logo
logo

Zdjęcie: Mateusz Matuszak/ Nasz Dziennik

In vitro jak puszka Pandory

Poniedziałek, 11 grudnia 2023 (13:06)

Aktualizacja: Poniedziałek, 11 grudnia 2023 (14:03)

ROZMOWA / z Jennifer Castanedą, specjalistą genetyki klinicznej, bioetykiem

 

Procedura in vitro wiąże się z szeregiem zastrzeżeń natury etycznej. Jak na tę metodę patrzy współczesna bioetyka?

– Analizując kwestie etyczne dotyczące zapłodnienia in vitro, dotykamy wielu spraw na różnych poziomach. Możemy mówić o tym, jak ta procedura wpływa na osobę, która jej się poddaje, na relacje pomiędzy małżonkami, wreszcie na relacje pomiędzy rodzicem a dzieckiem. Można też mówić o dalekosiężnych skutkach rozpowszechnienia tej procedury nawet na sposób myślenia o płodności w społeczeństwie, na ogólne podejście do dzieci i do rodziny. Mamy tu do czynienia z „technizacją” ludzkiej prokreacji, mechanicznym podejściem do procesu, który w swojej naturze jest czymś intymnym, związanym z głębszymi relacjami międzyludzkimi. Jej „depersonalizacja” ma więc swoje poważne konsekwencje moralne, psychologiczne i społeczne. Ksiądz kard. Elio Sgreccia, już nieżyjący bioetyk, były przewodniczący Papieskiej Akademii Życia w latach 2005-2008, napisał w swojej książce „O bioetyce personalistycznej” o wielu etycznych aspektach zapłodnienia in vitro. Poruszył bardzo ciekawy wątek, który – jak sądzę – może rzucić światło na kwestię, którą rozważamy. Mówił mianowicie o tym, że są procesy w organizmie, które – jeśli zachodzi taka potrzeba – można, a czasem nawet trzeba zastąpić techniką. Przykładem tego jest hemodializa zastępująca funkcje niewydolnych nerek. Innym przykładem może być również krążenie pozaustrojowe, maszyna, która tymczasowo zastępuje pracę serca podczas zabiegów kardiochirurgicznych. Takie interwencje techniczne nie budzą etycznych dylematów. Natomiast tak nie jest w przypadku zapłodnienia lub prokreacji, czyli powstania nowego życia, ze względu na ogromną odpowiedzialność, z jaką wiąże się powołanie nowego człowieka do istnienia. Technika nie może zastąpić osób w braniu tak dużej odpowiedzialności za losy innej osoby. Nowe życie naturalnie powstaje z aktu płciowego wyrażającego wzajemną miłość i całkowite oddanie siebie dwojga ludzi gotowych do przyjęcia daru dziecka. Zastąpienie tego aktu przez technikę czyni prokreację pewnym rodzajem „produkcji” bardziej niż przyjęciem daru. To nie pozostaje bez wpływu na wspomniane wcześniej relacje – małżeńską i rodzicielską. Oczywiście intencje par poddających się procedurze in vitro mogą być szlachetne, ale nie mówimy tu o ocenie etycznej na poziomie intencji, lecz samego czynu. Przy technikach sztucznego zapłodnienia dziecko staje się celem, obiektem pożądanym, a nie darem.

Wspomniała Pani o relacji pomiędzy rodzicem a dzieckiem, która w procedurze in vitro zostaje poważnie naruszona.

– Są opublikowane badania, które opisują to, z jakimi problemami borykają się osoby dorosłe poczęte w wyniku metody sztucznego zapłodnienia. Mogą one mieć problemy psychiczne związane z poszukiwaniem własnej tożsamości, z poczuciem zranienia. Bardziej dotyczą one osób poczętych przy pomocy dawców nasienia. Poznanie prawdy o tym, jak zostały poczęte, może niewątpliwie budzić u nich pytania: czy byłem dzieckiem chcianym dla siebie samego czy pożądanym przez rodziców? Kto jest moim biologicznym rodzicem? Oczywiście nie zawsze takie sytuacje się pojawią. Wiele osób poczętych sztucznie jest i będzie kochanych przez rodziców i będzie szczęśliwie żyło w klimacie rodzinnym. Tak jak wcześniej wspomniałam, nie nam oceniać intencje. Rozważając etyczne kwestie związane z zapłodnieniem in vitro, nie można lekceważyć całego problemu niepłodności, który jest powodem ogromnego, prawdziwego cierpienia par. Ocena etyczna musi opierać się na ocenie samego czynu, procedury. I o ile pragnienie dziecka może być czymś słusznym, o tyle sama procedura niesie ze sobą poważne zastrzeżenia natury etycznej czy antropologicznej. A fundamentalną zasadą moralną jest to, że cel nie uświęca środków.

W metodzie in vitro mamy do czynienia z selekcją, mrożeniem, a nawet eliminowaniem embrionów ludzkich. Te akty są nie do pogodzenia również na poziomie rozumu.

– Oczywiście. To, w jaki sposób ta procedura łączy się z produkcją embrionów, które wskutek selekcji giną albo zostają zamrożone, budzi zasadniczy sprzeciw etyczny. Mamy tu do czynienia z unicestwianiem istot ludzkich. Zwolennicy tej procedury często wysuwają argument, że być może da się tę metodę tak rozwinąć, aby uniknąć powstawania nadliczbowych embrionów. Teoretycznie jest to możliwe, jednak należy powiedzieć, że to nie zmienia istoty tej procedury, o której mówiłam na początku, a mianowicie formy poczęcia człowieka – sztucznej, pozbawionej relacji osobowej i technicznej. Te wątpliwości zostaną niezależnie od tego, czy podejmuje się modyfikacje procedur, które eliminują czynniki budzące sprzeciw etyczny, tak jak na przykład wprowadzenie ograniczenia zastosowania tej metody tylko dla małżeństw.

Wracając do kwestii zamrożonych embrionów, jest to skutek postępowania w in vitro, co do którego nie ma, niestety, jednoznacznie dobrych rozwiązań. Procedura adopcji zarodków, chociaż można uznać ją za formę altruizmu, wciąż budzi kontrowersje wśród moralistów i teologów z uwagi na to, że godzi ona w integralny proces ludzkiej reprodukcji łączący ojca, matkę i dziecko w egzystencjalnej, moralnej i cielesnej relacji. Są też obawy, że rozwiązanie kwestii nadliczbowych embrionów wzmocni argumenty za zastosowaniem sztucznego zapłodnienia. A jeszcze innym poważnym argumentem etycznym przeciw tej metodzie są możliwe nadużycia, które w niedalekiej perspektywie mogą być nie do opanowania.

O jakich nadużyciach mowa?

– Komercjalizacja ludzkich embrionów, eksperymenty na embrionach, surogacja, handel komórkami płciowymi – to są bardzo bolesne zjawiska dotykające konkretnych ludzi. Jest taki film „Google baby”, który opisuje między innymi surogację w Indiach. Para homoseksualna „zamawia” dziecko, a biedna kobieta dostaje za surogację potrzebne jej pieniądze. Ona w sposób naturalny wiąże się emocjonalnie z dzieckiem pod swoim sercem, a od razu po urodzeniu oddaje je i nigdy go nie zobaczy. Skala tych dramatów jest ogromna. Szerokie udostępnienie metody in vitro otwiera drzwi do kolejnych niegodziwości, które wiążą się z ogromnymi tragediami ludzkimi. Warto też wspomnieć o możliwych niekorzystnych medycznych skutkach sztucznego rozrodu: zespół hiperstymulacji jajników u kobiet przygotowujących się do zapłodnienia in vitro, zwiększone ryzyko wystąpienia wad wrodzonych, powikłania związane z ciążą mnogą.

Czy można z niepokojem patrzeć na to, w jakim kierunku idzie współczesna medycyna, biorąc pod uwagę, w jaki sposób traktowane jest ludzkie życie na najwcześniejszym etapie rozwoju?

– Organizuję czasem warsztaty bioetyczne dla studentów i inspiruje mnie to do wielu refleksji na temat ogólnego rozwoju medycyny. Żyjemy w świecie, w którym występuje mnogość poglądów i nurtów. Dziś duży nacisk kładzie się na autonomię i niewłaściwie pojętą wolność, wedle której każdy może robić, co chce. Osoby, również lekarze, które nie zgadzają się z takim podejściem do życia, muszą na co dzień mierzyć się z tym, że otaczają je ludzie o różnej wrażliwości etycznej. Myślę, że w takim pluralistycznym środowisku należy umieć rozmawiać merytorycznie, spokojnie, nie wchodzić w narrację atakującą, bo wiele tu się nie zyskuje, a traci się możliwości podjęcia konstruktywnego dialogu. Perspektywy jednak nie są tak ciemne; zdarzają się sytuacje, w których etyka ma swój głos.

Jako lekarz styka się Pani z takimi pozytywnymi przykładami?

– Podam przykład. Jakiś czas temu chiński naukowiec He Jiankui używał nowej techniki CRISPR-Cas9 w celu edytowania genomu bliźniaczek po to, aby miały one odporność na infekcję HIV. To mu się udało i opublikował swoje dokonanie. Środowisko naukowe krytykowało go za takie postępowanie, ponieważ nie było jeszcze wystarczającej wiedzy o potencjalnych skutkach zastosowania metody na embrionach ludzkich. Efektem tego wydarzenia było zorganizowanie między innymi przez Jennifer Doudna, laureatkę Nagrody Nobla za odkrycie tej metody, konferencji naukowej na temat etycznych aspektów techniki CRISPR-Cas9. Świadczy to o tym, że wrażliwość na kwestie etyczne w środowisku naukowym nie do końca zanika.

Ogromny postęp techniczny rodzi nowe wyzwania etyczne, stąd potrzeba nam postawy refleksyjnej, umiejętności wchodzenia w dialog merytoryczny i uzasadnienia własnego zdania rzeczową argumentacją. Konstruktywna dyskusja, próba dojścia do wspólnych, dobrze uzasadnionych wniosków często wymaga odłożenia na bok emocji. Mam nadzieję, że postęp w medycynie i naukach biologicznych może iść w dobrym kierunku. Poznałam już wiele osób ze środowiska naukowego dostrzegających wyzwania, o których mówimy, i podejmujących refleksję etyczną. Poza tym widzę, że są studenci zainteresowani bioetyką, czyli jest pewna wrażliwość etyczna u młodych, na bazie której rozwija się etyczne działanie zawodowe.

Na co dzień spotyka się Pani z trudnościami w pracy zawodowej ze względu na poglądy i wartości, które Pani wyznaje?

– Prowadzę zajęcia na uczelni. Kilka lat temu na portalu społecznościowym studentów pojawiły się krytyczne komentarze pod moim adresem z powodu mojej opinii na temat in vitro, którą znaleźli w sieci. To wydarzenie nie miało jednak później poważnych konsekwencji. Myślę, że niewłaściwie byłoby zrezygnować z własnych przekonań po to, żeby mieć łatwiejsze życie. Trzeba po prostu liczyć się z tym, że nie wszyscy dookoła będą się z tobą zgadzać lub będą twoją postawę rozumieć. Uważam, że w zawodzie lekarza, tak jak w innych zawodach, warto spokojnie, ale też twardo, stać na straży uznanych przez siebie wartości i przede wszystkim swoje stanowisko w sposób konstruktywny i rzeczowy wytłumaczyć. Na szczęście nie brakuje, również w Polsce, lekarzy, którzy chcą autentycznie służyć człowiekowi, chcą bronić jego godności. To daje nadzieję, zwłaszcza w obliczu obecnych wyzwań, wśród których jest np. nieetyczność niektórych procedur.

Zwolennicy metody in vitro często argumentują, że jest to „leczenie niepłodności”.

– Trudno mówić o leczeniu przyczyny niepłodności przez zabiegi in vitro, ponieważ ona często dalej pozostaje niezdiagnozowana i niewyleczona. In vitro jest procedurą, której celem jest dojście do poczęcia dziecka w sposób nienaturalny. Tym samym niewątpliwie zadowala pary pragnące mieć dziecko. Warto w tym miejscu zapytać zwolenników tej metody, czy jest to rzeczywiście jedyny sposób, aby pomóc niepłodnym parom. Odpowiedź brzmi: nie. Naprotechnologia polega na kompleksowej diagnostyce przyczyn dysfunkcji u małżonków i dzięki temu w określonych przypadkach dochodzi się do eliminowania czy zmniejszenia przyczyn niepłodności. I to jest rzeczywiste leczenie. Fakty są takie, że pary małżeńskie dzięki tej metodzie zachodzą w sposób naturalny w ciążę. Jako lekarz uważam, że należy podejść w sposób kompleksowy do problemu, a nie zatrzymywać się jedynie na pożądanym skutku, lecz na znalezieniu przyczyny i próbie jej eliminowania. Ten proces wymaga często długotrwałej współpracy z lekarzem (a cierpliwość nie należy do pożądanych cnót w obecnym czasie łatwego osiągania rezultatów za jednym kliknięciem myszki komputerowej), ale nie uderza w godność relacji pomiędzy małżonkami. Dlatego pytanie o to, czy procedura, która budzi tyle wątpliwości i obaw etycznych, powinna być promowana na szeroką skalę. Zwłaszcza że mamy szereg innych narzędzi – szlachetnych, godziwych i skutecznych. Może warto uruchomić lepsze wsparcie psychologiczne dla par w tej trudnej sytuacji, żeby w przypadku braku możliwości zastosowania godziwych metod wspomagania prokreacji same dochodziły do pogodzenia się ze swoją sytuacją i znalezienia w niej szlachetnych sposobów na realizację siebie i swojej miłości małżeńskiej. Niektóre pary decydują się na adoptowanie dzieci – to decyzja godna podziwu, przynosząca im i dzieciom wiele radości, chociaż nie brakuje trudności i poświęcenia.

Może podzielić się Pani świadectwami par, które nie godząc się na metodę in vitro, doczekały się szczęśliwych narodzin dzieci?

– Podczas pracy klinicznej i poza nią poznałam pary, które nie chciały stosować metod sztucznego zapłodnienia i szły w kierunku kompleksowej diagnostyki i leczenia niepłodności. Myślę teraz o jednym małżeństwie, któremu po dziewięciu latach udało się zajść w ciążę, a potem mieli jeszcze jedno dziecko. Druga para czekała jeszcze dłużej – 12 lat. Też doczekali się dzieci, szczęśliwi, że nie szli w kierunku zastosowania metody, której później by żałowali. Problem niepłodności jest bardzo złożony i czasem to nie jest nawet sprawa biologicznej, organicznej przyczyny, tylko psychicznej. Czasem ogromne pragnienie dziecka jest tak silne, że blokuje cały organizm. Mądre, spokojne podejście do rodzicielstwa jest dzisiaj bardzo potrzebne. In vitro nie jest sposobem, który rozwiązuje problem. Wiele wskazuje na to, że rodzi nowe, długofalowe trudności, które bardzo trudno cofnąć.

Dziękuję za rozmowę.

Paulina Gajkowska, ND

Nasz Dziennik