logo
logo
zdjęcie

Zdjęcie: / Domena publiczna

Francuzi po raz drugi mistrzami świata

Piłkarska reprezentacja Francji pokonała Chorwację 4:2 w finale mistrzostw świata w Rosji
Niedziela, 15 lipca 2018 (20:19)

Aktualizacja: Piątek, 4 stycznia 2019 (14:31)

Piłkarska reprezentacja Francji pokonała Chorwację 4:2 w finale mistrzostw świata w Rosji i po raz drugi w historii została najlepszą drużyną globu. Dzisiejsze widowisko w Moskwie zapisało się w pamięci na długo, dostarczając niesamowitych emocji.

To miał być mecz wyrachowany. Z niewielką ilością sytuacji, jedną bramką. Taktyką ponad fantazją i wyobraźnią. Na szczęście okazał się widowiskiem zupełnie innym. Chwilami porywającym, z ogromną liczbą bramek, emocjami i zwrotami akcji, którymi można by obdzielić kilka innych spotkań. Od początku bardziej aktywni wydawali się Chorwaci. To oni zaatakowali, próbując znaleźć wyrwy we francuskiej defensywie. Nie było to jednak łatwe, a na dodatek sami szybko bramkę stracili. Trochę przypadkowo, przy dużej pomocy sędziego. Nestor Pitana z Argentyny najpierw nie dostrzegł, że odgwizdanego przezeń faulu na Antoine Griezmannie nie było, bo Francuz padając na ziemię, wykazał się kunsztem aktorskim. „Trójkolorowi” w prezencie otrzymali rzut wolny. Wykonał go sam „poszkodowany”, wrzucił piłkę w pole karne, a tam niefortunnie trącił ją Mario Mandzukic – tak bardzo, że pokonał własnego bramkarza. Inna sprawa, że tego samobójczego gola nie powinno być z jeszcze jednego powodu – oto chorwacki napastnik w chwili, gdy skiksował, był naciskany przez Paula Pogbę, który w momencie, gdy Griezmann zagrywał piłkę, był na pozycji spalonej.

Nieszczęśliwie stracony gol nie podłamał Chorwatów. Rzucili się do odrabiania strat i szybko dopięli swego. W 28. min, po świetnej akcji, Ivan Perisić doskonale zachował się w polu karnym i potężnym uderzeniem doprowadził do wyrównania. Radość piłkarzy z Bałkanów trwała jednak bardzo krótko. Kilka minut później znów w roli głównej, tym razem negatywnej, wystąpił Perisić. Po dośrodkowaniu przypadkowo dotknął piłki ręką we własnym polu karnym – ale dotknął i Pitana po wideoweryfikacji zdecydował się podyktować jedenastkę. Na bramkę zamienił ją Griezmann.

Wynik 2:1 utrzymał się do przerwy. Po niej znów do przodu ruszyli Chorwaci, jednak wielką klasę pokazali Francuzi. W 59. min Pogba, w odstępie kilku sekund, dwukrotnie uderzył z dystansu – najpierw został zablokowany, ale przy poprawce, technicznej, lewą nogą, zasłonięty Danijel Subasić nic nie mógł poradzić. Chwilę później wydawało się nokautujący cios zadał Kylian Mbappe. Rewelacyjny nastolatek tym razem postanowił nie ścigać się z obrońcami rywali, tylko dokładnie przymierzył z daleka, tak dokładnie, że piłka po raz czwarty zatrzepotała w sieci. 4:1 oznaczało już praktycznie koniec emocji, ale Hugo Lloris zadbał o to, by te jeszcze potrwały. Francuski bramkarz wdał się w niepotrzebny drybling z Mandzukiciem, którego owocem był kuriozalny, drugi gol dla Chorwacji, bo napastnik Juventusu Turyn dotknął piłki tak umiejętnie, że ta wpadła do sieci. Wydawało się, że piłkarze z Bałkanów jeszcze mogą coś zdziałać, ale Francuzi im na to nie pozwolili. Uszczelnili defensywę tak, że nijak przedrzeć się przez nią nie dało i wynik 4:2 pozostał do ostatniego gwizdka sędziego. A oznaczał, że Francja drugi raz w historii została mistrzem świata.

Francja – Chorwacja 4:2 (2:1).Bramki: Mario Mandzukić (18. – samobójcza), Antoine Griezmann (38. – karny), Paul Pogba (59.), Kylian Mbappe (65.) – Ivan Perisić (28.), Mario Mandzukic (69.). Żółte kartki: N'Golo Kante, Lucas Hernandez – Sime Vrsaljko. Sędzia: Nestor Pitana (Argentyna). Widzów: 78 011.

Francja: Hugo Lloris – Benjamin Pavard, Raphael Varane, Samuel Umtiti, Lucas Hernandez – Paul Pogba, N'Golo Kante (55. Steven Nzonzi), Kylian Mbappe, Antoine Griezmann, Blaise Matuidi (73. Corentin Tolisso) – Olivier Giroud (81. Nabil Fekir).

Chorwacja: Danijel Subasić – Sime Vrsaljko, Domagoj Vida, Dejan Lovren, Ivan Strinić (82. Marko Pjaca) – Ante Rebić (71. Andrej Kramarić), Ivan Rakitić, Luka Modrić, Marcelo Brozović, Ivan Perisić – Mario Mandzukić.

 

Piotr Skrobisz

NaszDziennik.pl