Rozważanie:
Czego oczekuje Pan Jezus, gdy pyta dziś ciebie i mnie: „Za kogo uważają Mnie tłumy?”, i gdy stawia drugie pytanie, bardziej osobiste: „A wy, za kogo Mnie uważacie?”. Wiedzy katechizmowej, zgrabnych formułek zasłyszanych podczas kazań czy homilii? Czy sama deklaracja wystarczy? Czy opinia to to samo, co prawda?
Jesteśmy przyzwyczajeni do sondaży, osądów, ocen – w wielu miejscach wyparły one prawdę. One decydują o naszych preferencjach wyborczych, bywa, że i o moralności. Udzielane odpowiedzi nie wiążą się zazwyczaj z odpowiedzialnością, słowa traktowana są jak puch na wietrze: dziś takie, jutro inne. Dlatego świat w oszałamiającym tempie zamienia się dziś w chaos.
W logice Ewangelii rozpoznanie w Panu Jezusie Mesjasza jest czymś zdecydowanie ważniejszym niż osąd czy opinia. Konsekwencją jest przyjęcie Bożego słowa, przylgnięcie do Chrystusa całym sobą – umysłem, sercem, pragnieniem i wolą. Nie tylko wtedy, gdy wiara niesie, uskrzydla, ale również wtedy, gdy trzeba razem z Nim cierpieć. „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” – mówi Jezus.
Tak naprawdę każdy z nas przez całe życie szuka odpowiedzi na zadane przez Jezusa pytanie. Z różną intensywnością, z różnym zapałem. Czasem wydaje się nam, że nie jest ona aż tak bardzo konieczna. Inne pytania jawią się jako zdecydowanie ważniejsze: Jaką pracę wybrać? Dokąd pojechać na urlop? W jakim banku wziąć kredyt? Co zrobić, aby pomnożyć zgromadzone z takim trudem oszczędności itd. To jest konkret! Sprawy wieczności wydają się tak odległe, że aż nierzeczywiste. Z ulgą odstawia się je „na potem”. Pan Bóg może poczekać… Doprawdy? Tak wiele zależy od naszej odpowiedzi. A jeszcze więcej od tego, co się dokona po niej.