logo
logo

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Bogactwo edukacji domowej

Piątek, 23 czerwca 2017 (23:14)

W kończącym się roku szkolnym rodzice uczący w domu nadal byli dyskryminowani.

Jednym z elementów polityki odnowy państwa powinna być troska o rozszerzenie możliwości rozwoju każdego obywatela, a zwłaszcza tego, który wstępuje w życie. Takiemu celowi służą podejmowane reformy w oświacie, które nie przynoszą jednak oczekiwanych skutków, pomimo dużych nakładów finansowych i organizacyjnych. Jednocześnie nie wykorzystuje się naturalnego potencjału edukacyjnego, jaki tkwi w rodzinie. Trzeba powiedzieć, że jest to wielki błąd polskiej polityki, dziedziczony po komunistach od 1945 roku.

Droga przez mękę

Od kilkunastu lat w Polsce powoli rozwija się edukacja domowa. Mimo że jest to forma dopuszczalna przez prawo, wciąż przez kolejne władze polityczne jest traktowana dyskryminacyjnie, a rodzice podejmujący ten trud spotykają się z odczuwaną niechęcią instytucjonalną. Z punktu widzenia podstawowych uprawnień człowieka nie można sprzeciwić się woli rodziców do wychowywania dzieci według własnego światopoglądu, o ile jest on społecznie uznany. W obecnej kulturze funkcjonuje przekonanie, że szkoła ma niepodważalny patent na edukację i wszelkie próby uczenia dzieci poza budynkiem szkolnym są co najmniej niewłaściwe. Utarło się przekonanie o wyższości szkoły nad rodziną. Znajduje to potwierdzenie w prawie, ponieważ rodzice, którzy wybrali dla swoich dzieci nauczanie w domu, są upokarzani przez zastosowanie przepisów, które nie dotyczą dzieci i rodziców wybierających nauczanie stacjonarne. Są nimi: wymóg dostarczenia do szkoły opinii z publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej w sprawie spełniania edukacji poza szkołą, ograniczanie możliwości zapisania dziecka tylko do terenu województwa zamieszkania oraz zmniejszenie subwencji oświatowej należnej każdemu dziecku do 60 proc.

Co stanowi o sile edukacji domowej? Obserwując dzieci funkcjonujące w takim systemie, łatwo zauważyć, że jest to naturalność i normalność. Wszelkie nauczanie, które nie jest tresurą, opiera się na zaufaniu do osób nauczających. Skuteczność nauki zasadza się na długotrwałej ufnej obecności osoby wprowadzającej w świat. W domu są nimi rodzice, a przede wszystkim matka. W ciągłym dialogu z mamą i tatą, w niezliczonych interakcjach poznaje świat, ludzi. Uczy się słów, sądów, obliczeń. Stawia śmiało pytania. Dociera do wiedzy zawartej nie tylko w książkach, które czyta, o których mówi, lecz jest chłonne wiedzy z internetu, filmów, muzeów. Nabywa niezwykłej umiejętności, jaką jest obserwacja, ponieważ ma czas na oglądanie świata na znacznie częstszych wycieczkach. Ma swojego stałego przewodnika i mentora, czyli korzysta z najbardziej innowacyjnej metody edukacyjnej, jaką jest tutoring. Dlatego osiągane dobre wyniki w edukacji domowej nie zależą od wykształcenia rodziców! Dziecko uczące się w domu komunikuje się i wypowiada setki razy częściej, niż mogłoby to uczynić w szkole. Bo szkoła w stosunku do pojedynczego ucznia wymusza bardziej milczenie niż mówienie, słuchanie niż rozmowę, siedzenie niż poruszanie się.

W przypadku rodziców chrześcijańskich nauczanie domowe jest oparte na głębszej zasadzie niż szkoła, która uczy tego, co wydaje się użyteczne. Przedstawianie wiedzy w jedności z wiarą, jak to się dzieje w domu, zmienia ukierunkowanie dziecka ku głębszej i bardziej naturalnej potrzebie rozumu, jaką jest poznawanie w prawdzie. Wiedza oświecona wiarą znajduje swe właściwe miejsce. Ponadto nauczanie domowe skupia się nie na ilości nabytej wiedzy, ale pozwala na rozwój zainteresowań. Wzmacnia motywację, kładąc nacisk na cnoty moralne, ochraniając dziecko przed większością szkolnych niebezpieczeństw, zagrożeń i deformacji.

Bogactwo indywidualności

Jeszcze inny walor wydobywa Benedykt XVI, który w „Szkicach z teologii fundamentalnej” podważa koncepcję równości w nowoczesnych demokracjach odzwierciedloną w szkołach zbiorowych. One bowiem utożsamiły równość z jednolitością. A jest to niewłaściwe, bo wprowadza ducha zawiści. Normalność polega na wielości form kształcenia… „Wiara chrześcijańska, która jest przekonana o szczególnym powołaniu każdego człowieka, będzie raczej podkreślała równość różnych dróg i w symfonii wielu powołań uzna jedność i taką samą godność wszystkich ludzi. W tym kierunku byłoby wiele do zrobienia w kształtowaniu świadomości samych chrześcijan i wiele błędów do naprawienia…”

Idąc tym tropem, należałoby przyklasnąć edukacji domowej, która jest z natury zindywidualizowana, nie ma w niej presji na porównywanie wyników. Zresztą, jak wskazują badania, są one znacznie wyższe niż szkolne. Niebagatelnym argumentem jest problematyka bezpieczeństwa dzieci. Szkoła po prostu nie jest w stanie spełnić tych warunków. Można zauważyć, jak wiele czasu przeznacza się na próby rozwiązywania nieustannie pojawiających się konfliktów i problemów. A dziecko w wyniku socjalizacji wymuszanej przez dominujących uczniów przejmuje negatywne wzorce i często nie znajduje pomocy u pedagogów i nauczycieli.

W końcu warto odnieść się do najpoważniejszego problemu, jakim jest zarzut słabej socjalizacji w edukacji domowej. Używa się argumentu o małej ilości relacji rówieśniczych. Można zapytać: od kiedy społeczną dojrzałość dziecko osiąga przez przebywanie z rówieśnikami? Oczywiście pewna porcja takich relacji jest konieczna, ale czy w szkole nie mamy do czynienia z ich nadmiarem, w rezultacie czego dziecko wciąż jest pobudzane emocjonalnie? W procesie wychowania nie chodzi o to, aby dziecko upodobniło się do rówieśników, lecz aby odnosiło się do innych według wzoru osób dobrze wychowanych. A dzieje się to przez upodobnienie się do osób darzonych zaufaniem. W zarzutach przeciw nauczaniu w domu pomija się problematykę kształtowania sumienia. Jest to obszar niemal zupełnie nieobecny w szkole. I być może tu uwidacznia się największa przewaga edukacji domowej. Nawet gdy czasem są słabsze wyniki na egzaminach, to dzieci uczące się w domu, na co wskazują spotkania z nimi, są dużo dojrzalsze moralnie. To jest miarą ich uczłowieczenia. Dysponując siłą moralną, mają one poczucie własnej wartości, co rzadko zdarza się przy funkcjonowaniu w grupach rówieśniczych, gdzie dzieci wciąż się muszą wykazywać, by nie utracić popularności.

Pora więc spojrzeć trzeźwo na proces edukacji dzieci i zauważyć, że to stały kontakt z dorosłymi tworzy ich osobowość. Stają się podobne do tych, z którymi najdłużej przebywają. Z punktu widzenia racji państwa wypadałoby więc uczynić wszystko, aby nasze dzieci jak najdłużej przebywały wśród osób mogących być wzorcami, czyli aby mogły z aprobatą społeczną podejmować naukę w domach rodzinnych.

Dr Andrzej Mazan

Nasz Dziennik