Unicredit bierze pod uwagę sprzedaż całego posiadanego pakietu akcji banku Pekao SA – o takiej możliwości poinformował Bloomberg. Włosi mają w rękach akcje Pekao warte, według ich wyceny, ok. 5 mld euro (ponad 22 mld polskich zł za 40 proc. akcji).
Na łamach NaszegoDziennika.pl wielokrotnie twierdziłem i udowadniałem, że Włosi prędzej czy później pozbędą się akcji Pekao SA. Moje opinie spotykały się z zaprzeczeniami Komisji Nadzoru Finansowego i włoskich właścicieli. Dwa tygodnie temu Unicredit sprzedał 10 proc. akcji Pekao SA, a teraz Bloomberg informuje, że Włosi rozważają sprzedaż pozostałych akcji. Sprawy toczą się więc tak, jak od miesięcy przedstawiam to w swojej publicystyce.
Pierwsza transakcja sprzedaży akcji Pekao SA była wyjątkowo tajemnicza. Sprzedano ze szczególnym pośpiechem i bez rozgłosu akcje na dużą kwotę 750 mln euro (3,3 mld zł). Do dziś nie wiemy, kto jest inwestorem, który wyłożył te pieniądze. Wydaje się, że to państwo polskie powinno mieć kluczowy głos w tej sprawie. W końcu Pekao SA jest istotnym graczem na naszym rynku bankowym, obsługując wielkie korporacje, firmy i spółki Skarbu Państwa. Dlatego uważam, że KNF zachowała się co najmniej nieroztropnie, wydając szybką zgodę na przeprowadzenie tej tak ważnej transakcji.
Mimo że bank ten sprzedaliśmy tanio i głupio w ramach tzw. prywatyzacji, to jednak umowy prywatyzacyjne z 1999 r. dalej obowiązują. A według nich Polska ma prawo pierwokupu w razie sprzedaży akcji Pekao SA. W kontekście repolonizacji banków, o której dużo się mówi, prawo pierwokupu jest niezwykle istotne. Nie chcielibyśmy, żeby okazało się, że Pekao SA wpadnie w ręce tych, z którymi nam nie po drodze. To ma ogromne znaczenie, kto obraca naszymi pieniędzmi i kreuje kredyt.
Dlatego współpraca między Ministerstwem Finansów a KNF musi zostać znacząco poprawiona. Obie instytucje muszą być kluczowymi partnerami i wspólnie realizować politykę, która jest najlepsza dla polskiego państwa. Tylko tak uda się uniknąć sytuacji, w której nasze narodowe srebra są wyprzedawane za naszymi plecami, bez naszego głosu i często za bezcen. To jest niezwykle istotna kwestia z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa gospodarczego, stabilności sektora finansowego i bankowego oraz dla perspektyw naszego rozwoju.
Suwerenności gospodarczej nie zbudujemy bez precyzyjnego planu i bez gruntownej wiedzy o sektorze bankowym. Wielokrotnie w „Naszym Dzienniku” udowadniałem, że kto nie ma banków, ten nie ma nic do powiedzenia we własnym kraju. Kapitał ma narodowość, a banki mogą być albo piętą achillesową, albo pomóc w szybszym rozwoju Polski. Wszystko uzależnione jest od przyjętej koncepcji rozwoju gospodarczego.
Przy masowej wyprzedaży banków popełniliśmy kardynalne błędy. Sprzedawaliśmy je np. za miliard euro, a dzisiaj prywatni właściciele oczekują sum dochodzących do dziesiątków miliardów złotych. Chodzi przecież o te same banki, w których zmienił się jedynie wystrój lokalnych oddziałów.
Straty, jakie ponieśliśmy na prywatyzacji banków po 1989 r., można szacować na blisko 200 mld zł. Warto przypomnieć, że tylko na przestrzeni ostatnich 10 lat sektor bankowy zarobił ponad 100 mld zł. W ciągu jednego roku zyski brutto banków wynoszą ok. 20 mld zł. Zysk netto kształtuje się między 14 a 16 mld zł. Są to fantastyczne rentowności, niespotykane gdzie indziej na świecie. Niestety, większości tych pieniędzy nie ma już w Polsce. Żyjemy więc w prawdziwym bankowym Eldorado, ale dla obcych.
I właśnie straty, które ponieśliśmy na wyprzedaży, są najlepszą oceną ekip, które je przeprowadzały. Jak wiemy, czołową postacią procesu prywatyzacji był prof. Leszek Balcerowicz. Środowisko z nim związane dzisiaj znajduje się w Nowoczesnej, której przewodzi Ryszard Petru, wierny uczeń byłego wicepremiera.
Banki udowodniły, że dużo prawdy jest w powiedzeniu, że „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Mimo astronomicznych zysków postanowiły mieć jeszcze więcej i na naszym rynku pojawiły się toksyczne produkty, tj. polisolokaty, czy tzw. kredyty frankowe. To na nich Polacy stracili dziesiątki miliardów złotych, a łącznie to dziś kwota ok. 190 mld zł.
Repolonizację uważam za bardzo dobry pomysł, ale nie można być podwójnym przysłowiowym jeleniem. Nie można drogo odkupować tego, co się tanio sprzedało, i to jeszcze, gdy szafy są wypchane „finansowymi trupami”. Państwo musi zmotywować banki i firmy ubezpieczeniowe do rozwiązania spraw: tzw. kredytów frankowych, polisolokat czy opcji walutowych dla przedsiębiorstw. Przykład Raiffeisena i Banku BPH pokazuje negatywne zjawisko. Otóż „zdrowe części” banków są sprzedawane, a te zainfekowane toksycznymi produktami zostają w Polsce. A więc to, co złe i obciążone, zostaje do spłacenia Polakom, a to, co dobre, jest sprzedawane, na dodatek nie wiadomo komu.
Mimo że Unicredit jeszcze nie potwierdził informacji o sprzedaży pełnego pakietu akcji Pekao SA, ja takiego ruchu jestem pewny. Sprawa Pekao SA pokazuje, jak błędną i szkodliwą strategię obrano podczas prywatyzacji. Najwyższa już pora obudzić się i ratować to, co jeszcze polskie, ale nie warto przepłacać dwa razy.