Jak ocenia Pan przebieg spotkania minister Anny Zalewskiej z przedstawicielami edukacji domowej?
– Przede wszystkim należy podziękować pani minister za to, że takie spotkanie się odbyło. To ładny i ważny gest. Istotne jest to, że każdy miał szansę się wypowiedzieć. Spotkanie trwało cztery godziny. Została zaprezentowana cała panorama działalności związanej z edukacją domową. Mieliśmy szansę pokazać się jako ludzie odpowiedzialni, zarówno jeśli chodzi o aspekt edukacyjny, jak i finansowy. Należy pamiętać bowiem, że decyzja o nauczaniu domowym może mieć wielorakie przyczyny, jednak prawie zawsze wiąże się z ogromnym zaangażowaniem i poświęceniem rodziców i osób działających w jej ramach. Trzeba podkreślić to, że pani minister nie kwestionuje wyboru kształcenia dzieci w domu, który jest prawem rodzicielskim i mieści się w systemie oświaty. Jeśli chodzi o najtrudniejszą sprawę, czyli obniżenie subwencji, sprawa ta została na spotkaniu bardzo trafnie przedstawiona przez dyrektorów szkół, którzy opiekują się dziećmi z edukacji domowej. Starali się oni pokazać, że ta decyzja wpłynie niekorzystnie na funkcjonowanie szkół. Zwróćmy uwagę na to, że została ona podjęta w ciągu roku szkolnego. Istnieje spór, czy dotacja na dzieci uczące się w domu może być ograniczona do 60 procent. Ma ona charakter raczej arbitralny i różnicuje rodziców uczestniczących w systemie kształcenia.
Ministerstwo przekonuje, że jest to kwota wystarczająca na realizację podstawowych zadań związanych z edukacją domową: finansowanie zajęć dodatkowych i klasyfikację uczniów.
– Decyzja ta jest jednak w naszym przekonaniu niesprawiedliwa. Zwróćmy uwagę na to, że beneficjentami tej decyzji będą głównie samorządy, bo to one rozporządzają budżetem. Co z nimi zrobią, to jest odrębny temat. Atmosfera spotkania sprzyjała temu, żeby środowisko edukacji domowej mogło zaprezentować całe spektrum swojej działalności. My nie tworzymy czegoś obok, ale działamy wewnątrz systemu oświaty, wybieramy alternatywną ścieżkę edukacji. Ustawa ją przewiduje.
Jakie są oczekiwania rodziców i edukatorów domowych?
– Nie wiemy, na ile istnieje jeszcze możliwość manewru, jeśli chodzi o zmianę rozporządzenia. Został powołany zespół ds. kontaktu z ministerstwem. To ważne, aby były utrzymane kontakty z ministerstwem i aby prezentowane były na bieżąco owoce naszej działalności. My działamy dla dobra dziecka. Należy to podkreślać. Przed nami stoi sprawa finansowania edukacji domowej w przyszłości. To jest zagadnienie do rozmów. Chodzi również o to, aby edukacja domowa mogła zawierać szerszą ofertę, aby uczniowie spełniający obowiązek edukacyjny poza szkołą byli traktowani na równi z dziećmi uczącymi się w szkole. Na podstawie spotkania myślę, że współpraca z ministerstwem będzie kontynuowana i że razem wypracujemy przejrzyste zasady funkcjonowania edukacji domowej.
Minister Anna Zalewska mówi o nadużyciach związanych z wykorzystywaniem subwencji oświatowej.
– Na chwilę obecną ministerstwo nie przedstawia szerszych informacji na temat nadużyć. Liczba szkół, które prowadzą edukację domową, wynosi około 140-150 placówek. Chodzi zarówno o takie placówki, które łączą edukację szkolną i nauczanie domowe, jak i takie, które skupiają się tylko na nauczaniu domowym. Rodzi się w tym miejscu pytanie, czy placówka, która zajmuje się edukacją domową, przestaje być szkołą, bo nie ma w niej klas czy świetlicy, a korzysta z rozbudowanej platformy internetowej i e-lerningowej. Powstaje również pytanie, czy nie dochodzi tutaj do pewnego niezrozumienia, na czym w istocie polega wspieranie edukacji domowej. Liczymy na to, że poniedziałkowe spotkanie mogło przybliżyć zasady funkcjonowania edukacji domowej i placówek, które je wspierają.
Czy uważa Pan, że problem niechęci szkół do edukacji domowej jest poważnym zjawiskiem?
– Nie mam tak szerokiej wiedzy, aby jednoznacznie ocenić to zjawisko. Nie można jednak wykluczyć, że są takie placówki, którym z różnych powodów (m.in. organizacyjnych) trudniej jest zaopiekować się w odpowiedni sposób dziećmi uczącymi się w domu. Z punktu widzenia prawa edukacja domowa jest dostępna w każdej szkole. Dyrektor wydaje zgodę. Co zadziwiające, decyzja dyrektora jest właściwie niezaskarżalna. Z drugiej strony nie ma prawa odmówić przyjęcia z edukacji domowej do swojej szkoły. Dyrektorzy różnie podchodzą do tej formuły edukacji. Wiele zależy od dobrej woli. Nie oszukujmy się, istnieje napięcie pomiędzy nauczycielami a rodzicami uczącymi w domu, którzy niejako przejmują rolę nauczyciela. Dlatego też rodzice, aby uniknąć kłopotów związanych z niezrozumieniem, szukają szkół, które wspierają edukację domową i mają bogatą ofertę zajęć pozalekcyjnych dla dzieci korzystających z takiej formy nauczania.
Dziękuję za rozmowę.
Drogi Czytelniku,
zapraszamy do zakupu „Naszego Dziennika” w sklepie elektronicznym