Rząd przyjął w poniedziałek wstępny projekt ustawy budżetowej na 2016 r. Według zapowiedzi ministra Mateusza Szczurka, deficyt ma być nie większy niż 54 mld 620 mln zł. Gdyby zapowiedzi zostały zrealizowane, byłby to historyczny rekord. Przy tym przedstawiciele rządu twierdzą, że budżet nie jest wyborczy.
Wstępny projekt budżetu, który najprawdopodobniej będzie się niewiele różnił od ostatecznej decyzji związanej z uchwaleniem ustawy, jest katastrofalny. Tak złej sytuacji naszych finansów publicznych jeszcze nie mieliśmy. Przy tym warto zauważyć, że te katastrofalne dane dotyczą tylko Skarbu Państwa. Niewliczone w nie są zadłużenia samorządów terytorialnych i pozostałych podmiotów sektora finansów publicznych, czyli tego, na co tak naprawdę nasze podatki na co dzień idą.
Wystarczy wymienić kilka danych z projektu. Deficyt budżetowy, jak już powiedzieliśmy, to jest 54 mld 620 mln zł i jest bardzo duży, ale są jeszcze gorsze informacje. Koszty obsługi długu, a więc tylko odsetki, prowizje, opłaty i inne wyniosą 32 mld zł, z czego znaczna część odpłynie za granicę i stanie się kolejnym elementem drenażu finansowego Polski.
Przytoczę jeszcze dwie liczby – 73 mld zł to potrzeby pożyczkowe netto Skarbu Państwa w 2016 r. szacowane przez ministra Szczurka. Potrzeby pożyczkowe brutto to 180 mld zł. Warto zwrócić uwagę, jaka jest różnica między tymi dwiema kwotami. Te 73 mld zł, czyli potrzeby pożyczkowe netto, to jest kwota najistotniejsza, bo o nią urośnie nasze zadłużenie publiczne. Warto to podkreślić, że dług publiczny Polski w przyszłym roku urośnie o 73 mld zł. Natomiast pozostałe 107 mld zł to pożyczki, które trzeba będzie zaciągnąć na spłatę zobowiązań wcześniej zaciągniętych. Spłacamy więc jedną pożyczkę, drugą, jeden dług drugim i, to w wymiarze już ponad 100 mld zł rocznie. To są dane rekordowe i zarazem katastrofalne.
Zaplanowanie budżetu bez zadłużenia państwa jest możliwe, ale nie z roku na rok. Jeśli zadłużenie doszło do tak gigantycznego poziomu, nie można go jednym pociągnięciem pióra, któregoś z decydentów, zlikwidować. To jest praca stopniowa i systematyczna. Musimy ją podjąć, bo nie mamy innego wyjścia.
Bez przemyślenia naszych finansów publicznych zarówno od strony dochodowej, jak i wydatkowej, oraz bez zastanowienia się nad tym, jak zdynamizować polski wzrost gospodarczy, to dłużej tak nie pociągniemy. Jesteśmy więc na prostej drodze do powtórzenia scenariusza greckiego albo nawet dużo gorszego.