Komisja Europejska wezwała Polskę do wdrożenia dyrektywy o naprawie oraz restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji banków. Polska miała na to czas do końca 2014 r.
Dotychczasowa opieszałość rządu w kwestii wdrożenia tej dyrektywy pokazuje, jak bardzo polskie władze są uzależnione od lobby lichwiarskiego i kapitału zagranicznego. Pokazuje to również to, kto naprawdę rządzi w Polsce.
Przypomnijmy, że w większości liczących się krajów Unii Europejskiej funkcjonują tego typu zapisy. Kraje te wprowadziły także podatek bankowy. W Polsce choćby wspominanie o tym jest nazywane przez lobbystów armagedonem i pierwszą jaskółką upadku cywilizacji. Mimo że ten podatek funkcjonuje w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy na Słowacji, to upadek jest od nich daleko.
Wprowadzenie przepisów o tzw. uporządkowanej likwidacji banków ma na celu ograniczenie nadmiernego ryzyka i hazardu moralnego, który uprawiają banki.
To nie jest tak, że banki w Polsce charakteryzują się jakąś nieprawdopodobną stabilnością i wyjątkową odpornością na kryzys. Regulatorzy europejscy zdają sobie świetnie sprawę z tego, jakie są realia w polskim systemie bankowym. I nie przysłonią tego medialne pochwały, które banki uzyskują na każdym kroku.
Przecież dobrze wiemy, że kwestia tzw. kredytów frankowych, jej ciągłe nierozwiązanie, może zagrozić stabilności sektora bankowego. Tak naprawdę jedynym zabezpieczeniem dla kredytów walutowych, które opiewają na sumę 150 mld zł, są lokaty i oszczędności drobnych ciułaczy i polskich przedsiębiorstw.
Uwikłanie polskiego establishmentu, a zwłaszcza Platformy Obywatelskiej, w wielkie struktury finansowe, ogromne długi zagraniczne Polski rzędu 400 mld dolarów powoduje, że tak jasne i potrzebne dyrektywy unijne nie są wdrażane. I to jest dowód na to, ile warty jest w oczach rządu interes obywateli.