logo
logo

Zdjęcie: Sławomir Jagodziński/ Nasz Dziennik

Misyjna rodzina

Niedziela, 25 czerwca 2017 (20:12)

Z o. Jackiem Wróblewskim ze Zgromadzenia Misjonarzy Afryki rozmawia Sławomir Jagodziński 

Wakacyjne zjazdy misjonarzy organizowane są od 1975 r. Jakie mają znaczenie dla głosicieli Dobrej Nowiny, którzy posługują w odległych od Ojczyzny placówkach misyjnych?

– To piękna inicjatywa. Uczestniczę po raz pierwszy w takim zjeździe, bo zawsze mój przyjazd do Polski wypadał nieco później. Jest to niesamowita sprawa. Spotykamy się, choć na co dzień posługujemy na wszystkich kontynentach świata. W krajach tak bardzo egzotycznych, jak Papua Nowa Gwinea, Sri Lanka czy Chiny. To spotkanie i ta różnorodność obecności polskich misjonarzy na całym świecie jest czymś, co robi wrażenie. Kiedy się spotykamy, czujemy się jak w rodzinie, łączy nas to doświadczenie przeżycia misyjnego i wspólna modlitwa.

Takie spotkanie to okazja do zapoznania się z tym, czym żyje Ojczyzna.

– Organizatorzy starają się nam to zapewnić. Dostajemy niesamowitą garść informacji dotyczących tego, co się dzieje w Polsce na różnych płaszczyznach: politycznej, społecznej, kościelnej. I inny aspekt, który mnie urzekł, to to, że w Polsce ludzie myślą o nas, różne organizacje przejmują się tym, abyśmy mogli bezpiecznie i zdrowo realizować naszą misję.

Mieliśmy bardzo interesujące spotkanie z przedstawicielami z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a nawet z przedstawicielami jednostki GROM, na którym podawano bardzo konkretne wskazówki, jak się zachować w momencie zagrożenia. Na zjazd złożyło się też uczestnictwo w sympozjum naukowym, którego temat był bardzo ważny. Bo to była kwestia udziału świeckich w działalności misyjnej. To bardzo ubogacające, poznać szanse i wyzwania, jakie niesie posługa osób świeckich posłanych do posługi misyjnej.

Jakiego wsparcia od swojej Ojczyzny oczekuje misjonarz pracujący w takim kraju jak np. Ghana?

– Jestem na placówce dosyć specyficznej, bo posługuję w seminarium, jestem formatorem, wykładowcą. Znam jednak oczywiście polskich misjonarzy, którzy pracują w Ghanie. Nie ma co ukrywać, że niezbędne dla nich jest wsparcie materialne, po to, aby się mogli przemieszczać, komunikować, żeby móc realizować nowe projekty, czy to związane z kultem, czy z edukacją, czy pomocą zdrowotną. W Ghanie są np. siostry nazaretanki, które przybyły do tego kraju zaledwie pięć lat temu, ale mają wspaniałe projekty i marzenia misyjne: szkoły, szpitale, centra dla dziewcząt. Aby to zrealizować, potrzebne są fundusze.

Ale ważnym elementem jest też kontakt z krajem. Dziś taka komunikacja jest dość łatwa. To zawsze bardzo miło, jak ktoś z Polski interesuje się nami, pyta o posługę, o to, czy czegoś nie potrzeba, zapyta o zdrowie. Oczywiście, siłę duchową daje przede wszystkim modlitwa, za nas i za całe dzieło rozkrzewiania wiary Kościoła.

Jak postrzega się polskich misjonarzy w świecie?

– Jesteśmy mile widziani. Wydaje mi się, że jesteśmy postrzegani nawet bardzo dobrze. Już kilkanaście lat jestem w Afryce. Ghana jest trzecim krajem, w którym pracuję. Wcześniej byłem w Burkina Faso i Nigrze. Widzę, że zasadniczo my, jako Polacy, nie mamy jakichś zależności czy bagażu historii, bo nie mieliśmy nigdy kolonii w Afryce. Ja osobiście czuję się na tym kontynencie bardzo swobodnie, nie mam żadnego długu wobec tych ludzi ani ci ludzie wobec mnie. Afrykanie w miarę dużo wiedzą o naszej historii, o II wojnie światowej, wiedzą, że byliśmy krajem komunistycznym i że wyzwolenie z komunizmu całego regionu miało początek w Polsce.

Jesteśmy dobrze postrzegani także przez naszą otwartość, prostotę i nasze zaangażowanie na rzecz lokalnych społeczności. Mamy przecież już dosyć duży dorobek, jeśli chodzi o misje i o misjonarzy.

A najbardziej znani Polacy?

– Oczywiście bardzo znane są takie postacie, jak św. Jan Paweł II, ale i św. s. Faustyna Kowalska, której kult w ostatnich latach bardzo rośnie. Związane to jest z szerzącym się szybko kultem do Miłosierdzia Bożego, co jest naprawdę czymś zastanawiającym i pięknym.

Czy stwierdzenie, że polscy misjonarze są najlepszymi ambasadorami Polski w świecie, jest prawdziwe?

– Tak, choć my sami o sobie tak nie myślimy. Ale np. w czasie naszego spotkania z przedstawicielami MSZ oni nam uświadamiali, że możemy aspirować do roli ambasadorów.

Dziękuję za rozmowę.

Drogi Czytelniku,

zapraszamy do zakupu  „Naszego Dziennika” w sklepie elektronicznym

Sławomir Jagodziński

Nasz Dziennik