Komisja Europejska zapowiedziała kontrolę w resorcie rolnictwa w zakresie wniosków składanych przez rolników o pomoc dla gospodarstw dotkniętych embargiem rosyjskim. To nie jest dla nas dobra wiadomość.
Przypomnę, że nasi rolnicy na polecenie Marka Sawickiego składali wnioski o rekompensaty za produkty warzywne i owocowe, których Rosja nie zamierza od nich kupić. Minister nie wyznaczył żadnych procedur, których wnioskodawcy mieliby się trzymać. Zasugerował, że mogą je składać nawet na świstkach papieru z uwzględnieniem szacunkowych strat. Co więcej, nie został wyznaczony żaden mechanizm weryfikowania złożonych wniosków.
W związku z takim brakiem koordynacji do Brukseli spłynęły wnioski na ilość produktów, która była większa od całego eksport z Unii Europejskiej do Rosji. Dlatego też KE wstrzymała mechanizm przyjmowania aplikacji i ich rozpatrywania, a w zamian za to poleciła sprawdzić wszystkie złożone wnioski. Wówczas znaczna część polskich rolników wycofała swoje podania.
W pierwszej transzy pomocy UE przeznaczyła 125 milionów euro dla wszystkich krajów wspólnoty, z czego nasi rolnicy wnioskowali o ok. 150 mln euro. Po weryfikacji złożonych aplikacji z rzeczywistym stanem gospodarstw okazało się, że polskim rolnikom należy się tylko 126 mln euro.
KE postanowiła, że Polska nie będzie mogła ubiegać się o rekompensaty z drugiej transzy pomocy, ponieważ w pierwszej wpłynęło od nas dużo wniosków. Nasi rolnicy zostaną zatem dwa razy ukarani, bowiem nie będą mogli partycypować w drugiej puli środków, a z pierwszej dostaną jedynie jakieś marne kwoty.
Taka sytuacja wynika z chęci uzyskania propagandowego efektu przez ministra Sawickiego, który chciał się wykreować na wielkiego wspomożyciela polskich rolników. Można było wstrzymać przyjmowanie wniosków o kilka dni, a w tym czasie opracować zasady aplikacji oraz metodę ich oceny. Niestety nie zrobiono tego, nie zweryfikowano otrzymanych podań, dlatego teraz KE wysyła kontrolę, która ma sprawdzić polskie ministerstwo rolnictwa.