Za nami unijny szczyt, podczas którego strategia klimatyczna i zobowiązanie do całkowitego wyeliminowania CO2 do 2050 roku nie wejdzie w życie. Zablokowała je Polska przy wsparciu Węgier, Czech i Estonii. Wygląda na to, że interes Polski wziął górę?
– Należy docenić starania obecnego polskiego rządu zarówno w poprzedniej kadencji Parlamentu Europejskiego, gdzie były nieco inne uwarunkowania, ale także teraz, kiedy dopiero zarysowuje się kształt unijnej sceny politycznej. Ale to nie jest cel, bo powinien to być dopiero pierwszy krok. Rząd powinien iść dalej w tych propozycjach. Zresztą premier Mateusz Morawiecki podkreśla, że ważne jest, żeby dbać i żyć w czystym środowisku oraz zostawić naszą Ziemię przyszłym pokoleniom w jak najlepszym stanie, jak najmniej zanieczyszczoną. Natomiast z drugiej strony, jak zauważa szef rządu, konieczna jest racjonalność wykorzystania paliw, bo ma to bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo kraju. I nie chodzi tu tylko o bezpieczeństwo energetyczne, co jest rzeczą zrozumiałą, ale istotne jest także to, że ten, kto posiada paliwa energetyczne, może się czuć względnie bezpieczny, a przede wszystkim niezależny od innych dostawców nośników energii.
Tylko że nie wszystkie dostępne paliwa są traktowane w jednakowy sposób?
– To prawda, że nie wszystkie paliwa mają jednakowe szanse rozwoju. Tym bardziej korzystając z osiągnięć ubiegłorocznego szczytu klimatycznego COP24 w Katowicach, forsując też mądrą politykę podczas zbliżającego się COP25, który w tym roku odbędzie się w Ameryce Południowej, ważne jest, żeby z inicjatywy polskiego rządu została przedstawiona kwestia podliczenia założeń, jakie powstały 25 lat temu. Co udało się zrealizować, a czego nie, ile to wszystko kosztowało, a więc jakie są plusy i minusy wszystkich przedstawionych propozycji politycznych i gospodarczych. Owszem, zgadzamy się, że ważne jest czyste środowisko, ale istotne jest też podsumowanie, co na przestrzeni ćwierćwiecza w tej materii zostało zrobione. Kolejnym krokiem będzie przystąpienie do negocjowania pakietu energetyczno-klimatycznego świata – tak jak było to w Kioto.
Argumentacja premiera Mateusza Morawieckiego, że przez lata komunizmu Polska nie mogła się rozwinąć także w obszarze wykorzystania nowych źródeł energii tak jak kraje zachodnie, jest, a przynajmniej powinna być, zasadna. W tym kontekście jakie szanse ma pomysł premiera, żeby Unia wprowadziła system rekompensat, tak aby skłonić takie kraje jak Polska do poparcia zmian w polityce klimatycznej?
– To fakt, że w innej rzeczywistości politycznej rozwijały się gospodarki państw zachodnich, a w innej rozwijały się gospodarki państw Europy Środkowo-Wschodniej, które przez kilkadziesiąt lat były w orbicie Moskwy, i to nie bez winy Zachodu. I tu z premierem Morawieckim się zgadzam, natomiast jeśli chodzi o kwestie dotacji czy rekompensat, to też nie jest to do końca korzystne, bo otrzymując coś, stajemy się w jakimś stopniu zakładnikami tych, którzy tych rekompensat udzielają. W mojej ocenie, nie potrzebujemy ani pomocy Zachodu, ani rekompensat, ani też innego opartego na nie do końca zdrowych zasadach wsparcia. Po pierwsze, Polska jest krajem ambitnym, po drugie, mamy jednych z najlepszych naukowców na świecie, więc nie potrzebujemy specjalnie czyjejś pomocy, natomiast niech nikt nam nie przeszkadza rozwijać się po swojemu. Poza tym ważne jest, żeby polska gospodarka, ale też gospodarki innych państw na dorobku były traktowane na równi z innymi. Chodzi o to, żeby nam nie sprzedawano gorszej jakości żywności, żeby nam nie sprzedawano śmieci chemicznych w postaci złej jakości płynów czy proszków do prania, które później zanieczyszczają nasze środowisko. Ważne jest zatem, aby społeczeństwo międzynarodowe traktowało się nawzajem uczciwie.
Z tą równowagą bywa jednak różnie…
– No właśnie, z tymi zasadami bywa różnie. Proszę zwrócić uwagę, co się dzieje z prawem, jak traktowane są państwa w Europie Zachodniej, gdzie łamane są prawa człowieka i jakie są reakcje na to, a co wmawia się Polsce, że jest rzekome naruszenie praw, że zagrożony jest stan demokracji itd. Dlatego uwagę zwróciłbym na to, żeby jednak się dopominać, co zresztą polski rząd robi, tylko żeby to było wyraźnie zasygnalizowane i odpowiednio nagłośnione, że my możemy pomagać ludziom także zagrożonym działaniami wojennymi, ale w miejscach ich pochodzenia. Zresztą ta inicjatywa Polski jest wzorcowa dla całego świata. I my, realizując takie wsparcie dla innych, możemy też się rozwijać, ale też domagamy się od wspólnoty międzynarodowej, żeby nas nie pouczała. Wszystkie państwa powinny być traktowane jednakowo i to jest nasze przesłanie, ale także siła polskiej polityki zagranicznej, że nie kłaniamy się innym, że potrafimy być stanowczy i upominać się o swoje, że bronimy swoich słusznych racji. I na to bym stawiał w pierwszej kolejności, że jak inni nam nie będą przeszkadzać, to my się sami dorobimy, tam gdzie trzeba nadrobimy zapóźnienia, a niekoniecznie powinniśmy oczekiwać rekompensat.
Największym trucicielem w Unii Europejskiej są Niemcy, które krzyczą najgłośniej, podczas gdy ich udział w emisji CO2 jest dwukrotnie większy od Polski…
– To prawda, że na przestrzeni 20 ostatnich lat Niemcy tylko symbolicznie ograniczyli emisję CO2. Z jednej strony mają najlepiej rozwiniętą gospodarkę w Europie, ale jeśli spojrzeć na ich politykę społeczną, to trzeba powiedzieć, że politycy rządzący w Niemczech oderwali się od społeczeństwa. Owszem, mieli poważny problem i musieli się zdobyć na poważny wysiłek ekonomiczny związany z połączeniem Niemiec Zachodnich i Wschodnich w jedno państwo. I ten ciężar cały czas dźwigają, radząc sobie całkiem nieźle, ale z jedną rzeczą nie mogą sobie poradzić, mianowicie z mentalnością ludzi zamieszkujących na dawnych wschodnich terenach w dawnym NRD. Na tym całym tle politycy niemieccy – dawni czerwoni, a dzisiaj zieloni – wprowadzają zamęt w sprawie ograniczenia emisji CO2, ale z drugiej strony rządzący gospodarką robią swoje, nie zważając na ograniczenia, zasady itd. To swoisty faryzeizm: co innego niemieccy politycy głoszą, a co innego robią, ale to nie oznacza, że wszyscy Niemcy są fałszywymi ludźmi. Fakt faktem Niemcy emitują najwięcej CO2, ale to też nie jest jedyny problem związany z emisją, bo nasi zachodni sąsiedzi są też potężnym importerem towarów m.in. z Chin, Indii czy Tajlandii, wyrobów niekoniecznie wyprodukowanych w nowych, niskoemisyjnych technologiach, ale nawet w technologiach z początku XX wieku. Dlatego żądalibyśmy, aby był także tzw. ślad węglowy za wyprodukowanymi dobrami sprowadzanymi do Europy, żeby pokazać, że trują nie tylko producenci, ale także ci, którzy sprowadzają wyroby od trucicieli.
Czy stopniowa transformacja energetyczna, którą forsuje Polska, zakładająca, że w 2040 roku jedna trzecia mocy wytwórczych będzie pochodziła z odnawialnych źródeł energii, m.in. farm wiatrowych na Bałtyku, to realny plan?
– Wybudować cokolwiek to jest plan realny, natomiast czy to przyniesie oczekiwany rezultat, to tego, uczciwie mówiąc, nie bardzo jestem pewien. Ekspertami są tu oczywiście inżynierowie, energetycy, którzy znają się na rzeczy, bo energetyka odnawialna wiatrowo-słoneczno-wodna nigdy nie jest energetyką do okiełznania. Natomiast my, odbiorcy, potrzebujemy stałego dopływu energii, a z tym mogłoby być różnie. Do energetyki trzeba podejść realnie. Zresztą w Polsce, jeśli chodzi o energetykę odnawialną, mówi się nie tylko o farmach wiatrowych na Bałtyku, ale – co gorsza – mówi się też o energetyce jądrowej. Jeśli ktoś chciałby zobaczyć, czym może skutkować rzekomo niezawodna energetyka jądrowa najnowszej generacji, to proszę sprawdzić, co się stało w 2011 roku w japońskiej elektrowni Fukushima. Jeśli jednak uparlibyśmy się na to, żeby rozwijać w Polsce energetykę jądrową i wybudować elektrownię – z różnych powodów, np. naukowych itd. – to powinniśmy mieć własną kopalnię materiałów rozszczepialnych. Natomiast jeśli będziemy pod tym względem zależni od innych – nie ma znaczenia, czy od Stanów Zjednoczonych, od Francuzów, czy od Rosji – to zawsze jest to uzależnienie i to jest problem.
Jaki zatem powinien być realny plan, zadanie, jakie w tej materii powinniśmy przed sobą stawiać, żeby z jednej strony zabezpieczyć sobie źródła energii, a z drugiej żeby być fair wobec idei czystego środowiska?
– Przede wszystkim powinniśmy być lojalni wobec Stwórcy. Pan Bóg dał nam Ziemię we władanie nie po to, żebyśmy ją zaśmiecali i zanieczyszczali, i zrobili z niej pustynię, ale po to, żebyśmy nią mądrze gospodarowali. I to nie ideologia powinna wytyczać nam kręgi, w jakim środowisku powinniśmy żyć, ale Bóg Stwórca, i dla nas, ludzi wierzących, jest to jasna sprawa. Teraz chodzi o to, żeby wszystko, co na tym świecie mamy do dyspozycji, racjonalnie wykorzystywać. Jest taki program obecnego polskiego rządu „Czyste powietrze”, tyle że nie jest on do końca doprowadzony. Chodzi o to, że rząd przyjął ustawę mówiącą o jakości paliw, tylko że tak naprawdę nie ma znaczenia, jakie mamy paliwo, natomiast znaczenie ma to, jakie mamy palenisko. Nie ma więc znaczenia to, co wkładamy do paleniska, ale ważne jest to, co z komina wychodzi. Jeśli przygotujemy odpowiednio swoje palenisko i przystosujemy je do węgla dobrej lub gorszej jakości, do węgla brunatnego, do gazu itd., a więc jeśli będziemy poprawiać sprawność energetyczną, jeśli spełnimy wszystkie możliwe warunki, to nie będziemy zanieczyszczać środowiska. I to powinien być nasz – polski program. Oczywiście zdajemy też sobie sprawę, że złoża węgla są wyczerpywalne, w związku z tym powinny być również racjonalnie wykorzystywane. Dary od natury – węgiel – powinniśmy wydobywać do końca, a nie mówić, że tu się na to opłaca, a w innym miejscu już nie. Chodzi o to, żeby tego paliwa wystarczyło nam i następnym pokoleniom.