Nasza reprezentantka w decydującej rozgrywce nie zawiodła. Pobiegła znakomicie, bardzo szybko, czasem 1.57,37 min, poprawiając o sekundę rekord życiowy. Przez większą część dystansu zamykała co prawda stawkę, ale ona taką taktykę stosuje niemal zawsze. Pilnuje, by strata do wyprzedzających ją rywalek nie była za duża, a w odpowiednim momencie, czyli na końcówce, niesamowicie przyspiesza. Teraz postąpiła identycznie, jednak imponujący finisz nie dał jej wymarzonego miejsca na podium. Zajęła piąte, najlepsze spośród Europejek.
Najlepsza z wszystkich okazała się reprezentantka RPA Caster Semenya, która ustanowiła rekord kraju – 1.55,28. Srebrny medal zdobyła Francine Niyonsaba z Burundi (1.56,49), a brązowy Kenijka Margaret Nyairera Wambui (1.56,89).
Po wszystkim Jóźwiak miotały sprzeczne emocje. Z jednej strony była zadowolona, bo osiągnęła życiowy sukces. Piąte miejsce na igrzyskach, do tego bardzo dobry czas. – Zrobiłam, co mogłam. Tempo od początku było bardzo szybkie, ja zbliżyłam się do rekordu Polski. Może jeszcze w tym roku go poprawię – przyznała, dodając, iż tak naprawdę czuje się wicemistrzynią olimpijską.
Dlaczego? Bez owijania w bawełnę. Wystarczy spojrzeć na medalistki, by nabrać pewnych podejrzeń. Semenya od lat budzi ogromne kontrowersje i wielu uważa, iż nie powinna w ogóle startować w konkurencjach kobiecych ze względu na stwierdzony hermafrodytyzm (była poddawana badaniom, które miały wykazać, czy jest kobietą, czy mężczyzną) oraz trzykrotnie wyższy niż u innych kobiet poziom testosteronu we krwi. Sprawa oczywiście jest niezwykle delikatna, bo dotycz zawodniczki jako osoby, jednak jej rywalki skarżą się często, iż w rywalizacji z nią po prostu są z góry skazane na porażkę. Tyle że nie tylko ona… Wszystkie medalistki z Rio bardziej przypominały mężczyzn, stąd dość emocjonalna wypowiedź Jóźwik.
– Koleżanki mają bardzo wysoki poziom testosteronu, podobny do męskiego, dlatego wyglądają, jak wyglądają, i biegają tak, jak biegają. Semenya w tym sezonie jest nie do pokonania i wydaje się, że może tak pozostać na zawsze. Uważam, że mistrzynią olimpijską powinna zostać czwarta na mecie Kanadyjka Melissa Bishop, ja też się czuję jak wicemistrzyni – przyznała nasza reprezentantka.