojtyłę na kapłana. Tu też posłużono się materiałami Urzędu Bezpieczeństwa PRL. Nikt się nie zająknie, że ubecja wówczas walczyła z Kościołem na śmierć i życie, rozpowszechniano obyczajowe plotki, podstawiano agentów, a dziś prezentowane jako wiarygodne „dokumenty” były wymuszane – także na kapłanach – okrutnymi torturami…

– Zacznę od przypomnienia pewnej historii. Niemal dokładnie 13 lat temu w podobny sposób podjęto próbę skompromitowania ks. abp. Stanisława Wielgusa. Wówczas również bezkrytycznie, w podstępny sposób posługiwano się materiałami Służby Bezpieczeństwa PRL i robili to nie tylko dziennikarze. Ci ostatni wiedzą, że nie ma możliwości dokładnego przeanalizowania i sprawdzenia szczegółów, więc wersję zdarzeń przedstawioną przez tajnych współpracowników SB można zaprezentować jako w pełni wiarygodną. Na ogół nie wspominają przy tym o istnieniu grupy „D” Departamentu IV MSW, która zajmowała się fabrykowaniem fałszywych informacji na temat księży i biskupów, rozpowszechnianych, aby podważyć zaufanie do konkretnych duchownych, a w konsekwencji do Kościoła.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że w przypadku ks. abp. Stanisława Wielgusa nawet w środowiskach katolickich niewielu było wówczas odważnych, by upomnieć się o prawdę. Mało tego, jak pamiętamy, niektóre instytucje kościelne zaczęły otwarcie wspierać oskarżycieli. Wtedy właśnie wszystko się tak naprawdę zaczęło, a dziś jesteśmy świadkami kolejnych odsłon tego dramatu.

Dopóki będziemy milczeć w obliczu niesprawiedliwości, nie będziemy mieli odwagi w sposób zdecydowany upominać się o prawdę, dopóty tego rodzaju ataki na Kościół, na osobę św. Jana Pawła II będą przybierać na sile. Od czasu sprawy ks. abp. Stanisława Wielgusa wielokrotnie to powtarzałem, również na łamach „Naszego Dziennika”.

W publikacjach dotyczących ks. kard. Sapiehy połączyły się dwie sprawy, które były i są wykorzystywane do niszczenia Kościoła: lustracja i pedofilia. Jedno i drugie ma w tle działania służb specjalnych reżimu komunistycznego w Polsce. Jakie płyną z tego wnioski na dziś?

– Duchownych Kościoła katolickiego w Polsce najpierw zaatakowano oskarżeniami o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Gdy temat się „wyczerpał”, zaczęto posługiwać się oskarżeniami związanymi z wykorzystywaniem seksualnym nieletnich czy w ogóle molestowaniem seksualnym. To, że jakąś dokumentację tych pierwszych spraw wykorzystuje się w tych ostatnich sprawach, raczej dziwić nie powinno.

Warto jednak postawić sobie pytanie: dlaczego właśnie tego rodzaju oskarżenia dotykają duchownych, a nie na przykład o kradzież, oszustwa finansowe itp. Otóż dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że przy oskarżeniu o współpracę z SB czy molestowanie seksualne bardzo trudno się bronić. Jeśli jakiegoś księdza oskarżono by o kradzież, trzeba by było udowodnić, co i kiedy ukradł. Jeśli się oskarży o współpracę z SB, praktycznie nie trzeba nic udowadniać. Skoro funkcjonariusze tych służb napisali w swoich notatkach, że z nimi „współpracował”, to znaczy, że współpracował, bo oni podobno „nie oszukiwali samych siebie”. Czy nie tak nas przekonywano?

Podobnie jest z oskarżeniami dotyczącymi molestowania seksualnego. Jeśli ktoś nagle „przypomni” sobie, że 40 lat temu było molestowany przez jakiegoś duchownego, to nawet instytucje kościelne nadają mu tytuł „ofiary”, zanim rozpocznie się jakikolwiek proces. Czyż nie tak to wygląda?

Niestety, z pomocą fałszywym oskarżycielom przyszły instytucje Kościoła, tworząc pod hasłem „zero tolerancji” system urągający podstawowym zasadom sprawiedliwości. To, czego świadkami jesteśmy obecnie, jest w pewnym sensie pokłosiem nieodpowiedzialności niektórych pasterzy. W tych sprawach brakuje szacunku dla prawdy i troski o prawdę. Szczególną troską otacza się natomiast kłamstwo. Dowody na to po wielokroć przedstawiałem zarówno na łamach „Naszego Dziennika”, jak i miesięcznika „Non Possumus”. Jeśli to nie ulegnie zmianie, to wkrótce pojawią się nowe pomysły na walkę z Kościołem.

Do ataku na ks. kard. Sapiehę wykorzystano ubeckie materiały, których źródłem jest m.in. zdegenerowany człowiek, który prawdopodobnie z zemsty spreparował zarzuty wobec swego przełożonego. Kardynał nakazał mu zerwanie z ruchem księży patriotów w PRL. Czy to nie jest dość wymowne?

– Przypomnijmy, że ruch księży patriotów rozwijał się od 1949 roku przy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Już w czasach komunizmu postawił na przystosowanie się do narzucanego z zewnątrz kierunku, a ideologia tego ruchu była zlepkiem sloganów komunistycznej propagandy. Niestety, historia tego środowiska tak naprawdę się nie skończyła.

Obecnie w Polsce również mamy do czynienia ze swoistym ruchem „księży patriotów”, którzy bardziej niż o sprawy Kościoła katolickiego troszczą się o dobre samopoczucie środowisk lewicowych i antyklerykalnych. Proszę zwrócić uwagę, którzy duchowni rywalizują ze sobą o przodownictwo w ściganiu „księży pedofilów” i jakie środowiska reprezentują. To jest bardzo wymowne. Od czasów komunistycznych w Kościele katolickim wiele się zmieniło. Jednak w sferze siania dezinformacji i zamętu w Kościele ówcześni księża patrioci mają również obecnie swoich gorliwych następców.

Jak ocenić sytuację, że poprzez atak na ks. kard. Sapiehę próbuje się jednocześnie niszczyć autorytet i świętość Jana Pawła II? Jakie mechanizmy mają tu zadziałać?

– To dość proste. Już od jakiegoś czasu ktoś próbuje wmawiać opinii publicznej, że w najbliższym otoczeniu św. Jana Pawła II znajdowali się sami hipokryci i przestępcy. Wcześniej zarzucano im współpracę z SB, teraz oskarża się ich o molestowanie seksualne, ewentualnie „tuszowanie” pedofilii. Proszę zwrócić uwagę, których duchownych oskarżano i w jaki sposób. To nie jest żaden przypadek, lecz dobrze zorganizowana akcja.

W przypadku ks. kard. Adama Sapiehy założenie też jest proste. „Tygodnik Powszechny” pyta wprost: „Czy Karol Wojtyła jako kleryk był molestowany przez abp. Adama Stefana Sapiehę, a jeśli tak, czy to wpłynęło na jego podejście do nadużyć seksualnych w Kościele?”. Ekke Overbeek, autor wspomnianej książki „Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział”, w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” mówi: „Nie stawiam tezy, że Wojtyła był molestowany przez Sapiehę. Ale kardynał może okazać się kluczowy dla zrozumienia, dlaczego Jan Paweł II odwracał wzrok”. Takie jest założenie i teraz trzeba przekonać opinię publiczną, że jest ono prawdziwe.

Skoro już jesteśmy przy osobie Ekke Overbeeka, przedstawiany jest on jako „niezależny dziennikarz holenderski”, który pracuje jako warszawski korespondent holenderskich dzienników „Het Financieele Dagblad” i „Trouw”. Czy to nie ta ostatnia redakcja „promowała” program polityczny powstałej w 2006 roku holenderskiej Partii na rzecz Miłości Bliźniego, Wolności i Różnorodności„ (Partij voor Naastenliefde, Vrijheid en Diversiteit, PNVD), która miała bronić praw i wolności pedofilów? Niech pan Overbeek swoją ”walkę z pedofilią„ zacznie od własnego podwórka…

Kilka dni temu, kiedy rozmawiałem o tych sprawach w Rzymie, jeden z watykańskich dziennikarzy zaczął mi stawiać pytania: czy nie daje wam nic do myślenia fakt, że historii Kościoła w Polsce usiłują was nauczać zagraniczni dziennikarze, tacy jak choćby Overbeek czy Martel? Czy wy naprawdę już nie macie własnych, uczciwych historyków? Dlaczego dajecie się tak zwodzić?

Dlaczego tak się w Polsce zawzięto, aby zohydzić postać św. Jana Pawła II? Komu na tym zależy?

– Chodzi tu przede wszystkim o nauczanie św. Jana Pawła II, zwłaszcza w zakresie personalizmu. Nie da się tego podważyć żadnymi racjonalnymi argumentami. Jeżeli nie da się podważyć nauczania, należy podważyć wiarygodność osoby, która je głosi, a wtedy ludzie przestaną zwracać uwagę na nauczanie.

I myślę, że nie tyle chodzi tu o nasze pokolenie, które niejako wychowało się na pontyfikacie Papieża z Polski. Chodzi przede wszystkim o pokolenie wchodzące w dorosłe życie, o wyrwanie mu tego wielkiego dziedzictwa. W konsekwencji – o oderwanie młodych od prawdy…

Jak, jako katolicy, powinniśmy reagować na taką kampanię oszczerstw wobec ludzi Kościoła, jaką obecnie obserwujemy?

– Co zrobi roztropny człowiek, który zobaczy, jak ktoś usiłuje podpalić drzewo w lesie? Będzie usiłował zapobiec pożarowi czy będzie patrzył z boku, mając nadzieję, że ogień nie strawi całego lasu?

Wrócę tu do sprawy ks. abp. Stanisława Wielgusa, bo moim zdaniem to właśnie był moment podpalania owego drzewa w lesie. Jak na to odpowiedzieliśmy? Jeszcze gorzej. Przecież nawet niektóre instytucje kościelne stanęły wówczas po stronie podpalaczy i stoją tam po dziś dzień. Szczytowy moment tej diabelskiej współpracy widzieliśmy w tym, co zrobiono z ks. kard. Henrykiem Gulbinowiczem…

Dla mnie nie jest to wszystko zaskoczeniem. Przypomnę, że jeszcze przed emisją pierwszego z osławionych filmów braci Sekielskich w książce ”Pedofilią w Kościół. Oblicza kłamstwa„, która ukazała się w kwietniu 2019 roku, mówiłem: ”Taktyka obliczona na ’przeczekanie’ jest błędną. Bo te ataki nie ustaną. Jeśli nie odpowiemy na nie właściwie, to będzie jeszcze gorzej. Jeśli się w porę nie obudzimy, to frontalny atak dopiero nastąpi…„. Nie dziwmy się więc, że mamy to, co mamy…

Prawdziwa roztropność wiąże się z umiejętnością przewidywania. Człowiek myślący roztropnie bierze pod uwagę nie tylko to, co następuje, ale również to, co może nastąpić. Niestety, dziś widać wyraźnie, że tej roztropności zabrakło również niektórym pasterzom…

Proszę pozwolić, że w tym miejscu raz jeszcze przypomnę słowa bł. kard. Stefana Wyszyńskiego, który w swoich ”Zapiskach więziennych„ napisał: ”Największym brakiem apostoła jest lęk. Bo on budzi nieufność do potęgi Mistrza, ściska serce i kurczy gardło„.

Przypomnę, że św. Jan Pa- weł II zacytował je w swojej książce ”Wstańcie, chodźmy!„, ofiarowanej przede wszystkim ”Braciom w biskupstwie„ w związku z powstaniem adhortacji apostolskiej ”Pastores gregis„ poświęconej posłudze biskupiej.

Dziękuję za rozmowę.

Sławomir Jagodziński

Nasz Dziennik