„Jak możesz mówić o sobie, że jesteś patriotą, skoro odszedłeś od swojej żony i zostawiłeś swoje dzieci, raniąc je głębiej, niż gdyby zostały osierocone” – powiedział
wnuk do dziadka, utrzymującego, że kocha Ojczyznę (ojciec i ojczyzna, to – odpowiednio – po łacinie
pater et patria).
Zwykłą jest przecież rzeczą łączenie faktów, badanie szczerości i sensu. Wzajemne rodzinne rozliczenia są
więc znakomitą okazją, by samych siebie dyscyplinować, by siebie i drugich nie oszukiwać, by tworzyć dobro
i je zachowywać. Podobnie rzecz się ma ze sprawami publicznymi. Można więc zapytać polityka: jak możesz mówić o sobie, że jesteś politykiem, skoro nie dbasz roztropnie o dobro wspólne, skoro walczysz o cele sprzeczne z tym dobrem?
Bo istotnie, codzienne doświadczenie i wgląd w zmiany ustawowe ukazują polityczną redukcję wolności obywatelskich, przewrotnie powiązaną z rewolucyjnie pojmowaną „wolnością wyboru”, oderwaną od
moralnego dobra. A to wszystko w ramach polityki
tzw. zrównoważonego rozwoju, który – zdaniem
dr Marguerite A. Peeters, analityk procesów cichej rewolucji tzw. partnerstw z centrum w Organizacji Narodów Zjednoczonych, odpowiada interesom i celom możnych tego świata, którym – dodam – na rękę jest zbydlęcenie człowieczeństwa. Czyni to właśnie ONZ, która powstała 80 lat temu, zaś 10 lat temu przyjęła 17 Celów zrównoważonego rozwoju za swój strategiczny plan działania.
W raporcie 305 z roku 2015 dr Peeters, przed wrześniowym szczytem ONZ, wskazywała, że odejście
od ducha Karty narodów i Powszechnej deklaracji praw człowieka z 1948 r. dokonuje się, począwszy od lat 60. ubiegłego wieku. Wtedy zachodnia rewolucja kulturowa wtrąciła ludzkość w postmodernizm, ogłaszający np. koniec człowieczeństwa (Michel Foucault). Zdaniem dr Peeters decydującą cezurę stanowiło zburzenie muru berlińskiego, kiedy ONZ przedsięwzięła konstruowanie „nowego konsensusu globalnego”, ujawniając jego nowe paradygmaty i jego nowy język. Zrównoważony rozwój
jest więc projektem rewolucyjnym i zamachem na ludzką podmiotowość, suwerenne państwa, prawdziwe wolności obywatelskie, swobodę działalności gospodarczej, prawa rodzicielskie, prawo naturalne. Odtąd równowagę pomiędzy interesami narodów i planety ustalają „eksperci”,
rzekomo wiedzący, kiedy równowaga będzie osiągnięta.
Zatem neopogaństwo stało się religią ONZ, a jego quasi-
-kapłanami tzw. eksperci. ONZ jest bowiem kontynuatorką masońskiej Ligi Narodów, finansowanej – jak już pisałam
– przez Fundację Rockefellerów. Ta ostatnia czuwa nad wdrażaniem swoich idei przez ONZ (darowując teren pod siedzibę ONZ w Nowym Jorku, wskazała swoją pozycję). Nie jest to jednak szczera troska o dobro ludzkości. ONZ okazałaby prawdziwe zainteresowanie prawami człowieka, gdyby respektowała prawo osób do podmiotowości, do prawdy i dobra, a narodów do samostanowienia. Gdyby nie narzucała państwom tzw. norm globalnych, zaciskających pętlę na szyjach wszystkich ludzi, a zwłaszcza rodziców, rolników, producentów, naukowców.