Według informacji podanych przez jeden z dzienników tylko trzech na dziesięciu polskich profesjonalistów w Wielkiej Brytanii chciałoby wrócić do Polski. O ewentualnym powrocie mówią jednak w perspektywie kilku lat.
Straty, które nasza gospodarka ponosi z faktu, że polscy specjaliści pracują na rzecz innych krajów, są nie do oszacowania. Możemy być jednak pewni, że są przeogromne. Jest tak, bo ich wiedza, myśl techniczna i technologiczna są najbardziej skutecznym czynnikiem, który wpływa na wzrost gospodarczy. Tracimy więc potencjalne możliwości na rzecz innych.
Pieniądze wydane na edukacje są inwestycją. Gdy społeczeństwo wykształciło swoich młodych obywateli, a ci wyjeżdżają za granicę, tracimy te pieniądze. To są duże pieniądze. Zauważmy, że według badań samo wychowanie dziecka kosztuje polską rodzinę 250 tys. zł. Do tej sumy doliczmy jeszcze pieniądze z budżetu na edukację, opiekę zdrowotną itd. Myślę, że suma ta wynosi nawet 1 mln zł.
Pamiętajmy, że z Polski w ostatnich latach wyjechało około 37 tys. wysoce wyspecjalizowanych osób. Z przekroczeniem granicy przez każdego z nich tracimy niepowtarzalną szansę na przyśpieszenie gospodarcze i zmianę technologiczną.
Ale to nie jedyny problem. Część z nich założy rodziny w Wielkiej Brytanii i ich dzieci będą dalej budować potęgę Zjednoczonego Królestwa. Szansa na ich powrót jest mała, a nasz kraj i bez tego bardzo się wyludnia.
To już jest ostatni moment, aby zmienić warunki w Polsce na takie, które skłoniłyby specjalistów do powrotu, a tych, którzy jeszcze są nad Wisłą, do pozostania w kraju. A jak wiemy, wszystko da się zrobić, z wyjątkiem tego, co nie zależy od człowieka tylko siły wyższej. Wszystko inne się da, tylko trzeba to robić.
Jednak nie jestem optymistką, że rząd coś zrobi. Na posiedzeniu sejmowej Komisji Finansów zadałam pytanie minister nauki i szkolnictwa wyższego Lenie Kolarskiej-Bobińskiej, co jej resort robi, aby młodzi zostawali po studiach w kraju. W odpowiedzi usłyszałam, że to bardzo dobrze, że młodzi wyjeżdżają, bo za granicą się czegoś nauczą... O jakiej polityce więc może być mowa, skoro wszystko opiera się na zasadzie, niech jadą, to się czegoś nauczą.