Zgromadzenia, które odbyły się w piątek w ponad 20 miastach, zorganizowano pod hasłem „Słowacja jest Europą”. Domagano się zachowania prozachodniego kursu w polityce zagranicznej.
Według organizatorów w Bratysławie zebrało się 60 tys. osób. Nawet jeżeli te dane są zawyżone, to piątkowa demonstracja może być liczniejsza niż zgromadzenia, które w 2018 roku doprowadziły do rezygnacji Ficy ze stanowiska premiera. Wówczas protesty wybuchły po zamordowaniu dziennikarza śledczego Jana Kuciaka i jego narzeczonej. Obecną falę demonstracji wywołała wizyta słowackiego premiera 22 grudnia 2024 r. w Moskwie i jego rozmowy na Kremlu z Władimirem Putinem.
Na wiecu w Bratysławie po raz pierwszy organizatorzy wezwali premiera do rezygnacji. Domagano się także od władz transparentności, przestrzegania prawa i odrzucenia wszelkiej współpracy z Rosją, która prowadzi wojnę przeciwko Ukrainie i niszczy prawa człowieka.
Piątkowym demonstracjom towarzyszyły nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Premier już we wtorek mówił, że planowane protesty są częścią spisku mającego na celu obalenie jego koalicyjnego rządu. Organizatorzy odpowiedzieli apelami o spokojny przebieg demonstracji
i zwracanie uwagi na możliwe prowokacje. Proszono o ewentualne informowanie policji i robienie dokumentacji fotograficznej. Protesty przebiegły spokojnie, chociaż
w Bratysławie w pewnej chwili zgasły światła i na placu Wolności w centrum miasta były problemy z nagłośnieniem. Organizatorzy od razu poinformowali uczestników, że nie był to sabotaż. Kolejne protesty mają się odbyć za dwa tygodnie.