logo
logo

Dziś w
„Naszym
Dzienniku”

zdjęcie

Zdjęcie: Arch./ Inne

Zniszczyć Kościół

Wtorek, 28 marca 2023 (19:31)

Aktualizacja: Wtorek, 28 marca 2023 (19:50)

Z ks. prof. dr. hab. Janem Machniakiem, dyrektorem Instytutu Teologii Duchowości Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie rozmawia Dariusz Pogorzelski

Księże Profesorze, kim dla Kościoła krakowskiego i dla Kościoła w Polsce był ks. kard. Adam Stefan Sapieha?

– Był biskupem krakowskim w latach 1911-1951. Nazywano go księciem, bo po pierwsze, pochodził z książęcego rodu Sapiehów – urodził się w Krasiczynie w 1867 r., a po drugie, taki tytuł nosili biskupi krakowscy. Książę Sapieha dla Kościoła krakowskiego był niewątpliwie mężem opatrznościowym. W czasie I wojny światowej niósł pomoc potrzebującym. Powołał do życia Książęco-Biskupi Komitet Pomocy dla Dotkniętych Klęską Wojny, zakładał szpitale dla rannych, pomagał ubogim wyjść z biedy. Po agresji Niemiec hitlerowskich na Polskę pomagał w powstaniu Rady Głównej Opiekuńczej, która niosła pomoc głodnym, sierotom i wszystkim, którzy znaleźli się w potrzebie. Z kolei w pierwszych latach komunizmu był punktem odniesienia dla tych, których nowa władza uznała za „wrogów ludu”. Udzielał pomocy byłym właścicielom majątków, pozbawionym środków do życia.

Kardynał Sapieha nazywany jest Księciem Niezłomnym, skąd taki tytuł?

– W różnych trudnych sytuacjach nie uległ ani panice, ani lękowi. Zawsze odważnie reprezentował Kościół. Był jego pasterzem, a pasterz pozostaje pośród swoich owiec. Pozostał z wiernymi zarówno w czasie I, jak i II wojny światowej, choć w lecie 1939 r. władze państwowe proponowały mu emigrację. Książę Sapieha pozostał na miejscu i jako biskup stawiał czoła wszystkim trudnościom i problemom, jakie były związane z okupacją i niewolą. Nie bał się ani Hansa Franka, ani później Bolesława Bieruta.

Dla komunistów ks. kard. Adam Sapieha był niewygodny. Jak „władza ludowa” traktowała księcia metropolitę?

– Kościół tuż po II wojnie światowej i po „wyzwoleniu” przez armię sowiecką od razu został poddany prześladowaniom. Ale co ciekawe, komuniści zachowali respekt dla księcia Adama Stefana Sapiehy. On się ich nie bał.

Ale był pod ciągłą obserwacją, wokół niego funkcjonowało całe grono tajnych współpracowników.

– Tak, to prawda. Książę znał mechanizmy działania komunistów, wiedział, w jakim kierunku idą wprowadzane przez nich „reformy”. Miał świadomość, że mają one podzielić Naród, zniewolić go. Wiedział, że nowa władza, tak jak to było w Rosji Sowieckiej, będzie stosować przemoc, terror wobec społeczeństwa.

Ksiądz kardynał odważnie stawał w obronie prześladowanych przez „władzę ludową”.

– Bronił księży, pisał do władz apele o zwolnienie aresztowanych kapłanów, m.in. zwrócił się do komendanta wojewódzkiego UB w Krakowie, aby wypuścił z aresztu księży Kazimierza Buzałę i Stanisława Słonkę. Odważnie wspierał księży prześladowanych za pomoc podziemiu niepodległościowemu. Stawał też w obronie samych Żołnierzy Wyklętych. Upominał się o prawa Kościoła. W 1948 r. wystosował z ks. bp. Zygmuntem Choromańskim, sekretarzem Episkopatu, memorandum, w którym zaprotestował przeciw likwidacji szkół katolickich, usuwaniu krzyży z placówek oświatowych, zmuszaniu młodzieży do wstępowania do ZMP.

Książę metropolita nie obawiał się „władzy ludowej”, ale spodziewał się aresztowania. 6 marca 1950 r. ks. kard. Sapieha wydał oświadczenie, w którym napisał: „W razie gdybym był aresztowany, stanowczo niniejszym oświadczam, że wszelkie moje tam złożone wypowiedzi, prośby i przyznania się są nieprawdziwe. Nawet gdyby były one wygłaszane wobec świadków, podpisane, nie są one wolne i nie przyjmuję za swoje”.

– To słynne oświadczenie miało zapobiec fałszowaniu wypowiedzi kardynała czy podważeniu jego postawy. Miało to duże znaczenie nie tylko dla księży, ale i dla społeczeństwa polskiego. Książę miał świadomość, co UB wyczyniało z wieloma kapłanami i księżmi biskupami. Wiedział, co zrobili z ks. bp. Czesławem Kaczmarkiem z Kielc. Znał metody tajnych służb zmuszania ludzi do składania zeznań. Jego oświadczenie to było myślenie o przyszłości.

Biskupi w Polsce i większość kapłanów mieli duży problem z tzw. księżmi patriotami. Ksiądz kardynał w 1951 r. napisał komunikat do „księży patriotów” z pasterską przestrogą, w której wprost stwierdzał, że komisje księży przy ZBoWiD „występują w działalności swojej niejednokrotnie przeciw, ku zgorszeniu wiernych, przeciwko Kościołowi, podkopując jedność i karność kościelną, siejąc niezgodę między kapłanami, przeciwstawiając kapłanów biskupom, co więcej, godząc w uwłaczający sposób w samego Namiestnika Chrystusowego Ojca św.”.

– „Księża patrioci” to byli kapłani, którzy popierali władzę komunistyczną, szli na współpracę z nią, łamiąc jednocześnie posłuszeństwo wobec swoich biskupów. Byli problemem dla całego Kościoła w Polsce i takie problemy z nimi miał też książę Sapieha.

Jeden z „księży patriotów” ks. Anatol Boczek w donosie do UB oskarżył ks. kard. Sapiehę o nadużycia seksualne wobec kleryków, co w ostatnim czasie wykorzystały media lewicowo-liberalne do ataku na księcia i pośrednio na św. Jana Pawła II. Kim był ks. Boczek?

– Był słabym człowiekiem, który uległ alkoholowi. Miał problemy z moralnym prowadzeniem się, co wykorzystali ubecy. Zwerbowali go na tajnego współpracownika. Kardynał, znając słabości ks. Boczka, gdy nie było możliwości pozostawienia go w parafii, zawieszał go w czynnościach kapłańskich. Po czasie pokuty, kiedy ksiądz deklarował, że się zmieni, książę przywracał go do funkcji kapłańskich. Nie wyrzucił ks. Boczka ze stanu kapłańskiego, a on tak się mu odpłacił.

Obrzydliwie oczernił księdza kardynała przed funkcjonariuszami UB.

– Naopowiadał kłamstw. Obrzydliwe jest to, że dziś ktoś powołuje się na te zeznania. Podchodzi do nich bezkrytycznie. Pytam: jaka jest wartość tego dokumentu? Czy można ufać komuś takiemu jak ks. Boczek, czy można ufać ubeckim papierom?

A jaką wartość mają zeznania ks. Andrzeja Mistata, kapelana księcia Sapiehy, który również oskarżył go o nadużycia?

– Ksiądz Mistat w pewnym momencie wyjechał na Ziemie Zachodnie i tam dopadli go ubecy. W areszcie był torturowany i wtedy złożył zeznania. Na dziesiątym przesłuchaniu oskarżył księcia Sapiehę. Pytanie, czy ks. Mistat sam to powiedział, co powiedział, czy ktoś to napisał i dał mu do podpisania? Jaka jest więc wiarygodność zeznań zmaltretowanego, udręczonego człowieka, tym bardziej że według ustaleń historyków ksiądz później odwołał to, co powiedział o kardynale. Ci dwaj ludzie – ks. Mistat i ks. Boczek – są jak ewangeliczni fałszywi świadkowie, którzy zeznawali przeciwko Panu Jezusowi, dając fałszywe świadectwo. Dzisiaj wyciąga się te materiały, aby uderzyć w Kościół. Ale proszę zauważyć, jaki UB zastosował tu schemat: jeżeli nie można było przypisać księdzu intymnych relacji z kobietą, to wtedy przypisywano pedofilię czy zainteresowania homoseksualne. To była metoda na szkalowanie kapłanów, niszczenie ich autorytetu.

Ale władze komunistyczne do końca PRL nie wykorzystały rewelacji ks. Boczka i ks. Mistata. Dlaczego?

– Miały świadomość, że to są materiały fałszywe, które będzie można łatwo podważyć i je skompromitować. Wtedy jeszcze żyli ci, którzy składali te zeznania. Oni mogliby publicznie powiedzieć, w jaki sposób te zeznania zdobyto, jak je sfabrykowano. Natomiast dziś, kiedy ci ludzie nie żyją, można z tych materiałów korzystać.

Nie żyje też wielu świadków posługi ks. kard. Adama Sapiehy.

– Jeszcze jest kilku księży, którzy pamiętają księcia kardynała. Oni mają po dziewięćdziesiąt kilka lat. To najstarsi księża w naszej diecezji. Wiele razy dawali świadectwo o księciu Sapieże. Potwierdzają, że był autorytetem, ceniono go jako spowiednika. Książę Sapieha prowadził z wiernymi korespondencję, w której udzielał porad duchowych. Gdy zmarł 16 lipca 1951 r., na Franciszkańskiej gromadziły się tłumy. Ludzie byli bardzo przejęci, mówili, że umarł „książę niezłomny”. Wielu świadków, którzy blisko współpracowali z kardynałem, już nie ma. To też ułatwia ataki na niego.

Jakie relacje łączyły kleryka Karola Wojtyłę z ks. kard. Sapiehą?

– Bez wątpienia książę Sapieha był dla Karola Wojtyły autorytetem. To on go wprowadzał w kapłaństwo. Z ust Ojca Świętego osobiście słyszałem, z jak wielkim sentymentem wspominał kardynała. Święty Jan Paweł II opowiadał o swoim pierwszym spotkaniu z księciem Sapiehą. To było podczas wizytacji w Wadowicach, tuż przed wojną. Karol Wojtyła był wtedy w klasie maturalnej i w imieniu młodzieży, która miała przyjąć sakrament bierzmowania, witał arcybiskupa. Książę Sapieha zapytał go: „Gdzie pan się wybiera?”, a Karol odpowiedział, że chce studiować polonistykę. Podobno Sapieha miał powiedzieć: „Szkoda, bo widziałbym pana w seminarium”.

I kilka lat później go zobaczył.

– W 1942 r., kiedy Karol Wojtyła kontynuował studia na tajnym Uniwersytecie Jagiellońskim i jednocześnie pracował w Solvayu, zaczął myśleć o kapłaństwie. Poradzono mu, aby poszedł do domu biskupów krakowskich i porozmawiał z księciem Sapiehą. Takie były wtedy relacje. Do arcybiskupa można było umówić się i przyjść na rozmowę. Karol Wojtyła opowiedział arcybiskupowi o swoich planach. Wtedy myślał o wstąpieniu do karmelitów. Sapieha poradził mu, aby został kapłanem diecezjalnym, a jeśli będzie miał powołanie do zakonu, to zawsze może taką decyzję podjąć. Karol Wojtyła posłuchał tej rady i wkrótce rozpoczął naukę w tajnym seminarium. Zajęcia odbywały się w krakowskich parafiach, przy których mieszkali księża profesorowie.

Przypomnijmy, że budynek seminarium zajęli Niemcy.

– Tak było. Pod koniec 1944 r., kiedy zbliżał się front, książę Sapieha wezwał kleryków do siebie, aby ze względów bezpieczeństwa zamieszkali w domu biskupów krakowskich. Było ich ok. 30. Gdy studiowałem w Rzymie, 1 listopada 1986 r. zostałem zaproszony na Mszę Świętą do prywatnej kaplicy Ojca Świętego. Potem na śniadaniu Jan Paweł II wspominał, jak wyglądało to kilkumiesięczne życie z księciem Sapiehą pod jednym dachem. Papież opowiadał, że wspólnie się modlili, arcybiskup przychodził do kleryków na śniadanie, które składało się z czarnego chleba i kawy z cykorii. Jan Paweł II podkreślał, że książę był dla nich jak ojciec. Klerycy mieszkali w domu biskupów do „wyzwolenia” Krakowa przez Sowietów, czyli do stycznia 1945 r.

Książę Sapieha zwrócił uwagę na intelektualne przymioty kleryka Wojtyły.

– Dwa tygodnie po święceniach razem z ks. Stanisławem Starowieyskim wysłał go na studia do Rzymu i załatwił im mieszkanie w Kolegium Belgijskim. Cały czas im pomagał. Ułatwił kontakty ze znaczącymi osobami w Wiecznym Mieście. Jan Paweł II dużo zawdzięczał księciu Sapieże.

Obrzucenie błotem ks. kard. Sapiehy przez media liberalno-lewicowe ma uwiarygodnić atak na ks. kard. Karola Wojtyłę i kłamstwo o ukrywaniu pedofilii. Taki jest cel tych publikacji?

– Myślę, że już nikt nie ma wątpliwości, że tak. Tę metodę stosowano wcześniej. W Krakowie mieliśmy oskarżenia wobec ks. kard. Stanisława Dziwisza, wcześniej ks. bp. Jana Szkodonia. Chodzi o to, aby najbliższych współpracowników Jana Pawła II pogrążyć, rzucić na nich podejrzenie, które będzie przeniesione na Ojca Świętego. Celem jest zniszczenie dorobku Jana Pawła II, podważenie jego nauczania. Kolejny raz zastosowano wspomniany przeze mnie schemat. Jest to bardzo perfidne. Media, które afirmują rozwiązłość seksualną i wszelkie zachowania amoralne, w atakowaniu kapłanów, biskupów i Papieża nie mają obiekcji, aby te rzeczy wykorzystywać. Słabości czy grzechy pojedynczych kapłanów przypisuje się znacznej części duchowieństwa. To jest wielka nieuczciwość.

Dziennikarz holenderski, który napisał książkę o św. Janie Pawle II, w wywiadzie dla „Newsweeka” na pytanie: „Co cię najbardziej zaskoczyło w czasie twojego śledztwa?”, odpowiedział: „Sporo było tych niespodzianek. To, że znalazłem tak twarde dowody na przestępstwa. Ale również to, że nie znalazłem żadnych dowodów na to, że SB fałszywie oskarżała księży”. Co możemy pomyśleć o takiej wypowiedzi, o takim badaczu?

– To ktoś, kto nie zna sytuacji w Polsce w okresie komunizmu, to zaprzeczanie oczywistym faktom. Podam tylko jeden przykład. Co robiła SB wobec ks. Jerzego Popiełuszki, jak preparowała oskarżenia o posiadaniu przez niego materiałów wybuchowych? Historycy mają narzędzia do badania dokumentów UB i SB. Te materiały są z natury skażone bakcylem walki z Kościołem. Cały aparat państwowy PRL, a zwłaszcza tajne służby dążyły do zniszczenia Kościoła. W tym celu wykorzystywano wszelkie metody, łącznie z zabójstwami. Zastanawiam się, jakie motywy kierowały tym autorem.

Widzimy też tendencję do coraz większego manipulowania esbeckimi materiałami. Przypomnę postać ks. kard. Henryka Gulbinowicza. Kiedy był na łożu śmierci, najpierw oskarżono go o współpracę z SB, powołując się na wątpliwe dokumenty wytworzone przez Służbę Bezpieczeństwa, a potem o nadużycia seksualne. Łatwo jest przypisać tego typu rzeczy komuś, kto nie może się bronić. Jak mówił Wolter: kłam, kłam, a zawsze coś z tego pozostanie. My też wpadliśmy w taki mechanizm szukania motywu: dlaczego? A tam nie ma dlaczego, bo jest jeden motyw: zniszczyć Kościół.

Jednak zapytam, dlaczego. Dlaczego jest taki atak na św. Jana Pawła II?

– Święty Jan Paweł II jest jedynym autorytetem, który broni dwóch spraw: Boga, który JEST, i człowieka. To jest problem współczesnej filozofii i antropologii. Jan Paweł II mówił, że nie da się zrozumieć człowieka bez Boga. Podcięcie tych korzeni powoduje, że człowiek staje się tragiczną postacią. To widać we współczesnej kulturze, w której człowiek bez wiary traci punkt odniesienia. Jan Paweł II całym swoim nauczaniem przede wszystkim na to zwracał uwagę, a szczególnie w pierwszych encyklikach: „Redemptor hominis”, „Dives in misericordia” i „Dominum et vivificantem”. To była wielka polemika z filozofią i teologią „śmierci Boga”. Po II wojnie światowej i po Auschwitz pytano: „Gdzie był Bóg?”. A Jan Paweł II odpowiadał: Bóg był obecny w obozie koncentracyjnym w Maksymilianie Kolbem, w Edycie Stein i milionach ludzi, którzy się modlili, wydrapywali w bunkrze głodowym krzyże. Taka była ich wiara, oni umierali, ale byli zwycięzcami, bo męczennicy zawsze są zwycięzcami. Jak Paweł II przez 27 lat swego pontyfikatu pokazywał prawdę, że człowiek, który otwiera się na Boga, jest zdolny do budowy lepszego świata.

Człowiek funkcjonuje w rodzinie, a w tej chwili rodzina jest kwestionowana.

– To kolejny aspekt nauczania Jana Pawła II. Papieska adhortacja „Familiaris consortio” przypomina, że Pan Bóg stworzył nas jako mężczyznę i kobietę. Tak podzielił się życiem, że mężczyzna może być ojcem, a kobieta może być matką. I to jest natura człowieka. Uderzenie w św. Jana Pawła II uderza w tę podstawową zasadę antropologiczną – Bóg, Dawca życia, dał nam życie jako mężczyźnie i kobiecie. A teraz są naukowcy, którzy mówią o 153 płciach i ludzie przyjmują ten absurd. Jan Paweł II przypominał, kim jest człowiek, czym jest rodzina, a to nie podoba się współczesnym ideologom: marksistom, genderystom.

Jest takie powiedzenie: prawda się obroni. Jak w dobie neomarksizmu obronić nauczanie Papieża Polaka?

– Nauczanie św. Jana Pawła II obroni się, jeśli staną za nim ludzie, którzy będą mieć odwagę bronić prawdy o człowieku, że jest mężczyzna i kobieta. Czysta prawda się obroni, ale w tym czasie, w którym żyjemy, trzeba jej bronić. Trzeba być świadkiem prawdy, broniącym dobrego imienia św. Jana Pawła II i jego nauczania.

Dziękuję za rozmowę.

Dariusz Pogorzelski

Nasz Dziennik