Plan wicepremiera Mateusza Morawieckiego zakłada m.in. odbudowę polskiego przemysłu, stworzenie lepszych warunków do rozwoju biznesu. Idee szczytne, ale czy możliwe do zrealizowania w Polsce?
– Z przemysłem w Polsce nie jest tak źle, przy założeniu, że analizujemy udział przemysłu w tworzeniu wartości dodanej. W 2013 r. w Polsce wynosił on 24,7 proc., w Niemczech 25,5 proc., w Czechach 31,8 proc., ale np. w Wielkiej Brytanii 14,3, a we Francji 12,8 proc. Sytuacja zmienia się diametralnie, jeśli analizujemy strukturę własnościową przemysłu w Polsce. Efektem „antynarodowej” polityki przemysłowej m.in. rządów premierów: Suchockiej, Bieleckiego, Buzka jest dominacja w polskim przemyśle korporacji międzynarodowych, a tym samym eksport zysków i dywidend w świat oraz niestety dominacja produkcji detali i podzespołów, a nie produktów finalnych.
Jest to ważne, ponieważ to właśnie produkt finalny trafiający do ostatecznego odbiorcy przynosi najczęściej największą wartość dodaną. Warto pamiętać, że w okresie 25 lat (1990-2015) produkcja przemysłowa w Polsce wzrosła czterokrotnie, a eksport 10 razy. Co ciekawe, ok. 70 proc. eksportu pochodzi z firm będących własnością lub kontrolowanych przez kapitał zagraniczny. Od tych firm polscy przedsiębiorcy mogą się wiele nauczyć m.in. w zakresie organizacji, wydajności pracy i rentowności. Z tego punktu widzenia polski przemysł wymaga rzeczywiście odbudowy, rozumianej jako zwiększenie udziału w gospodarce polskich (prywatnych i publicznych) przedsiębiorstw, które będą w stanie konkurować z największymi światowymi korporacjami.
No tak, ale to chyba nie takie proste?
– Ale możliwe, co pokazują przykłady małych do niedawna np. podkarpackich firm, takich jak Asseco, Nowy Styl czy Inglot. Kluczowa sprawa to rzeczywista realizacja w praktyce, zawartych w tzw. planie Morawieckiego, zapowiedzi stworzenia lepszych warunków do rozwoju biznesu w Polsce. O tworzeniu tych lepszych warunków słyszymy już od wielu lat. Niektórzy jako potwierdzenie sukcesów w tym zakresie pokazują coraz lepsze miejsce Polski w rankingu Banku Światowego „Doing Business”. Faktycznie nastąpiła pewna poprawa np. w dostępie do energii czy chociażby przyspieszenie niektórych procedur budowlanych. Ale niestety najważniejsze trzy bariery szybkiej odbudowy i rozwoju polskiej przedsiębiorczości i polskiego przemysłu, jakość instytucji tzw. wymiaru sprawiedliwości, system podatkowy i system zabezpieczenia społecznego są niestety omijane przez polityków i rządzących. Aktualne propozycje to też niestety retusz, a nie prawdziwie dobra zmiana.
Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju zakłada rozwój całego kraju, ale szczególne miejsce na tej mapie zajmuje wspomniane przez Pana Podkarpacie. Od czego należałoby zacząć, co powinno być priorytetem?
– Priorytetem dla Polski powinna być realizacja zasad sprawiedliwości w zakresie prawa, systemu podatkowego i systemu zabezpieczeń społecznych. Podkarpacie ma swoją piękną kartę nie tylko w polskiej tradycji patriotycznej, ale także w kreowaniu przedsiębiorczości i tworzeniu znaczących dla kraju przedsiębiorstw przemysłowych. To właśnie tutaj piękne, patriotyczne idee wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego w latach 30. zmieniały rzeczywistość wschodniej części ówczesnego województwa lwowskiego. Priorytetów co do rozwoju jest kilka i co istotne – wszystkie warto realizować równocześnie. Najważniejsze to: kontynuacja wzrostu udziału i umocnienie pozycji podkarpackich małych i średnich przedsiębiorstw w światowym łańcuchu dostaw największych światowych korporacji lotniczych i motoryzacyjnych; druga sprawa to racjonalne wykorzystanie środków finansowych (publicznych i prywatnych) na rzecz rozwoju innowacyjności i aktywności międzynarodowej podkarpackich przedsiębiorstw (m.in. w branży informatycznej, nowych źródeł energii i medycznej). Niezbędne jest także kreowanie przedsiębiorczości w sektorze rolno-spożywczym Podkarpacia w celu likwidacji tysięcy hektarów nieużytków, produkcji dobrych podkarpackich produktów rolnych, a także tworzenie firm produkujących maszyny i urządzenia dla rolnictwa. Równie ważne jest też odtworzenie szkolnictwa zawodowego uwzględniającego potrzeby przemysłu. Każdy z tych warunków jest ważny z osobna i niezbędny do realizacji całego planu rozwoju.
Jaką rolę w planie Morawieckiego może odegrać Dolina Lotnicza i czy może to być koło zamachowe dla całej zaniedbanej przez poprzedni rząd podkarpackiej gospodarki?
– Dolina Lotnicza, a dokładniej mówiąc firmy branży lotniczej ulokowane na Podkarpaciu, tworzą ok. 7 proc. wartości dodanej i ponad 1/3 podkarpackiego eksportu. Firmy te są ważnym, nowoczesnym, opartym na najwyższych światowych technologiach kreatorem zmian w regionie. Ponadto jako wzorcowy klaster lotniczy Dolina Lotnicza jest dobrym przykładem dla tysięcy podkarpackich przedsiębiorstw, jak organizować efektywny łańcuch dostaw, jak rozwijać innowacyjność i nowe technologie, a także jak poprawiać poziom kapitału ludzkiego i społecznego. Te dobre przykłady muszą być w sposób elastyczny, kreatywny wykorzystywane przez firmy – dostawców branży motoryzacyjnej, firmy branży meblarskiej, rolno-spożywczej i nowych technologii (IT, medycznej, nowych energii). W połączeniu z aktywną ofertą regionalnych produktów turystycznych są szansą na szybszy, zrównoważony rozwój woj. podkarpackiego.
A jak Pan ocenia plany dotyczące odciążenia małych i średnich przedsiębiorstw i jakie mogą być efekty takich działań, jeśli się powiodą?
– Obecnie znamy tylko hasła. Czekam na szczegóły, które mają być prezentowane latem i jesienią. Jeśli nastąpią generalne zmiany w systemie podatkowym, a więc na początek likwidacja CIT i wprowadzenie dla wszystkich działających w Polsce podmiotów gospodarczych podatku od przychodów ze sprzedaży, bez względu na kraj pochodzenia firmy, to efekty będą bardzo dobre. Jeśli zlikwidujemy PIT i cały system naliczania składek na ZUS i w to miejsce wprowadzimy powszechny podatek społeczny od płacy brutto w wysokości np. 25 proc. i jako następstwo emeryturę społeczną w przedziale od 1/3 do 100 proc. średniej krajowej, to będzie szansa na szybki rozwój polskiej gospodarki. Również powinien zostać zlikwidowany „kryminogenny” VAT. W Stanach Zjednoczonych przedsiębiorcy nie męczą się z VAT i dzięki temu ponad trzysta milionów Amerykanów ma globalny PKB prawie tej samej wartości co licząca ponad pół miliarda mieszkańców Unia Europejska.
Wszystkie pomysły wicepremiera Morawieckiego i sposób ich realizacji można ocenić jako trafione?
– Słabości to jak na razie brak konkretów dotyczących otoczenia prawnego, systemu podatkowego i systemu zabezpieczenia społecznego. Idea Polskiego Funduszu Rozwoju ma sens przy założeniu, że Fundusz tworzymy z połączenia PARP, PAIiIZ oraz ARP i że będzie on realizował dotychczasowe zadania tych trzech agencji. Kredytowanie polskich przedsiębiorstw może spokojnie prowadzić, jak do tej pory, Bank Gospodarstwa Krajowego, do którego można włączyć KUKE (Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych). Przecież przy industrializacji Polski w ramach COP to właśnie BGK był aktywnym kredytodawcą, co widać chociażby na pamiątkowych zdjęciach przedstawiających prezydenta Mościckiego otwierającego z udziałem władz BGK nowe przedsiębiorstwa.
Według wicepremiera Morawieckiego, wdrożenie planu rozwoju zaowocuje tym, że za blisko 15 lat przeciętny Polak będzie zarabiał tyle, co przeciętny obywatel w Unii Europejskiej. Prawdę mówiąc, trudno sobie przynajmniej dziś wyobrazić porównywalne zarobki Polaka i np. Niemca.
– Politycy muszą być optymistami. Realista wybory najczęściej przegrywa. A jak jeszcze zaproponuje zmiany naruszające rzeczywiste status quo ante, to szanse na sukces maleją jeszcze szybciej. Analiza np. ostatnich 10 lat, za okres 2004-2014, pokazuje, że Polska przybliża się do najsłabszych krajów starej UE, tj. Grecji i Portugalii. Ale, o dziwo, uciekają nam np. nie tylko Czechy, lecz także Słowacja. Musimy też pamiętać, że PKB wytworzony nie równa się PKB podzielonemu. Firmy niemieckie uzyskują znaczące zyski i dywidendy z tytułu inwestycji zagranicznych. Dzięki temu do Niemców trafiają dodatkowe środki. W latach 2004-2014 PKB Polski rósł szybciej niż Niemiec, ale w wartościach bezwzględnych PKB Niemiec w 2014 r. był wyższy o 636 miliardów euro w stosunku do 2004 r. W tym samym okresie PKB Polski wzrósł o 208 miliardów euro. Czyli w 2014 r. przeciętny PKB per capita (na jednego Niemca) był wyższy o blisko 7 tysięcy euro, a na jednego Polaka wyższy o blisko 5 tysięcy euro. Polska była zieloną wyspą, ale zielonych banknotów euro mimo ładnych wskaźników makro więcej trafiało do przeciętnego Niemca. Wyobraźnia to bardzo cenna cecha nie tylko w polityce i biznesie. Dla przeciętnego Polaka realna rzeczywistość to jednak przeciętna płaca na poziomie 3-4 razy niższym niż w Niemczech. Oczywiście, coraz większe grupy ambitnych, świetnie wykształconych, kreatywnych Polaków będą zarabiać coraz częściej, nawet nie za 15, a za kilka lat, tyle, ile przeciętny pracownik w Unii Europejskiej. Rząd PiS ma historyczną szansę, żeby racjonalną polityką doprowadzić do sytuacji, aby tych dobrze zarabiających Polaków było coraz więcej. Jednym z warunków jest odejście w niebyt podskakujących specjalistów od KOD-ów, paserstwa i antypolskiego kłamstwa, które nie tworzą przyjaznej atmosfery dla Polski i Polaków. Zła atmosfera nie tworzy, zwłaszcza u młodych Polaków, wiary w godną pracę i płacę w Polsce.

