Polska Grupa Górnicza staje się faktem, można powiedzieć, że koniec wieńczy dzieło, ale byłoby to chyba znaczne uproszczenie, bo droga do tego porozumienia wcale nie była łatwa. Z czym był największy problem?
– Największym problemem była rzetelna diagnoza aktualnej sytuacji i określenie trudności, jakie stoją przed polskim górnictwem. Wyniki kontroli, audytów były bardzo rozstrzelone w swoich ocenach. Jedni – jak chociażby poprzedni zarząd Kompanii Węglowej – mówili, że jest wszystko w jak najlepszym porządku, inni wprost przeciwnie określali stan jako fatalny. W tej sytuacji rzetelny audyt był niejako podstawą, bo żeby się zabierać za reformowanie, należy znać grunt, na którym się stoi. Druga kwestia dotyczyła przekonania górników, aby zrezygnowali z części swoich dochodów, co wcale nie było łatwe. Były rozmowy, masówki, aby wypracować konieczny kompromis.
Skoro jest porozumienie, skoro jest decyzja o utworzeniu Polskiej Grupy Górniczej, to znaczy, że kompromis został osiągnięty. Jakie są perspektywy i jakie najpilniejsze zadania stoją teraz przed PGG?
– Porozumienie zostało podpisane w obecności premier Beaty Szydło, co dowodzi, że polski rząd przywiązuje do tego projektu dużą wagę i że obecnej władzy zależy na powodzeniu tego projektu. Jednak wszyscy zdajemy sobie chyba sprawę z tego, że samo porozumienie nie rozwiąże wszystkich problemów. Konieczne jest mądre zarządzania PGG. Ufam, że zostanie dobrana odpowiednia ekipa, odpowiedni skład zarządu, który zagwarantuje racjonalny rozwój największej górniczej firmie, zatrudniającej ponad 32 tysiące osób i wydobywającej ok. 8-10 milionów ton węgla rocznie. Mądre zarządzanie to także znalezienie nowych rynków zbytu, bo przy obecnym stanie niewiele da się zrobić, a właściwie nic. Trzeba mieć także na uwadze, aby szukając odbiorców, nie popsuć rynków dla innych spółek węglowych, a więc Jastrzębskiej Spółce Węglowej, Katowickiemu Holdingowi Węglowemu czy innym śląskim kopalniom. To musi być i wierzymy, że będzie dobre rozwiązanie dla całego polskiego górnictwa, a nie tylko dla jednej firmy. To będzie największa spółka węglowa w całej Unii Europejskiej i trzeba zrobić wszystko, żeby jej wielkość nie była jej jedynym atutem.
Do tej pory problemem były firmy zewnętrzne, które wyprowadzały sporą część zysków. Co się zmienia z chwilą powstania PGG?
– Przede wszystkim zmienia się optyka – spojrzenie polskich władz na tą bądź co bądź ważną gałąź polskiej gospodarki, która została mocno zaniedbana. Teraz jest szansa, że będzie odpowiedni zarząd, który jak wspomniałem określi stan faktyczny polskiego górnictwa, że będzie praca. Przecież w tych firmach pracują ludzie. To oczywiście proces, ale mam nadzieję, że do końca tego roku wszystko się wyjaśni.
Co w najbliższej perspektywie powinno zostać zrobione, co jest najpilniejszą potrzebą, żeby PGG mogła ruszyć z miejsca?
– Przede wszystkim trzeba porozumieć się z górnikami, a druga sprawa – jak już powiedziałem poszukiwania rynków zbytu poza Polską i trzecia rzecz chyba najważniejsza – dobrać odpowiedni zespół, który będzie zarządzał tą spółką. Jest szansa, że PGG to będzie nowoczesny podmiot, konkurencyjny, który połączy polską myśl techniczną z rzetelną pracą górników dla dobra nas wszystkich, dla dobra polskiej gospodarki.
Premier Beata Szydło powiedziała, że gdyby nie zaniedbania ostatnich ośmiu lat, obecnie droga rozwoju polskiego górnictwa byłaby prostsza i łatwiejsza…
– Zdecydowanie tak. Jest szansa, że dotychczasowe postrzeganie górnictwa się zmieni, a wówczas droga całej branży górniczej w kierunku rozwoju, a nie stagnacji, jak to było dotychczas, będzie prostsza i łatwiejsza. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie stanie się to od razu po podpisaniu porozumienia, ale powiedzmy po dwóch, trzech, może czterech latach zaczniemy wychodzić na prostą. Niestety był czas, kiedy można było to zrobić wcześniej, ale poprzednia władza zmarnowała szanse. Przypomnę tylko, że porozumienie ze związkami zawodowymi zostało złamane przez rząd koalicji PO – PSL, który oszukał nas i oszukał wszystkich Polaków, kupując sobie jedynie czas i tzw. święty spokój. Z tego wzięły się nasze kłopoty. To wygląda jak niespłacony dług – jeśli się nie spłaca rat, to odsetki rosną. Z sytuacją w polskim górnictwie jest podobnie.
Jak odniesie się Pan do już pojawiającej się krytyki, że polskie górnictwo jest reformowane na koszt podatnika?
– To nieprawda. Po pierwsze, branża górnicza to także podatnik, którego wpływy do budżetu państwa są wcale niemałe. Po drugie, jeśli branża górnicza wymaga dziś pomocy państwa, to winę za ten stan rzeczy ponoszą nie górnicy, ale wspomniana przeze mnie koalicja PO – PSL, która przez osiem lat udawała, że rządzi Polską, w rzeczywistości szkodząc. Gdzie wtedy byli ci, którzy dziś się wymądrzają i próbują krytykować, a może zwyczajnie przyklaskiwali poczynaniom rządów premierów Tuska i Kopacz. Ponadto pomoc państwa, żeby ratować miejsca pracy, nie jest niczym nowym w UE, np. we Włoszech i nie tylko tam. Jeśli jest szansa, żeby firma odbiła się od dna i zaczęła prawidłowo funkcjonować, utrzymując miejsca pracy i zasilając budżet państwa, to niby dlaczego nie należałoby jej wesprzeć. To nic zdrożnego, a wprost przeciwnie, tak powinno być w państwie właściwie funkcjonującym i dobrze zarządzanym, gdzie na pierwszym miejscu jest troska o rodzimą gospodarkę, a nie dbanie o obce interesy.
Wcześniej wspomniał Pan o tym, że porozumienie zakłada także wyrzeczenia górnicze – jakie konkretnie?
– Krótko rzecz ujmując, górnicy dla dobra Rzeczypospolitej, bo tak to należałoby określić, zgodzili się na obniżenie swoich wynagrodzeń oraz na zawieszenie wypłat nagrody rocznej.
Przyzna Pan, że stwierdzenie dla dobra Rzeczypospolitej zabrzmiało bardzo górnolotnie…
– Ale to prawda. Przecież gdyby Kompania Węglowa została zlikwidowana, gdyby przestały istnieć kopalnie, to wówczas węgiel musielibyśmy kupować poza granicami kraju, co oznaczałoby uzależnienie się państwa, polskiej energetyki od dostaw z zewnątrz. Wydaje się, że do realizacji takiego właśnie scenariusza zmierzała poprzednia ekipa rządząca Polską. Chodziło o to, żeby importować węgiel, stąd mieliśmy szemrane porozumienia zawierane z UE, co stawia nas dzisiaj w bardzo trudnej sytuacji.
Pan chyba zdaje sobie sprawę, że nie tylko rząd, ale również związki zawodowe biorą na siebie odpowiedzialność za przyszłość i rozwój branży górniczej w Polsce?
– Odpowiedzialność związków zawodowych to odpowiedzialność górników, którzy razem tworzymy tą branżę. Związki zawodowe muszą się liczyć także z tym, że niepowodzenie tego projektu i całej branży węglowej może oznaczać także utratę członków. Ale nie o związkowe stanowiska tu chodzi, ale o miejsca pracy ludzi, w imieniu których występujemy. Nie było łatwo przekonać ludzi do wyrzeczeń i jeszcze raz zaufania rządzącym, tym bardziej że poprzednia władza nas bezczelnie wykiwała. Teraz zależy nam, aby cały trud ludzi nie poszedł na marne.
Od 1 maja kopalnie Kompanii Węglowej przejmie PGG, pozostaje tylko życzyć górnikom „Szczęść Boże”…
– Dziękujemy. Przyjmujemy te życzenia za dobrą monetę, modlimy się i powierzamy Opatrzności sprawy polskiego górnictwa, naszą przyszłość. Jednocześnie jako związki zawodowe nie poprzestaniemy na obietnicach obecnie rządzących i będziemy patrzeć, czy sprawy idą w dobrym kierunku. Będziemy też naciskać na rząd, aby pociągnąć do odpowiedzialności tych wszystkich, którzy w tak fatalnej sytuacji zostawili polskie górnictwo. Nie może być tak, że prezesi – ludzie, którzy doprowadzili do katastrofy przedsiębiorstwa, odeszli z ogromnymi odprawami, obłowili się, a ludzie, którzy uczciwie pracowali, muszą teraz rezygnować z części swoich wynagrodzeń. To jest skandal.
Tyle że nad tymi prezesami, którzy – jak Pan mówi – się obłowili, były jeszcze władze rządowe…
– Oczywiście mówiąc o rozliczeniach, mam na myśli nie tylko tych, którzy fizycznie zarządzali spółkami węglowymi, ale wszystkich, także tych, którzy rządzili Polską, prowadząc szkodliwą politykę, zresztą nie tylko w tym obszarze. To de facto oni doprowadzili polskie górnictwo do stanu zapaści. Myślę, że ci ludzie mają świadomość zła, które wyrządzili polskiemu górnictwu i całej naszej gospodarce, a teraz chcąc uniknąć odpowiedzialności, uruchamiają całą tą europejską szczekaczkę, która ma im zagwarantować nietykalność i bezpieczne lądowanie. Te ich obecne działania mają też drugi cel, mianowicie zagłuszyć i omamić opinię publiczną, że to niby nie oni są winni. Teraz próbują przerzucić społeczne akcenty na rzekome zagrożenie demokracji czy łamanie Konstytucji, podczas gdy sami są winni doprowadzenia do upadłości całej polskiej gospodarki.

