logo
logo
zdjęcie

Zdjęcie: arch./ Inne

Psucie państwa

Piątek, 26 lipca 2024 (21:43)

Rozmowa z dr. Bogdanem Więckiewiczem, socjologiem
z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie

 

Jakie są kryteria doboru kandydatów na ambasadorów? Pytam o to w kontekście wydarzeń, jakie mają miejsce, kiedy rząd próbuje podważyć rolę prezydenta w tym procesie.

– Przy doborze osób na tak ważne stanowisko, jak ambasador, przede wszystkim powinny się liczyć kompetencje, fachowość, merytoryczność danego kandydata. To są główne kryteria, ponadto znajomość instrumentarium, a więc to wszystko, co wpływa na wizerunek dyplomaty i państwa, które reprezentuje. Tymczasem dzisiaj okazuje się, że na to, kto będzie ambasadorem, wpływa klucz polityczny. Tylko że ambasadorzy powinni być ponad podziałami, bo reprezentują państwo, a nie partię, która dzisiaj sprawuje władzę, a jutro nie. Dlatego jeśli chodzi o dobór kandydatów, nie powinno być sporu. I nawet jeśli taka czy inna formacja nominuje danego kandydata na ambasadora, powinna to być osoba z odpowiednimi kwalifikacjami, a więc odznaczająca się fachowością i kompetencjami. Na tym odcinku nie ma nic gorszego jak wewnętrzne spory polityczne, które rzutują na cały obraz danego państwa, na rządzących, a także stawiają w bardzo niezręcznej pozycji samych ambasadorów. Kiedy przedstawiciele innych państw widzą, że są wewnętrzne spory wokół osoby takiego czy innego ambasadora, to automatycznie spada poważanie dla danego dyplomaty,
a przede wszystkim obniża to rangę danego kraju.

Tymczasem rząd Donalda Tuska nie chce współpracować z prezydentem Dudą, czego efektem jest spór co do kandydatów Ministerstwa Spraw Zagranicznych na ambasadorów na przykład w Stanach Zjednoczonych, gdy min. Sikorski obstaje przy kandydaturze Bogdana Klicha, nominacji którego odmawia prezydent Duda…

– Odwołanie obecnego ambasadora w Stanach Zjednoczonych, Marka Magierowskiego, który jest uznanym dyplomatą, jest zupełnie bezpodstawne
i niezrozumiałe, podobnie jak forsowanie kandydatury Bogdana Klicha, którego osoba budzi duże kontrowersje. Wszyscy pamiętamy, że to w czasie sprawowania funkcji ministra obrony przez Bogdana Klicha doszło do katastrofy smoleńskiej. To także za jego kadencji doszło do znaczącego ograniczania nakładów na obronność, likwidowania jednostek wojskowych i de facto zwijania polskiej armii. Ponadto pamiętamy, co o amerykańskiej administracji i Donaldzie Trumpie – byłym, a być może też i przyszłym prezydencie Stanów Zjednoczonych, mówił Bogdan Klich, co było na wskroś nierozważne, niedyplomatyczne i szkodliwe. Podobnie jak niedyplomatyczna, nieprofesjonalna jest sama nominacja tego polityka na ambasadora w Waszyngtonie. Myślę, że tu wychodzi brak rozwagi, brak rozsądku, co pozwala mniemać, że mianowanie na siłę swojego człowieka, który niekoniecznie posiada kompetencje, to decyzja podyktowana polityką. Ponadto podważanie decyzji głowy państwa przez ministra Sikorskiego świadczy o nim jak najgorzej. Świat to wszystko obserwuje, a efektem jest obniżanie rangi i niszczenie wizerunku Polski na arenie międzynarodowej.

Czy zatem nie jest to działanie na szkodę państwa polskiego? Pamiętamy chociażby sprawę odwołania Tomasza Szatkowskiego ambasadora przy NATO – i to w momencie, kiedy zbliżał się szczyt w Waszyngtonie, zwłaszcza że ambasador Szatkowski miał spore szanse awansu na zastępcę sekretarza generalnego Sojuszu  Północnoatlantyckiego…

– Niestety rozgrywki polityczne wewnątrz kraju rzutują także na negatywne postrzeganie Polski i stawiają nasz kraj w bardzo niekorzystnym świetle. Jest to dodatkowo niebezpieczne w obliczu konfliktu, jaki się toczy za naszą wschodnią granicą. Trudno mi powiedzieć, z czego wynika takie podejście, czy jest to zwykła zawiść, zła wola, chęć odegrania się na przeciwnikach politycznych czy brak kompetencji sprawujących władzę. Na pewno powoduje to, że Polacy tracą ważne stanowisko w NATO, co – jeśli chodzi o bezpieczeństwo państwa – jest sprawą kluczową. Gdyby Polska miała stanowisko ważnego przedstawiciela w strukturach największego paktu obronnego, jakim jest NATO, z całą pewnością wzmacniałoby to naszą pozycję na arenie międzynarodowej, a także oznaczałoby wzmocnienie naszego bezpieczeństwa. W tych kluczowych obszarach rozgrywki polityczne nie powinny się zdarzać, a jeśli są, to świadczą tylko o niedojrzałości tych, którzy je wzniecają.

Tymczasem sejmowa Komisja Spraw Zagranicznych akceptuje kolejnych kandydatów min. Sikorskiego, który sprzeciw prezydenta nazywa PiS-owskimi urojeniami…

– Nie ma chyba żadnych wątpliwości, że to prezydent powołuje i odwołuje ambasadorów. Mówi o tym wyraźnie Konstytucja RP oraz Konwencja wiedeńska o stosunkach dyplomatycznych z 1961 roku, a także wieloletnia dobra praktyka stosowana w Polsce. Natomiast jeśli chodzi o wypowiedź Radosława Sikorskiego, to trzeba zauważyć, że język, jakim się posługuje ten polityk, znacząco odbiega od używanego w dyplomacji. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego właśnie tego polityka często kreuje się, pokazuje się jako osobę rzekomo obytą na arenie międzynarodowej, mającą doświadczenie, podczas gdy on zachowuje się tak, jakby był zupełnym laikiem w tej dziedzinie. Swoją drogą również wypowiedzi jego żony Anne Applebaum pod adresem Donalda Trumpa nie przystoją nawet laikom, a cóż dopiero dziennikarce, laureatce Nagrody Pulitzera.  Zupełnie nie pojmuję, dlaczego Radosław Sikorski ma tak wysoką pozycję w Koalicji Obywatelskiej, być może wynika to z jego mocnej retoryki, dość agresywnego języka wobec Prawa i Sprawiedliwości. Być może w oczach Donalda Tuska to go faworyzuje i plasuje jako osobę kompetentną do piastowania wysokich urzędów, w tym szefa polskiej dyplomacji.

Może właśnie o to chodzi, żeby zagorzali przeciwnicy PiS-u byli forowani, co widać także w przypadku Romana Giertycha?

– To prawda, bo ci, którzy są największymi przeciwnikami PiS-u, są uprzywilejowani, co więcej, używa się ich do walki politycznej. Trudno powiedzieć, jak jest naprawdę, ale tak to przynajmniej wygląda. Obserwując scenę polityczną, widać, że ci, którzy są agresywni, a nawet wulgarni wobec oponentów politycznych, są nagradzani
w różny sposób, na przykład stanowiskami rządowymi, ale nie tylko. Pamiętamy chociażby, że Marta Lempart, znana
z wulgarnego języka i agresji wobec Zjednoczonej Prawicy, wobec Kościoła i kapłanów, niejako w nagrodę miała zostać Warszawianką Roku. Jeżeli osoby zachowujące się w taki sposób mają być nagradzane, honorowane, co więcej, mają być wzorcem, źle to świadczy o władzach, w tym wypadku Miasta Stołecznego Warszawy. Nic więc dziwnego, że zachowanie młodzieży jest takie, a nie inne, skoro jako przykład wskazuje się im tak agresywne postaci.

Po co Tuskowi konflikt z prezydentem Dudą?

– Przyczyn jest pewnie kilka, a jedną z nich jest to, że minęło już ponad dwieście dni od objęcia władzy przez „koalicję 13 grudnia”, a działań na rzecz Polski i Polaków nie ma żadnych – pozytywnych, bo negatywnych
i szkodliwych jest bez liku. Obietnic rzucanych jak
z rękawa na prawo i lewo przez Donalda Tuska podczas kampanii przed wyborami parlamentarnymi była cała masa, natomiast jeśli chodzi o realizację, to ciężko coś znaleźć. Polakom miało żyć się lepiej, Polakom miało pozostawać więcej pieniędzy w kieszeni, i to właściwie zaraz po objęciu władzy przez Tuska, tymczasem nic z tych rzeczy się mnie dzieje. Natomiast są, ale podwyżki cen energii elektrycznej, gazu, wody, rosną też koszty utrzymania. W zasadzie poza rozliczaniem PiS-u trudno znaleźć jakiś punkt ze stu obietnic, który zostałby zrealizowany przez ekipę Donalda Tuska. Polakom żyje się gorzej, co więcej, sprawy zmierzają w złym kierunku, bo do wspomnianych dochodzą zwolnienia w firmach, jak chociażby w PKP Cargo, firmy zwijają się z Polski, gospodarka, która za poprzedniej władzy rozwijała się, dostaje zadyszki, budżet się mniej spina. Mamy też hamowanie, utrącanie inwestycji prorozwojowych, jak Centralny Port Komunikacyjny, i wprowadzanie w Polsce chaosu. W tej sytuacji trzeba odwrócić uwagę społeczeństwa od nieudolnych działań rządu, w związku
z tym mamy zasłonę dymną, tworzenie sztucznych konfliktów, które mają absorbować opinię publiczną.

Tusk ze swoją ekipą wyraźnie pogrywa sobie z prezydentem Dudą, co więcej, nie przestrzega zapisów Konstytucji RP. Sytuacja się powtarza, bo w podobny sposób traktował prezydenta Lecha Kaczyńskiego,
a wiemy, jak to się w 2010 roku skończyło. Tusk nie wyciąga żadnych wniosków?

– To jest właśnie bardzo niebezpieczne, całe to podkręcanie emocji, tworzenie presji, nastawianie jednych przeciwko drugim. To, co dzisiaj się dzieje w polskiej polityce, jest bardzo złe. Pamiętamy, co Donald Tusk głosił w czasie kampanii, kiedy z serduszkiem na piersi mówił
o uśmiechniętej Polsce, natomiast praktyka pokazuje coś zupełnie innego – agresję. Mamy więc podważanie kompetencji prezydenta Andrzeja Dudy, podważanie jego decyzji, jak chociażby mianowanie na stanowiska ambasadorów bez zgody prezydenta, próby ośmieszania głowy państwa, i to nie tylko w Polsce, ale też na arenie międzynarodowej. To z całą pewnością nie są działania propaństwowe, to nie są działania, które wzmacniałyby pozycję Polski, które konsolidowałyby też polskie społeczeństwo. Natomiast mamy próby skłócania Polaków, zachęcanie wręcz do agresji społecznej, i to jest bardzo niedobre, ale również niebezpieczne. Nie rozumiem takiej postawy, nie wiem też, kto podpowiada taką politykę obecnie rządzącym, Donaldowi Tuskowi. Bez wątpienia prezydentowi RP należy się szacunek bez względu na to, kto w danym momencie piastuje ten urząd. Podważając zaufanie, szacunek dla głowy państwa, obniżamy rangę własnego kraju w oczach innych.

                    Dziękuję za rozmowę.   

 

Mariusz Kamieniecki, „Nasz Dziennik”

NaszDziennik.pl