logo
logo

Dziś w
„Naszym
Dzienniku”

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Ceny energii dobijają rolnictwo

Piątek, 23 września 2022 (01:03)

Aktualizacja: Piątek, 23 września 2022 (08:21)

ROZMOWA z Janem Krzysztofem Ardanowskim, przewodniczącym Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP

 

Rada ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP przyjrzała się sytuacji ekonomicznej gospodarstw rolnych, a w szczególności, jaki wpływ na nią ma wzrost cen energii. Dyskutowano także o problemach na rynku paszowym. Jakie wnioski Państwo wyciągnęli?

– Sprawdzaliśmy, jak radykalny wzrost kosztów produkcji wpłynie na sytuację ekonomiczną gospodarstw. Swoją dyskusję oparliśmy na informacjach i analizach przygotowanych m.in. przez Instytut Ekonomiki Rolnictwa
i Gospodarki Żywnościowej – Państwowy Instytut Badawczy. Polityka energetyczna Unii Europejskiej ostatnich lat, a także pułapka gospodarcza, którą zastawiła Rosja, to wszystko wpływa na pracę rolników i sektora produkcji żywności. Wysoki koszt paliw, energii i węgla przekłada się na wzrost cen pasz czy usług. I dzisiaj wielu rolników zastanawia się nad sensem kontynuowania w przyszłym roku działalności rolniczej. Obecny na tym spotkaniu wicepremier i minister rolnictwa Henryk Kowalczyk poinformował, że wzrost cen płaconych rolnikom zrekompensował im wzrost kosztów produkcji.
W szczegółach wygląda to już gorzej. Analizy pokazują, że wzrost cen płaconych rolnikom rósł i w maju miał swój szczyt. Od tego czasu podstawowe płody rolne tanieją. To szczególnie mocno widać było na przykładzie zbóż. I tak za tonę pszenicy konsumpcyjnej płacono nawet 1,9 tys. zł. Obecnie jest to około 1,4 tys. zł. Był moment, że ceny rzepaku grubo przekroczyły 4 tys. zł za tonę. W tej chwili to 2,8 tys. zł. A więc następuje powrót do cen sprzed wojny. I rolnicy bardzo poważnie zastanawiają się, czy koszty, które ponoszą na utrzymanie swoich rodzin, gospodarstw i produkcji, zostaną zrekompensowane cenami płaconymi za płody rolne.

Może dojść do zamykania gospodarstw?

– Zwróćmy uwagę na sytuację na rynku zbóż paszowych, którą poddaliśmy szczególnej analizie. Logika nakazuje sądzić, że wysokie zapotrzebowanie na całym świecie na żywność sprawi, że ceny płacone rolnikom za zboża konsumpcyjne będą na dobrym poziomie. Zupełnie inaczej będzie w odniesieniu do rynku zbóż paszowych. Niestety, ale w zastraszającym tempie w Polsce zamykane są hodowle zwierząt. Zdajemy sobie sprawę z trudnej sytuacji rolników zajmujących się hodowlą świń, ale coraz gorzej jest też wśród hodowców bydła. Produkcja drobiu jest jeszcze wysoka. Jednak problemem będzie import taniego mięsa z Ukrainy. A do tej sytuacji dojdzie, bo Unia Europejska zniosła cła i kontyngenty wwozowe na żywność z Ukrainy. I gdy hodowla zwierząt w Polsce się zwija, odczują to także rolnicy zajmujący się zbożami paszowymi. Jeżeli tych zwierząt jest coraz mniej, to wkrótce może zabraknąć odbiorców pasz. Zboże paszowe – w szczególności dotyczy to kukurydzy – jest podstawowym zbożem w Polsce. Aż 85 proc. zbóż to są zboża przeznaczane na pasze. Są także kwestie, które przez długi czas były bagatelizowane przez resort rolnictwa i rozwoju wsi.

Co ma Pan na myśli?

– Analizy pokazują, że import zboża z Ukrainy jest dużym utrudnieniem dla rynku paszowego. Dotyczy to głównie kukurydzy. Podczas posiedzenia rady korzystaliśmy z oficjalnych danych państwowych. W I półroczu 2021 r. do Polski zostało zaimportowane około 5 tys. ton ziarna kukurydzy – to nie jest duża ilość. A w analogicznym okresie 2022 r. zaimportowano ponad 900 tys. ton. Nie można twierdzić, że to nie ma wpływu na sytuację na rynku krajowym. To są dane o zbożach legalnie sprowadzonych. Bo wiem też – o czym również rozmawialiśmy – o dużej ilości zboża, które miało jedynie przejechać przez Polskę, a jednak pozostało na naszym rynku. Poruszyliśmy wątek międzynarodowych koncernów zajmujących się mieszaniem pasz lub też hodowlą zwierząt w Polsce i produkcją mięsa. Wykorzystały one okazję i nakupiły bardzo dużo taniego zboża paszowego z Ukrainy. I dzisiaj nie są one zainteresowane zbożem od polskich rolników. Nie mamy informacji, czy taką strategię przyjęli jedynie na obecne miesiące, czy aż do przyszłorocznych zbiorów. I to wywołuje strach u rolników.

Kto w pierwszej kolejności odczuje duże wzrosty ceny energii?

– Producenci kukurydzy. W tym roku mamy 1,8 mln hektarów kukurydzy – aż 2/3 przeznaczone jest na ziarno, a 1/3 na kiszonkę. Jej zbiory zaczną się pod koniec września lub na początku października. W naszych warunkach klimatycznych wymaga ona suszenia. To jest proces bardzo kosztowny, bo suszarnie opalane są gazem lub olejem opałowym. Bardzo rzadko węglem. Koszty suszenia będą więc w tym roku horrendalne. Rolnicy zastanawiają się – i czynią to z wielkim niepokojem – czy ceny, które otrzymają za suche ziarno, będą adekwatne do poniesionych kosztów. Wielce prawdopodobne jest to, że do kukurydzy będzie trzeba dołożyć. Analizy Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie dowodzą, że sytuacja rolników i mieszkańców wsi znacznie się pogorszyła.

Poruszono również kwestię dostaw energii dla gospodarstw rolnych?

– Ten problem został szerzej omówiony, gdyż – obok prądu elektrycznego – dotyczy także benzyny, gazu, węgla, oleju opałowego. Zwracaliśmy uwagę, że konieczne jest zapewnienie dostaw energii i surowców energetycznych dla przetwórstwa rolno-spożywczego. Trudno sobie wyobrazić to, że zakłady mięsne i mleczarskie zostaną pozbawione energii i będą musiały wstrzymać produkcję. Bo co wówczas mieliby robić rolnicy? Co zrobią rolnicy, producenci mleka, którzy nie będą mogli sprzedać mleka do mleczarni, która nie będzie miała energii lub nie będzie jej stać na energię, żeby to mleko przerobić? Dlatego rada podkreśliła, że przetwórstwo rolno-spożywcze musi być szczególnie chronione przed bardzo prawdopodobnymi przerwami w dostawach energii elektrycznej. Cena energii to jest jeden problem. Ale nie zapominajmy również o tym, że konieczne jest fizyczne zabezpieczenie tych podmiotów w energię. Cała Polska martwi się o to, czy uda się nam ogrzać nasze domy i mieszkania – dzisiaj główny wysiłek położony jest na to, aby ochronić ludzi przed mrozami. Bardzo poważnie jednak obawiam się tego, że będziemy mieć przyzwoicie ogrzane mieszkania, ale będziemy głodni, bo firmy zajmujące się przetwórstwem i dostawami do sklepów nie będą mogły funkcjonować z powodu braku energii.

 

Drogi Czytelniku,

cały artykuł jest dostępny w wersji elektronicznej „Naszego Dziennika”.

Zapraszamy do zakupu w sklepie elektronicznym

AB, Rafał Stefaniuk, ND

Nasz Dziennik