Prawo i Sprawiedliwość rozdało teki ministerialne. Dawid Jackiewicz pokieruje Ministerstwem Skarbu Państwa, Paweł Szałamacha będzie ministrem finansów. Tekę wicepremiera i Ministerstwo Rozwoju dostał Mateusz Morawiecki. PiS szło przez wybory z hasłem dobrej zmiany, więc czy te nazwiska gwarantują dobrą zmianę w finansach i gospodarce?
Do nominacji ministerialnych podchodzę w myśl zasady „po owocach ich poznacie”. Faktem jest, że nadzieje co do działań tego rządu są duże. Duże były również obietnice. Czasu na wywiązanie z nich jest mało, bo trzeba pamiętać, że za 4 lata będziemy mieć kolejne wybory.
Nowi członkowie Rady Ministrów muszą się spieszyć w realizacji swoich obietnic. Muszą zabrać się do swojej pracy energicznie i konsekwentnie od samego początku wdrażać to, co mają w planach i o czym nas cząstkowo już poinformowali.
Te działania długofalowe to, w mojej ocenie, chociażby budowa narodowego kapitału. Naszym dramatem jest, że po 26 latach od transformacji ciągle bazujemy na obcym kapitale. Dlatego czasami boimy się mitycznych rynków finansowych. Faktem jest, że one mają zbyt duży wpływ na naszą gospodarkę. Dlatego zapożyczamy się częściej za granicą niż wewnątrz kraju. To dlatego też w strategicznych dziedzinach gospodarki dominują zagraniczni właściciele, którzy zyski transferują do siebie, czyli za granicę.
Trzeba zacząć repolonizować sektory strategiczne, o których wspomniałem, z bankowym na czele. Ten proces potrwa przynajmniej kilka lat, ale jak mówią Chińczycy, nawet najdłuższy marsz zaczyna się od pierwszego kroku. Konieczne jest odbiurokratyzowanie gospodarki i deregulowanie jej tam, gdzie to możliwe.
Kluczowe jest obniżenie podatków, szczególnie małym i średnim przedsiębiorstwom. Dlaczego im? Bo są polskie. Dlatego entuzjastycznie przyjąłem zapowiedź obniżenia stopy podatku CIT dla firm nieprzekraczających pewnej kwoty obrotu z 19 do 15 proc. To powinien być istotny bodziec rozwojowy. Bardzo cieszę się też z zapowiedzi podniesienia kwoty wolnej od podatku, bo jej poziom był absurdalnie niski.
Warto zwrócić uwagę na zapowiedź nie podnoszenia podatków, a uszczelniania odbierania tych, które już mamy nałożone. Ze ściągalnością podatków mamy olbrzymie problemy. Kraje europejskie dawno powróciły do swojej efektywności fiskalnej sprzed kryzysu. Według instytucji międzynarodowych jak Komisja Europejska, czy Międzynarodowy Fundusz walutowy, rocznie z racji samego podatku VAT ministrowi finansów przecieka przez palce do 60 mld zł rocznie. W PIT to jest 40 mld zł rocznie. Gdyby udało się złapać choć część z tych pieniędzy, to dałoby oddech naszemu budżetowi.
Myślę, że nowi ministrowie gospodarczy muszą mieć zakodowane w tyle głowy zasady, których nie trzymali się ich poprzednicy. Pierwsza z nich to: lepiej zostawić ludziom ich pieniądze w spokoju, niż zabierać je do budżetu i redystrybuować. Oczywiście nie w całości, bo po drodze część pożrą pensje urzędnicze.
Druga zasada, to że budżet składa się ze sfery wydatków i dochodów, które są ze sobą powiązane. Jeżeli redukujemy wpływy, to musimy i zredukować wydatki.
Trzecia zasada i najważniejsza, to że do żadnych zmian nie dojdzie, jeżeli Polska nie zacznie się rozwijać szybciej. Wszystkie działania muszą być nakierowane na dynamizację naszego wzrostu.
Zadanie, które czeka na nowych ministrów, jest ciężkie, bo ich poprzednicy pozostawili w wielu miejscach gospodarki istną stajnię Augiasza. Ale z drugiej strony rząd ma ogromny kredyt zaufania i takie same możliwości. Jest to rząd jednopartyjny z przychylnym, bo wywodzącym się z tego obozu, prezydentem. Ostatnia rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę, to to, że jest to rząd, na który, wbrew obawom przeciwników politycznych, spokojnie zareagowały rynki finansowe. Zobaczmy, że ani złoty nie osłabł w stosunku do głównych walut, ani też nie spadły indeksy giełdowe.
Zadanie stojące przed nowymi ministrami jest ciężkie, ważne, kredyt zaufania olbrzymi, a czasu niewiele. Miejmy nadzieję, że to będą dobre 4 lata dla Polski.