Jesteśmy bardzo wdzięczni Waszej Eminencji, że podczas ponownej wizyty w Polsce znalazł Ksiądz Kardynał również czas dla widzów Telewizji Trwam, słuchaczy Radia Maryja i czytelników „Naszego Dziennika”.
Wasza Eminencjo! Najnowsze statystyki pokazują wzrost prześladowań chrześcijan na świecie. Dlaczego obecność religii w przestrzeni publicznej wywołuje taką agresję?
– Cieszę się, że ponownie możemy być razem w Muzeum Diecezjalnym w Łomży i prowadzić piękną rozmowę na temat wiary. Tak, Jezus jest Synem Bożym, który stał się dla nas człowiekiem. Przyniósł nam zbawienie, a mimo to był prześladowany przez ludzi. Został przybity do krzyża przez pseudoreligijne, ideologiczne i polityczne władze swoich czasów.
Ale przez swoje zmartwychwstanie otworzył bramę do życia i dał nam nadzieję. Żaden inny człowiek na tym świecie, żaden polityk, ideolog ani filozof, nigdy nie będzie w stanie nas zbawić. To może uczynić jedynie Bóg. Jednak ludzie chcą być jak Bóg, stawiać się ponad Nim. Chcą dominować nad innymi ludźmi poprzez swoją ideologię, poprzez sprawowanie władzy. Kontrolują, regulują i wykorzystują innych.
I właśnie temu sprzeciwia się chrześcijaństwo ze swoją wizją człowieka. Mówimy, że każdy człowiek jest stworzeniem Bożym, wszyscy zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Jesteśmy powołani do wolności w Bożej prawdzie. I temu sprzeciwia się Antychryst – diabeł lub zło w ludziach. Dlatego od samego początku istniały prześladowania chrześcijan.
Słyszymy o tym już w Dziejach Apostolskich, co oznacza, że już u samych początków wczesnego chrześcijaństwa istniały prześladowania, które pierwotnie były skierowane przeciwko Jezusowi, a potem przeszły na Jego uczniów. Krwawe prześladowania apostołów: Jakub został ścięty przez Heroda, a później Piotr został ukrzyżowany, a Paweł ścięty w Rzymie. Padli oni ofiarą prześladowań pod rządami cesarza Nerona i innych – aż do czasów cesarza Konstantyna.
Ale także w czasach nowożytnych mamy do czynienia z wielkimi i krwawymi prześladowaniami chrześcijan, które miały miejsce np. w trakcie rewolucji francuskiej. Jakobini wpisali na swoje sztandary wielki program dechrystianizacji, odchrystianizowania Europy. Następnie, jak wiemy z bezpośrednich doświadczeń, przyszły wielkie ateistyczne, antychrześcijańskie systemy komunizmu, faszyzmu oraz te, które mamy dzisiaj.
To, co oferuje ideologia lgbt, wywodzi się z tych samych antychrześcijańskich, antyhumanistycznych i ateistycznych korzeni. Jest jasne, że ludzie promujący te idee dominują w instytucjach w Ameryce, Unii Europejskiej, w Brukseli, w redakcjach i w rządach. Chrześcijaństwo jest dla nich solą w oku. W wielu krajach chrześcijanie są krwawo prześladowani, ale również u nas dochodzi do instytucjonalnych prześladowań, gdy ktoś korzysta ze swojego prawa do wolności słowa i religii. Można trafić do więzienia lub być prześladowanym przez media nawet w zachodnich krajach, które pierwotnie były chrześcijańskie. To wszystko jest możliwe. Jezus powiedział: „Jeśli Mnie prześladowali, oczerniali, to i was będą prześladować i oczerniać”. Ale dodał też, że nie powinniśmy się bać.
On zwyciężył świat. Wypowiedział ostatnie słowo po ukrzyżowaniu, zmartwychwstaniu, wniebowstąpieniu i zesłaniu Ducha Świętego. Dlatego Kościół, jak mówi św. Augustyn, idzie pewnie swoją drogą pielgrzymią pomiędzy prześladowaniami tego świata a Bożym pocieszeniem ku ostatecznemu celowi – zmartwychwstaniu i uwielbieniu człowieka, czyli tych, którzy zostaną zbawieni i staną po stronie Baranka.
Baranek, który obrazuje Chrystusa, nie jest jakimś brutalnym zwierzęciem. Przemoc nie pochodzi od Baranka, od Boga. Zwierzę, bestia, która pochłania ludzi, to demon, który przez ateistycznych dyktatorów doprowadził w wielkich totalitarnych systemach do wywozu milionów na Syberię czy do Katynia. Wystarczy tu przywołać Auschwitz czy samą nazwę Gułag.
To przewidział już Jezus. Jednak nie powinniśmy się załamywać, trzeba podnieść głowę i patrzeć na Chrystusa, jedynego Zbawiciela i Odkupiciela całego świata.
W dokumentach ONZ mówiło się jeszcze niedawno o współpracy z religiami w celu budowania dobra wspólnego. Jak doszło do tego, że religia postrzegana jest jako zło? Czy to wina tzw. nowego ateizmu?
– Nowy ateizm jest jedynie kontynuacją starego, reprezentowanego przez Karla Marksa, Zygmunta Freuda, Ludwiga Feuerbacha i wielu innych, którzy swoje idee realizowali w ateistycznych systemach dyktatorskich. Lenin i Stalin postrzegali się jako uczniowie Marksa, natomiast Hitler powoływał się na Nietzschego i jego koncepcję nadczłowieka, sprzeciwiając się chrześcijańskiej moralności miłości bliźniego.
Wszystkie te ideologiczne twierdzenia czy koncepcje, które ostatecznie nie mają filozoficznych i teologicznych fundamentów, przyniosły oczywiście straszliwe skutki. W ONZ jest wielu ludzi, którzy są pod wpływem Yuvala Harariego i tych modnych filozofów związanych z ideologiami gender i lgbt. Są oni przekonani, że religia należy do przeszłości, że nie potrzebujemy Boga ani religii, ewentualnie tylko po to, aby motywować wyznawców tych religii do udziału w projektach zbawienia skoncentrowanych na tym świecie.
Obecnie mówi się również o przemocy motywowanej religijnie, zwłaszcza w kontekście islamistów, którzy codziennie w Europie zabijają ludzi i dokonują wielu zamachów, także w naszych europejskich miastach. Jednak religia jako postawa oddawania czci Bogu, prawdziwa religia, nie może prowadzić do przemocy. Piąte przykazanie Dekalogu brzmi „Nie zabijaj”. Inne przykazania również mówią, że nie powinniśmy czynić nic złego bliźniemu, że miłość do Boga i miłość do bliźniego są fundamentem, również wielu innych religii. Jednak nie postrzegamy siebie jedynie w ramach jakiejś ogólnej fenomenologii religii, gdyż chrześcijaństwo jest odpowiedzią na samoobjawienie Boga.
Wierzymy w Boga Jezusa Chrystusa, Boga, który objawił się w krzyżu i zmartwychwstaniu swojego Syna, który przekazał nam tę wspaniałą przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Dlatego nie czynimy innym zła, lecz pomagamy innym. To jest nasza motywacja religijna. Uważam jednak, że ci ludzie po prostu chcą manipulować pojęciem religii i obarczać nas odpowiedzialnością za coś, co nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem czy judaizmem, jako wiarą w żywego Boga.
Papież Benedykt XVI powiedział w swojej słynnej przemowie w Regensburgu w 2006 roku, gdzie wtedy byłem biskupem, że Bóg i przemoc są nie do pogodzenia. Bóg jest Świadomością, Bóg jest Logosem, Bóg jest Miłością. Dlatego nasze zachowanie wobec siebie powinno być kształtowane przez miłość i nikt nie może być zmuszany do wiary. Wiara jest aktem wolności.
Nigdy żadna religia ani żaden polityczny przywódca nie mogą rościć sobie prawa, aby ludzie musieli podporządkować się ich wyobrażeniom o Bogu. Ostatecznie decyduje o tym Bóg i tylko On zna nasze sumienie. Nasza wiara ma wartość przed Bogiem tylko wtedy, jeśli ma swoje źródło w wewnętrznej wolności osoby. Wiara jest w swojej istocie miłością, a miłość nie może być wymuszona; miłość pochodzi ze spontaniczności, z wolnego oddania, z odpowiedzi w miłości na miłość Boga.
Realizowany jest projekt neomarksizmu – marsz przez kulturę, marsz przez instytucje. W jaki sposób my, chrześcijanie, a zwłaszcza ludzie młodzi, powinniśmy się przeciwstawiać temu marszowi?
– Tak, ów marsz przez instytucje rzeczywiście ma miejsce. Neomarksizm, połączony z tzw. ekoreligią, traktuje zmiany klimatyczne nie tylko jako temat naukowy czy pragmatyczny, ale jako coś, co wymaga wyznania wiary. Kto tego nie czyni, jest określany mianem negującego zmiany klimatyczne, negującego prawdę. Widzimy, że większość europejskich rządów jest przesiąknięta owym neomarksizmem, ekologicznym neomarksizmem oraz całkowicie błędnym obrazem człowieka w kapitalizmie.
Promotorzy tych wszystkich nowoczesnych ideologii są bardzo bogaci i chcą zubożyć masy, a potem narzucić im, co mają myśleć, jak się ubierać, co jeść, gdzie jechać na wakacje, czy mogą korzystać z samolotu, czy nie. Ubezwłasnowolniają ludzi, odbierając im środki finansowe umożliwiające im samodzielne działanie. Jednakże można się temu sprzeciwić.
Po pierwsze, przez odkrycie, co tak naprawdę się dzieje, by nie dać się zwieść propagandzie. Wszystko jest opakowane w piękne słowa, na przykład samookaleczenie płciowe nazywa się samostanowieniem płciowym. Brzmi to cudownie, ale w rzeczywistości mamy do czynienia z przestępstwami przeciwko ludzkości. Dzieciom przepisuje się w okresie dojrzewania blokery wzrostu, wmawiając im, że są mężczyzną lub kobietą, mimo że ich płeć biologiczna jest przeciwna.
Chodzi o to, że w fazie dzieciństwa i młodości rozwijamy się, czyli rozwijamy to, kim już jesteśmy. Rodzimy się jako mężczyzna lub kobieta, a ta polaryzacja mężczyzny i kobiety jest życiowo ważna dla całej ludzkości i głęboko zakorzeniona w Bożym planie zbawienia oraz miłości między mężczyzną a kobietą.
W małżeństwie ma to podstawowe znaczenie. Święty Tomasz z Akwinu mówił o najwyższym poziomie przyjaźni, który jest możliwy tylko między mężem i żoną w małżeństwie jako wspólnocie życiowej, z której wywodzą się dzieci, będące owocem ich miłości. Dzieci, które są im powierzone i które od wieków istniały już w Bożym planie zbawienia, mają dorastać w świadomości, że są dziećmi Boga, przyjaciółmi Boga i że nasze życie ma głęboki, nieprzemijający, niezniszczalny sens.
Te ideologie nie mają nam nic do zaoferowania. Harari pisze w swojej książce „Homo deus”, że szerokie masy są właściwie bezużyteczne. Należy im podawać narkotyki, aby je uspokoić, lub gry komputerowe, aby zabić nudę. Człowiek jest sam sobie bogiem, ale tak naprawdę chodzi mu o to, że tylko globaliści, superbogaci, ta mała grupa, która wszystko posiada, ma cieszyć się życiem, podczas gdy szerokim masom należy jedynie jakoś zaspokoić ich wegetatywny sens życia, który nie różni się od sensu istnienia zwierząt.
Chce się zatem za wszelką cenę zredukować ludzkość. Stąd programy aborcji, sterylizacji, eutanazji. Są to pojęcia zaczerpnięte z jakiegoś nieludzkiego słownika. Doświadczyliśmy już tego w nazizmie, w komunizmie, u jakobinów podczas rewolucji francuskiej. Wszystko to było obietnicą ziemskiego raju. W rzeczywistości jednak Auschwitz i Gułag zawsze były piekłem.
Wielu ludzi nie widzi sensu w swoim życiu, popada w depresję lub szuka jedynie zewnętrznych przyjemności, bez głębszego doświadczenia sensu. Prowadzi to do negatywnych konsekwencji dla wielu osób. Jednak my głosimy Ewangelię o dobru i zbawieniu dla tego i przyszłego świata. Dlatego już teraz nasze życie w tym świecie ma głęboki sens.
Mamy wielką odpowiedzialność, ale cieszymy się również z naszego istnienia w rodzinie, we wspólnotach, w których żyjemy, w wielkiej wspólnocie wiary – w Kościele, który jest rodziną Bożą.
Eminencjo, często powtarzamy, że Kościół jest wspólnotą. Czy jednak dzisiaj ta wspólnota i wspólnotowość w Kościele nie ulegają pewnym zagrożeniom? Przecież kilka już lat rozmawia się na synodzie o byciu wspólnotą. Jak temu kryzysowi wspólnoty przeciwdziałać?
– Z natury człowiek jest istotą społeczną. Już Arystoteles mówił o tym w swoim dziele „Politikon”. Jest to część naszej ludzkiej natury. Każdy człowiek, zrodzony z rodziców, którzy żyją jako para małżeńska, tworzy tę wspólnotę. Zawsze jesteśmy częścią narodu, a różne języki kształtują różne narodowe wspólnoty, plemiona lub – dzisiaj – państwa. Niektóre z tych państw, które sąsiadują ze sobą, kiedyś były częścią tej samej wspólnoty.
Niemcy i Austria mówią po niemiecku, ale są dwoma odrębnymi państwami, mimo że przez język są sobie bardzo bliskie. Są też inne języki, jak polski czy francuski. Na wszystkich kontynentach – w Azji, Afryce, Ameryce – istnieją różne ludy z ich językami i kulturami. Nie ma więc tzw. jednolitego człowieka, którego globaliści próbują stworzyć, człowieka bez kulturowego tła i tożsamości, traktowanego jako czysty materiał biologiczny służący globalistom do manipulacji, człowieka, któremu próbują odebrać wolność.
Kościół, podobnie jak w Starym Testamencie lud Boży Izrael, jest wspólnotą, jest ludem, jest wspólnotowym podmiotem, z którym Bóg zawarł przymierze. Poprzez Mojżesza Bóg zawarł przymierze z ludem Starego Testamentu, a w Nowym Testamencie przez Jezusa Chrystusa, który łączy lud przymierza Starego Testamentu z innymi narodami, zwanymi w Biblii poganami, tworząc jeden lud Boży. Jest to wspólnota rozproszona po całym świecie, ale wciąż jednolita, jedna wspólnota, jedna „communio”, wspólnota w jedności w Jezusie Chrystusie i z Bogiem.
Jednakże nie należy tego traktować jedynie jako romantyczne uczucie jedności. Wspólnota może być również nadużywana, aby wywierać presję na jednostkę, aby ta podporządkowała się innym. Ci, którzy są odpowiedzialni za takie działania, mogą narzucać swoje własne odczucia i poglądy. W pewnym sensie jest to totalitarna wizja, w której jednostka jako obywatel państwa lub obywatel Bożego państwa, „Civitas Dei”, zostaje zepchnięta na dalszy plan.
Jako jednostki mamy bezpośrednią relację z Bogiem, z Bogiem Ojcem przez Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym, ale również we wspólnocie Kościoła, do której przynależymy. W tym sensie mówimy również: Kościół jest naszą matką w wierze.
Kościół jest oblubienicą Chrystusa, ale przyjmuje nas jak matka. Przez niego otrzymujemy życie poprzez Słowo Boże, sakramenty i macierzyństwo Kościoła. Nie powinniśmy o tym zapominać. Także Maryja jest przecież pierwowzorem samego Kościoła, obrazowym podsumowaniem tego, czym jest Kościół – w żadnym wypadku nie jest on jakąś organizacją, jak partia polityczna, państwo czy spółdzielnia, lecz Kościół jest osobą, podobną do oblubienicy, która trwając w relacji z Chrystusem-Oblubieńcem, tworzy z Nim najściślejszą wspólnotę.
Dzisiaj niektórzy próbują wmówić społeczeństwu, że są przywileje dla chrześcijaństwa, podczas gdy są to prawa. Prawdziwe zaś przywileje dla mniejszości to prawa… skąd ta odwrotność?
– Tak, to bardzo prymitywny trik propagandowy, na który niestety wiele osób się nabiera. Jakby tym, którzy sprzeciwiają się „przywilejom” Kościoła, chodziło o równość wszystkich obywateli. W rzeczywistości za tym hasłem kryje się jedyny cel – wyeliminowanie Kościoła z życia społecznego i kulturalnego oraz uczynienie go, jak to miało miejsce w marksizmie i narodowym socjalizmie, sprawą całkowicie prywatną.
Prawdziwa demokracja opiera się na niezbywalnych prawach człowieka, do których należą również wolność religijna i wolność zgromadzeń. Wolność słowa nie jest czymś, co otrzymaliśmy od uprzywilejowanych polityków, którzy hojnie opłacani są z podatków narodu. Wolności nie przyznają nam politycy. Wolność religijna jest naszym naturalnym prawem, które obejmuje duszpasterstwo nie tylko katolików, lecz także członków innych wspólnot religijnych, wojsko, więziennictwo i publiczne środki komunikacji.
Istotna jest również obecność Kościoła i chrześcijaństwa w telewizji publicznej. Nie jest ona wyłączną własnością radykalnych socjalistów i ludzi myślących immanentystycznie. Polityka jest dla ludzi, a jeśli Polska jest narodem chrześcijańskim, to politycy, nawet jeśli sami nie identyfikują się z chrześcijaństwem, mają obowiązek służyć chrześcijańskiemu narodowi. Nie mogą pod fałszywym pretekstem, tak jak robili to naziści i komuniści, usuwać krzyży z budynków publicznych, powołując się na to, że państwo i Kościół to nie to samo.
Państwo nie jest właścicielem przestrzeni publicznej. Życie publiczne to coś więcej. Dlatego też politycy, którzy być może porzucili swoją chrześcijańskość, muszą brać pod uwagę historię Polski i innych krajów, a także większość ludności. Takie postawy widzieliśmy właśnie w ateistycznych dyktaturach. Kto je naśladuje, działa w tym samym totalitarnym, antyhumanistycznym i ateistycznym duchu. A tym samym niszczy także kulturalne i moralne fundamenty narodu.
Wasza Eminencjo, doświadczamy dzisiaj pogardy dla prawa, pomimo frazesów praworządności: czy to efekt utraty „wspólnego gruntu” wartości, jaki dawało do tej pory chrześcijaństwo?
– Prawo pozytywne, o którym decyduje się w sądach cywilnych czy karnych, musi mieć odniesienie do prawa naturalnego, które jest związane z naturą człowieka. W przeciwnym razie stanie się ono jedynie pozytywistycznym systemem, w którym przypadkowa większość decyduje o tym, co jest prawem, a co nie, i tym samym niszczy fundamenty sprawiedliwości. Nie wolno teraz, tylko dlatego, że przypadkowo posiada się większość w parlamencie, prześladować innych demokratycznych partii za pomocą sądów.
To zawsze jest początek i niezawodny znak, że demokracja przekształca się w dyktaturę. Sędziowie i sądy nie mogą stać się narzędziami wykonawczymi w rękach polityków. Sens podziału władz jest mianowicie taki, że sądy – jako władza sądownicza – muszą być całkowicie niezależne od rządu czy parlamentu. Również parlamenty nie mogą dowolnie formułować ustaw – zgodnie z ideologicznymi przekonaniami większości, które potem są ślepo wykonywane przez sędziów.
Jeśli na przykład ktoś jest mężczyzną, ale czuje się lub jest przekonany, że jest kobietą, i mimo to jest identyfikowany jako mężczyzna, to w niektórych krajach można być zmuszonym do nazywania go kobietą, a nieprzestrzeganie tego może być karane wysokimi grzywnami lub więzieniem. Lub jak w Ameryce, gdzie ojciec modlił się z 13-letnim synem przed placówką aborcyjną, w której dokonuje się zabójstw ludzi, a następnego dnia FBI z 30 ciężko uzbrojonymi policjantami, niczym grupa terrorystów, wtargnęło do jego domu – gdzie przebywało siedmioro małych dzieci – odwołując się do prawa wprowadzonego przez rząd Joe Bidena, które karze za modlitwę przed centrum, gdzie dokonuje się aborcji.
Nawet takie paradoksy bywają akceptowane. W podobny sposób totalitarne systemy wprowadzały arbitralne prawa, definiując, kto jest w świetle prawa Niemcem, odmawiając innym człowieczeństwa, albo w Rosji, ogłaszając miliony ludzi wrogami ludu, co na Ukrainie doprowadziło do głodzenia i zamordowania 6 milionów ludzi.
To wszystko było formalnie legalne. Ale z tych strasznych wydarzeń musimy wyciągać naukę. Również państwo jest związane prawem naturalnym. Jeśli narusza prawa człowieka, staje się dyktaturą. Karalne jest wtedy nawet nazywanie prawdy po imieniu. Zmierzamy w kierunku opisywanym przez Orwella.
Kłamstwo jest nazywane prawdą. Kto taką „prawdę” nazywa kłamstwem, zostaje ukarany. Musimy się temu stanowczo sprzeciwiać i ostrzegać przed drogą w kierunku nowego totalitaryzmu. Demokracja nie jest automatycznie dana i zabezpieczona i wiemy, ile było nadużyć związanych z pojęciem demokracji. Najgorsze dyktatury, takie jak w Niemczech, NRD, PRL, ZSRS czy Chinach, nazywały się demokracjami ludowymi, ale nie były tym, co rozumiane jest jako liberalna, oparta na prawach człowieka demokracja.
Musimy zawsze bardzo uważać, aby nie doszło do sytuacji, w której za pomocą pięknych tez propagandowych i wspaniałych słów na końcu zostanie ustanowiona dyktatura ideologicznej mniejszości dysponującej wszystkimi środkami w mediach i wymiarze sprawiedliwości. Nie możemy pozwolić, aby zbudowano nową dyktaturę. Taką sytuację śledziła autorka Hannah Arendt, sama będąca Żydówką w czasach III Rzeszy, która napisała ważną książkę o totalitaryzmie i o tym, jak on powstaje.
Jacob Talmon, żydowski filozof, napisał przed 50 laty książkę pt. „Totalitarna demokracja”. Demokracja, jeśli nie będzie się na nią uważać, może zachować zewnętrzny pozór demokracji, ale ostatecznie przekształcić się w totalitarną władzę małej kasty nad większością społeczeństwa. Jeśli partia polityczna w demokracji nazywa swoich konkurentów wrogami, jest to początek końca.