logo
logo

Zdjęcie: Ewa Sądej/ Nasz Dziennik

Kupczenie życiem

Wtorek, 12 grudnia 2023 (09:17)

Aktualizacja: Wtorek, 12 grudnia 2023 (09:24)

Sejm nie poparł wniosku o odrzucenie w pierwszym czytaniu ustawy o finansowaniu nieetycznej procedury
in vitro z budżetu państwa.

Tym samym projekt trafił do sejmowej Komisji Zdrowia, gdzie będzie dalej procedowany. Za odrzuceniem go
w pierwszym czytaniu głosowało 94 posłów. Jednym z nich był poseł PiS Dariusz Matecki. – Mój głos jest oczywisty. Głosowałem za odrzuceniem tego projektu w pierwszym czytaniu. Jako katolik postępuję zgodnie z nauczaniem Kościoła katolickiego, nie mogę zgodnie z sumieniem popierać in vitro. Zresztą w „Naszym Dzienniku” ukazał się bardzo rzetelny materiał na temat tego, jak katolik powinien głosować – podnosi w rozmowie z nami poseł PiS.

Jak stwierdza nasz rozmówca, in vitro jest ściśle związane z eugeniką i zagrożeniem „tworzenia ludzi”. – Obawiam się, że medycyna idzie właśnie w tym niebezpiecznym kierunku. Kolejna kwestia to otwarcie furtki poprzez tę procedurę dla par homoseksualnych – zauważa Dariusz Matecki.

Niepokojący jest jednak fakt, że pewna część polityków prawicy zgodziła się na skierowanie projektu do dalszych prac sejmowych. Dodatkowo niebezpiecznym sygnałem są propozycje poprawek posła PiS Piotra Uścińskiego, który zaprezentował je przed głosowaniem, podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu na rzecz Życia i Rodziny. Poprawki te mają rzekomo „ucywilizować” procedurę poprzez zredukowanie liczby tworzonych zarodków do
1 lub 2 (w zależności od tego, czy ma to być ciąża pojedyncza, czy bliźniacza), a w przypadku, gdy po 120 godzinach od powstania zarodka nie dojdzie do implantacji, ma on być poddany kriokonserwacji. Czy jest to kolejna próba znalezienia „kompromisu” po stronie polityków prawicy w sprawie, która nie powinna takim kompromisom podlegać? Jak stwierdza prof. Andrzej Kochański, genetyk, kwestie związane z liczbą utworzonych zarodków
w metodzie in vitro nie są problemami centralnymi.
– Takie „poprawki” to tylko listek figowy, legitymizacja ryzykownych poczynań. W mojej opinii jest to próba koncentrowania się na problemach peryferyjnych
z pominięciem istoty sprawy – wskazuje ekspert.

Profesor Andrzej Kochański podkreśla, że przy niskim poziomie powodzenia tej procedury trudno sobie wyobrazić, żeby udało się ograniczyć liczbę zarodków do jednego lub dwóch. – Musimy jednak pamiętać, że nawet gdyby się to udało, to nie stanowi to centrum całego problemu – zaznacza ekspert. W jego opinii wysuwanie takich pomysłów jest wpisywaniem się w kontekst działań przyzwalających na tę procedurę. – W świetle obecnej wiedzy naukowej, jaką posiadamy, ryzyko wystąpienia wielu zaburzeń genetycznych, będące skutkiem procedury zapłodnienia pozaustrojowego, jest już dziś niepodważalnym faktem. Z punktu widzenia naukowego jest tak wiele znaków zapytania, problemów związanych
z tą metodą, że finansowanie tego ze strony państwa jest bardzo nieodpowiedzialne. Mówimy o przedsięwzięciu wyjątkowo ryzykownym w skali państwa. Na ten temat pisze się już doktoraty, m.in. na bardzo dobrych polskich uczelniach. Prace te oparte są na konkretnych danych uzyskanych w laboratoriach – mówi prof. Andrzej Kochański.

Jak zauważa, oprócz rozwijającego się obszaru badań epidemiologicznych związanych z rosnącą częstotliwością zapadania na konkretne choroby czy zaburzenia mamy dziś do czynienia z bardzo mocno rozwiniętym nurtem badań biologicznych, które pokazują przyczynę tych problemów.
– Przy podejmowaniu tematu in vitro trzeba brać pod uwagę współczesną literaturę naukową. Postulaty „ucywilizowania” procedury zapłodnienia pozaustrojowego mówiące o zredukowaniu liczby zarodków nie tylko nie eliminują wątpliwości natury etycznej, ale również tak naprawdę nie zmieniają tego, co jest istotą tej procedury. Trzeba jasno powiedzieć, że w tej kwestii wybór jest jednoznaczny – jeśli opowiadamy się przeciw, to nie
ma miejsca na tego typu dywagacje. Sprawa jest
zero-jedynkowa – stwierdza genetyk.

Procedura śmierci

Eksperci i obrońcy życia zaznaczają, że wciąż
w społeczeństwie nie ma wiedzy na temat tego, czym jest procedura in vitro i jakie są jej konsekwencje. Lekarze mówią wprost o tym, że w procedurze in vitro śmierć zarodków ludzkich, czyli człowieka na najwcześniejszym etapie życia, jest faktem. Nie da się wykonać tej procedury bez śmierci zarodków. Dodatkowo badania wykazują,
że u dzieci urodzonych w wyniku zastosowania programu in vitro obserwuje się zwiększoną predyspozycję do zaburzeń sercowo-naczyniowych, czyli wczesne objawy miażdżycy w 6.-10. roku życia, oraz towarzyszące im zaburzenia metaboliczne wyrażone podwyższonym poziomem glukozy i insuliny we krwi, czyli insulinoopornością. O tym wszystkim jednak nie informuje się ani kobiet, które zgłaszają się do klinik in vitro, ani społeczeństwa. Ewa Kowalewska, prezes Human Life International Polska, zwraca uwagę na to, jak okłamywane w tej sprawie jest społeczeństwo i jak silna jest propaganda.

– Dotykamy kilku ważnych spraw. Jedną z nich jest fakt,
że większość społeczeństwa, w tym posłów, i to posłów prawicy, nie ma pojęcia, na czym polega procedura in vitro i jakie niesie ona zagrożenia. Zadziałała tu propaganda mówiąca o tym, że dzięki in vitro będziemy mieli więcej dzieci. To wszystko jest kłamstwo. Cyfry, które podają, są nieprawdziwe, bo gdyby tak było, to co trzecie małżeństwo miałoby problem z niepłodnością. Kobieta przychodząca do kliniki in vitro nie jest informowana o zagrożeniach i skutkach tej procedury – mówi „Naszemu Dziennikowi” Ewa Kowalewska. Jak dodaje, badania angielskie wskazują, że jeden embrion powstały tą metodą ma tylko 5 procent szans na urodzenie się jako żywe dziecko. – W Polsce mówi się o 40 procentach. Te dane są zakłamywane z powodów ideologiczno-politycznych. Należy informować i głośno mówić o tym, czym jest ta metoda, jakie są jej skutki i dla dziecka, i dla kobiety. Kolportowane są kłamstwa o tym,
że in vitro uszczęśliwia kobiety. Do tych informacji trzeba dotrzeć i jak najszerzej je udostępniać – alarmuje Ewa Kowalewska. Projekt obywatelski popierany przez polityków lewicy zakłada finansowanie procedury in vitro
z budżetu państwa w kwocie 500 mln rocznie. Autorzy projektu uzasadniają konieczność realizacji tego postulatu m.in. niskim wskaźnikiem urodzeń w Polsce. Warto jednak przypominać, że obecna większość sejmowa popiera również postulat aborcji do 12. tygodnia życia.

Paulina Gajkowska, „Nasz Dziennik”

Nasz Dziennik